sobota, 12 grudnia 2015

Porozmawiajmy.

     Tak.. Znowu był zapał, była wena i ambicje. Częstsze posty! Większa grupa odbiorców! Kolejne opowiadanie! Jednak nie wyszło. Wchodząc dziś na bloga bardzo ukłuło mnie to. Co się stało z moim zapałem? Co się stało z potrzebą tworzenia? Potrzebą pisania? Nadal ją mam. I będę pisać. Jeśli nie dla Was, to dla siebie. Chcę stworzyć tę historię i zrobię to. Jednak potrzebuję waszej aktywności. Waszych słów i komentarzy, bo bez tego idzie jakoś tak słabo :<

    Więc tak.. znów proszę was o to abyście zostawiali/-ły komentarze.. jakiekolwiek znaki życia. Wasza obecność jest nieocenione, co mam nadzieję wiecie. I naprawdę bardzo jej teraz potrzebuję. A więc po tych dziwnych smętach kończę i idę się produkować.



               See Ya' :x


(zdjęcie ukradnięte z grupy na fb :v)

piątek, 2 października 2015

Na Jawie. Rozdział XXII.

Stała w całkowitej ciemności. Nie widziała kompletnie nic. Czuła okropny chłód pod stopami. Stała boso. Rękoma wyczuła, że ma na sobie piżamę. Czyżby znów lunatykowała? Nie zdarzało jej się to od 7 roku życia. Nie miała przy sobie różdżki i nie wiedziała, w którą stronę się ruszyć. Dostrzegła w oddali jakby dwa błyszczące punkty, które po chwili zniknęły. Zaraz znów się pojawiły, tym razem kawałek bliżej. Hermiona niewiele myśląc ruszyła ku nim powolnym krokiem. Szła w kompletnym mroku i ciszy, dopóki nie usłyszała przeraźliwego, rozrywającego ciszę dźwięku - głośnego syknięcia. Usłyszawszy je zaczęła biec z całych sił w przeciwnym kierunku, niż ten z którego ono dochodziło. Biegła całkowicie nie wiedząc gdzie. Na wszelki wypadek wyciągnęła ręce, aby nie uderzyć w jakąś ścianę. Zaczęło jej szumieć w uszach i słyszała groźny odgłos coraz bliżej za sobą. Biegła ile sił w nogach, dopóki nie potknęła się i nie upadła z pełnym impetem na kamienną posadzkę. Pisnęła z bólu, jednak szybko podniosła się i cofnęła, aby zobaczyć, co było przyczyna jej wypadku. Podeszła powoli na czworaka do ciemnej sylwetki leżącej na podłodze. Drżącą dłonią poruszyła nią i odskoczyła do tyłu wydając przeraźliwy krzyk. Na podłodze leżała pani Weasley, całkowicie blada, miała szeroko otwarte, zaczerwienione oczy i sine usta. Nie ruszała się. Nie oddychała. Hermiona zakryła usta dłonią, gdy łzy napłynęły jej do oczu. Po chwili jednak znów usłyszała przeraźliwy syk. Przerażona szybko wstała na nogi i znów zaczęła uciekać. Piekły ją oczy, łzy płynęły po policzkach i w głowie szumiało jej jeszcze bardziej. Jednak teraz jakby gdzieś z oddali słyszała cichy szept. Dochodził z daleka jednak go słyszała. Nie potrafiła wyłapać konkretnych słów, brzmiało to trochę jak szeptanie do małego dziecka, kiedy się je usypia. Przeraziło ją to jeszcze bardziej niż syk, prawdopodobnie węża. Zaczynało brakować jej tchu, gdy z impetem uderzyła w ścianę tuż przed sobą. Przenikały przez nią słabe promienie. Chyba stała teraz przed drzwiami. Ręką namacała klamkę i czym prędzej nacisnęła ją. Oślepił ją jasny blask słońca. 

Zrobiła krok do przodu i odkryła, że znajduje się na dziedzińcu Hogwartu. I jest lato. Odwróciła się, by zobaczyć, czy kreatura wydająca przeraźliwy dźwięk nadal ją goni, jednak za nią nie było żadnych drzwi. Stała na środku dziedzińca. Rozejrzała się dookoła, nikogo nie było. Co tu się dzieje, pomyślała. Nadal była w samej piżamie. Stała tak otoczona szumem pobliskich drzew. Zaczęła zastanawiać się gdzie powinna pójść. Musi udać się do dyrektora. Kilka chwil temu widziała w jakimś dziwnym miejscu martwą Molly Weasley. Dumbledore musi o tym wiedzieć. Była już przy wejściu do szkoły, gdy usłyszała donośny gwizd. Gwizd oznajmiający odjazd pociągu Hogwart's Express. Zdezorientowana szybko pobiegła w tamtą stronę.

 Cała stacja zatopiona była we mgle. Ponownie usłyszała głośny gwizd. Pociąg stał na torach i był gotowy do odjazdu. Po chwili zobaczyła, że jest on pełen ludzi. Wszyscy uczniowie byli w środku. Pytała tych, którzy byli najbliżej co się tu dzieje i dlaczego pociąg odjeżdża, jednak oni tylko uśmiechali się i machali w jej stronę. Po chwili dojrzała w przedziale kawałek dalej twarz Harrego. I Rona. I Nevilla. Oraz kilku nauczycieli. Wszyscy mieli na twarzy ten demoniczny, sztuczny uśmiech. Ruszyła w ich stronę jednak pociąg w tym momencie ruszył, znikając w gęstej mgle. 
- Co tu się dzieje do cholery? - Krzyknęła łamiącym się głosem. Jednak nie usłyszała odpowiedzi. Co ma zrobić? Gdzie ma iść? Gryfonka ukryła twarz w rekach. - Myśl, Hermiono, myśl. Do Dumbledora. Tak. Do Dumbledora. - Ruszyła z powrotem do szkoły. Znów słyszała ciche szeptanie. Jednak tym razem, jakby siedziało w jej głowie. Potrząsnęła nią i dzielnie szła przed siebie. 

Po kilku minutach stanęła przed wielkimi drzwiami i ostrożnie weszła do szkoły. Była pełna uczniów. Wyglądało to jak zwykły szkolny dzień. Standardowa wrzawa i przepychanie się na korytarzu. Jedyna dziwną rzeczą było to, że nikt jej nie zauważał. Zaczepiała kilka osób, aby dowiedzieć się w końcu co tu się dzieje, ale nikt nie reagował. Kręciła się tak po korytarzu, próbując znaleźć kogoś kto jej pomoże. Wtem ponownie usłyszała mrożący krew w żyłach syk. Błyskawicznie odwróciła się i ujrzała ogromnego węża. Nagini. Nim zdążyła zareagować wąż rzucił się prosto na nią.


Krzyknęła przeraźliwie i zerwała się na łóżku. Była cała spocona i roztrzęsiona. Na szczęścia Lavender nadal spała, głośno chrapiąc. Hermiona potykając się o własne nogi chwyciła różdżkę, narzuciła na siebie szatę i wybiegła z dormitorium prosto do gabinetu dyrektora. Przed posągiem gargulca wypowiedziała 'Cytrynowy drops' i udała się schodami w górę. Będąc pod drzwiami odetchnęła kilka razy, aby się uspokoić. Zapukała i gdy usłyszała przyzwolenie dyrektora weszła do środka.
- O. Witaj Hermiono. - Dyrektor uśmiechnął się serdecznie, jednak od razu dostrzegł, że dziewczyna jest roztrzęsiona. - Czy coś się stało, moja droga? Usiądź. - Hermiona usiadła prędko, bo kolana zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa.
- Ja.. To pewnie nic takiego, ale czy mógłby pan sprawdzić, czy u państwa Weasley wszystko w porządku?
- Czy Harry miał znów jakiś sen?
- Nie ja tylko.. - Hermiona spuściła wzrok. Po co właściwie tu przyszła? Miała dziwny sen i bez potrzeby zawraca innym głowę.
- Rozumiem. Kobieca intuicja. Zaczekaj tu. - Dumbledore przywołał skrzata i poprosił o przyniesienie dla Hermiony herbaty. On sam wyczarował patronusa w kształcie feniksa, który po chwili zniknął w kominku. Dumbledore wszedł chwilę po nim. Mała skrzatka przyniosła Hermionie filiżankę pełną gorącej herbaty, po czym od razu zniknęła. Dziewczyna pomyślała sobie o stowarzyszeniu WESZ, które do zeszłego roku prowadziła. Rozwiązała je, ponieważ nikt nie chciał się przyłączyć i nie przynosiło żadnych rezultatów. Poza tym Zgredek wciąż ja przekonywał, że skrzaty naprawdę lubią pracę w Hogwarcie. Hermiona upiła kilka łyków herbaty i po paru minutach z kominka wyszła Profesor McGonagall a za nią Profesor Dumbledore. Hermiona opowiedziała im o dziwnym śnie i stwierdziła, że nie powinna w ogóle tu przychodzić. Jednak nauczyciele powiedzieli, że dla całkowitej pewności dobrze zrobiła powiadamiając ich o tym. Kilka minut później kiedy Hermiona już nieco uspokoiła się, z kominka dyrektora wyszedł osiołek - patronus Molly Weasley. Widząc go Hermionie spadł kamień z serca. Przemówił on głosem pani Weasley i powiedział, że dziękuje za troskę. Nikt w Norze nie zauważył, że jedno z zaklęć ochronnych osłabło. Na szczęście nic się nie stało. Tylko mała żmija wślizgnęła się do kuchni. Ośliczka podziękowała, życzyła wszystkim dobrej nocy i rozpłynęła się.
- Widzisz Hermiono, warto ufać swojej intuicji. - Powiedział z uśmiechem dyrektor. Po chwili zmienił wyraz twarzy na bardzo poważny. - Chyba nie powinienem był prosić o twoją pomoc nad eliksirami dla Zakonu. Powinnaś teraz skupiać się tylko na nauce, a nie przejmować w.. sprawami Zakonu.
- To nic takiego profesorze. Miałam ostatnio gorsze dni, ale poradzę sobie.
- Jak uważasz, moja droga. Jednak porozmawiam o tym  z profesorem Snape. Jeszcze jedno Hermiono. Pani Hooch zawiadomiła mnie, że ty i kilku innych uczniów nie wróciliście do Hogwartu razem z resztą grupy.
- Tak dyrektorze. Przepraszam. Źle się poczułam.
- Nie będę nikogo za to karać, ponieważ wszyscy są już pełnoletni i mieli takie prawo. Ale chce cię tylko ostrzec moja droga. Wiesz, że są to niebezpieczne czasy. Zwłaszcza dla ludzi z twojego otoczenia. Po prostu robię wszystko co mogę, dla waszego bezpieczeństwa.
Hermiona pożegnała się z dyrektorem, a jej opiekunka odprowadziła ja do pokoju wspólnego. Dziewczyna na palcach udała się do swojego dormitorium i błyskawicznie położyła do łóżka. Zaczęła zastanawiać, który sen był gorszy - ten ze Snape'm czy dzisiejszy. Zdecydowanie wizja martwej kobiety, którą traktowała jak drugą matkę była o wiele bardziej przerażająca. Nie, przerażające było to, że jej sen był poniekąd prawdą. Gdyby opadły na przykład dwa zaklęcia, Weasleyowie byli by w poważnym niebezpieczeństwie. Jeszcze chwila i zacznie wierzyć, że te brednie, o których tak namiętnie opowiadała Trelawney są prawdą. Nie, pomyślała, do tego nigdy nie dojdzie. Po czym zamknęła oczy i po chwili, nadal lekko wystraszona, zasnęła.

sobota, 12 września 2015

Na Jawie. Rozdział XXI.

Czwórka przyjaciół weszła na Arenę, na której miał odbywać się koncert Fatalnych Jędz. Była ona oczywiście magicznie powiększona, a i tak pękała w szwach. Nic dziwnego, wszyscy uwielbiali Fatalne Wiedźmy.
 Na początku nikt się nie odzywał, Hermiona i Ron próbowali zacząć rozmowę, ale wychodziło to raczej słabo. Koncert miał rozpocząć się za 10 minut.
- Hermiono możemy porozmawiać? - Parvati wzięła drugą Gryfonkę na stronę.
- Ron chodź tu. - Seamus pociągnął kumpla za łokieć.
- Wiedziałaś o tym?
/- Że ona tu będzie?
- Oczywiście, że nie,
/- skąd miałem wiedzieć?
- Chyba wrócę do domu,
/- skoro ona tu jest.
- Oh, przestań.
/- Może powinniście ze sobą porozmawiać?
- On nie chce ze mną rozmawiać.
/- Nie chcę z nią rozmawiać.
- Przestań. Zachowujesz się
/- jak małe dziecko.
- Wcale, że nie.
/- Nieprawda.
- Tak.
/- Prawda. 
- Porozmawiaj z nim.
/- Porozmawiaj z nią.
- Nie.
/- Nie.
- Tak.
/- Tak.
- Nie!
/- Tak!
- Ron? Pójdziesz ze mną po gorącą czekoladę? - Uśmiechnęła się niewinnie Hermiona.
- Jasne. - Powiedział z uśmiechem Ron. - Gadaj. - Szepnął do Seamusa i odszedł z Hermioną w kierunku małego baru obok wejścia. Po chwili jednak obrócili się, aby zobaczyć, jak się sprawy mają. Dookoła pojawiało się coraz więcej osób. Hermiona dyskretnie rzuciła zaklęcie aby słyszeć co tamta dwójka mówi. Ani Parvati ani Seamus nie wiedzieli jak się zachować. On powiedział, że ładnie wygląda, ona podziękowała. I znów krepujące milczenie. Jednak chłopak zebrał się i spytał czy mogą porozmawiać gdzieś, gdzie jest odrobinę ciszej. I zniknęli im z oczu wtapiając się w tłum. Hermiona z Ronem zaczęli szukać sobie miejsc jak najbliżej sceny.
- Ślicznie wyglądasz, Mionka. - Powiedział niespodziewanie Ron, prowadząc ją przez rosnący tłum ludzi.
- Dziękuję. - Dziewczyna zarumieniła się.
- To znaczy, zawsze ładnie wyglądasz. Ale dzisiaj naprawdę.. niezła z ciebie laska. - Hermiona popatrzyła na Rona i dostrzegła coś niepokojącego w jego oczach. Znów miała ciarki. Patrzył na nią jakby chciał ją zjeść. Dosłownie. 
- Dzi-ięki. Chyba.
- Pomyślałem sobie.. - W tej chwili przerwał, bo na scenie pojawił się Myron Wagtail. Hermiona odetchnęła ze spokojem, tłum zawrzał i koncert się rozpoczął. Arena Trzech Mioteł była po brzegi wypełniona czarodziejami w rożnym wieku. Wszyscy przepychali się, krzyczeli i śpiewali razem z zespołem. Hermiona przez moment dostrzegła w tłumie Tonks, jednak ta po chwili zniknęła. Nie widziała również Parvati i Seamusa. Jednak nie miała czasu martwic się o nich. Zaczynało denerwować ją zachowanie Rona. Pomijając jego wzrok dzikiego zwierzęcia, cały czas pchał się na nią, stając jak najbliżej. Próbowała się odsuwać, zwracać uwagę na straszny ścisk, jednak, niestety, Ron Weasley ciężko łapał aluzje. I chyba wyczuwała od niego alkohol, co również ją zezłościło. Podczas 'Nie pójdziemy spać' mało jej nie przewrócił, a przy 'Bez energii' , próbując ją chyba przytulić, mało sam się nie wywrócił. Mimo nieudolnych prób zalotów Rona, Hermiona świetnie bawiła się na koncercie. Dobrze wspominała występ zespołu na Balu Bożonarodzeniowym. Jednak nie mógł się on równać z tym. Zespół grał swoje największe przeboje. I mogła zobaczyć na żywo Hermana Wintringhama, który nie grał z zespołem w Hogwarcie. Najlepszym momentem wieczoru, było wykonanie ballady 'Obraz idealny', kiedy większość świateł zgasła i wszyscy używając zaklęcia Lumos machali różdżkami. Była to jej ulubiona piosenka, a tysiące małych światełek wirujących wokół sceny dodało temu jeszcze więcej uroku. Było wspaniale, dopóki Ron nie wpadł na jakże 'wspaniały' pomysł trzymania różdżki razem z Hermioną. Przycisnął ją do siebie i zaczął się z nią kiwać na boki. Mina Hermiony była nie do opisania. Zdziwienie, połączone z gniewem i wstrętem. Lecz kiedy ręka chłopaka zaczęła zjeżdżać z jej talii, stwierdziła, że tego już za dużo. Siłą odsunęła się od niego, posłała spojrzenie godne bazyliszka i odeszła, znikając w tłumie i zostawiając Rona z głupią miną. Wyszła na zewnątrz i zadrżała z zimna. Ten wieczór miał wyglądać inaczej. Bez przystawiającego się Rona, za to z Parvati i Seamusem ponownie jako parą. Chociaż może akurat się pogodzili. Gryfonka była już zmęczona tym dniem. Mimo zaleceń dyrektora sama aportowała się przed bramę Hogwartu i po chwili znalazła się w pokoju wspólnym Gryffindoru.

Było już po godzinie 23, więc był prawie pusty. Siedział tam tylko.. Seamus, z dość nieciekawą miną. Coś musiało pójść nie tak, pomyślała i usiadła koło kolegi.
- Cześć. Jak wieczór? - Hermiona próbowała się uśmiechnąć, jednak poważna mina chłopaka trochę ją zaniepokoiła.
- Miona wiem, że to był twój pomysł, z tym wyjściem. 
- Był. Ale nie powinieneś być na mnie zły. Ja chciałam tylko pomóc. - Powiedziała Hermiona ze skruchą w głosie. Nie zrobiła nic złego. Chociaż, może, powinna ich uprzedzić..
- Nie jestem zły. - Powiedział spokojnie Seamus. 
- To dobrze. Ale mów jak poszło. Porozmawialiście?
- Tak. Ale.. - Chłopak wbił wzrok w kolana. - Powiedziała, że musi to przemyśleć. Że musi porozmawiać z Lavender i-
- Lavender?! - Wypaliła Hermiona. - A co ona ma do waszego związku?
- Nie wiem. Nic nie rozumiem. Parv najpierw się ucieszyła, że chcę się z nią pogodzić, a potem.. uciekła. Nie wiem o co chodzi, ale mam nadzieję, że.. jakoś się ułoży.
- Ja też. Wiesz, że trzymam za was kciuki. Dobranoc. - W odpowiedzi chłopak tylko uśmiechnął się smutno. Hermiona poklepała go po ramieniu i udała się do dormitorium. Chciała porozmawiać z Parvati, jednak jej tam nie zastała. Była tam tylko Lavender leząca na łóżku, czytając po raz kolejny 'Moje magiczne ja' Lockharta. Nadal go uwielbiała. Hermiona, przypominając sobie oszustwa Gilderoy'a i swoje zauroczenie nim w tamtym czasie, poczuła zawstydzenie. Był zwykłym oszustem i pozerem. A Harry i Ron do tej pory, gdy tylko sobie przypomnieli, drwili z jej podkochiwania się w nim. To było takie głupie.
- Parvati jeszcze nie wróciła? - Odezwała się Hermiona, wyraźnie irytując blondynkę, która musiała oderwać się od lektury,
- Wróciła. - Powiedziała Lavender zirytowanym głosem, nie podnosząc wzroku znad książki. - Wpadła tu, wzięła kilka rzeczy i powiedziała, że śpi dziś u Padmy. - Lavender od niechcenia uniosła oczy i zatrzymała wzrok na Hermionie. Przekręciła głowę i.. jakby uśmiechnęła się lekko. - Ślicznie dziś wyglądasz.
- Em.. Dziękuję. - Uśmiechnęła się lekko, mocno zdziwiona tym co usłyszała i tym od kogo to usłyszała. Lavender po chwili jakby zrozumiała, co właśnie powiedziała, wróciła do czytania książki z grobową miną. Hermiona udała się do łazienki. Zmyła makijaż, wzięła szybki prysznic i przebrana w piżamę wskoczyła do łóżka. Ten wieczór miał wyglądać zupełnie inaczej. Znów wszystko się pokomplikowało. Do przerwy świątecznej został tydzień. Ciężki tydzień. Musi chodzić na szlabany do Snape, porozmawiać z Harrym, i z Ginny, i z Parv. I jakoś wyjaśnić tę sytuację z Ronem. Oby tylko wytrzymać do piątku. Przynajmniej podczas ferii chwilę odpocznie. Przynajmniej ma taką nadzieję.

wtorek, 1 września 2015

Na Jawie. Rozdział XX.

- Granger nie machaj tak ta chochlą, bo przewrócisz tamten słój!
- A jak mam niby zamieszać eliksir, bez machania chochelką?!
- Na pewno nie tak jak robisz to teraz. Masz to robić delikatnie, a nie jakbyś chciała kogoś zabić.
- Chyba właśnie zaczynam chcieć.
- Granger! Minus dziesięć punktów od Gryffindor'u! Zamknij jadaczkę!
- Niech pan najpierw zamknie swoją!
- Nie tym tonem!
- Tak, tak.
- Granger! - Już pierwszego dnia współpraca Hermiony z profesorem Snape'm nie zapowiadała się najlepiej. Ją drażniło to, że cały czas 'wisi' nad nią i ją rozprasza, on zaś cały czas zwracał jej uwagę, że jest zbyt nieuważna. Co chwilę ktoś podnosił głos, straszył zawołaniem dyrektora lub próbował szantażować. Koniec końców po dwóch godzinach niesamowitych męczarni i 30 odjętych punktach, Hermiona opanowała przygotowywanie błyskawicznego Eliksiru Wielosokowego oraz przygotowała kilka kociołków innych eliksirów. Mimo zirytowania, spowodowanego standardowym zachowaniem Snape, dziewczyna czuła dumę z wykonanej pracy. Pierwszy raz robiła kilka eliksirów w jednym czasie i pomagała w ten sposób Zakonowi. Niestety nie mogła liczyć na słowa uznania ze strony Mistrza Eliksirów. Wyłącznie poganiał ją i wytykał błędy.
- Granger pospiesz się! Jutro będzie do przygotowania dwa razy tyle.
- Ale ja jutro nie przyjdę, profesorze.
- Słucham? - Snape podniósł wzrok z nad kociołka i odwrócił się do Hermiony wyraźnie zdziwiony.
- Rozmawiałam już z profesorem Dumbledore'm. Idę na koncert z przyjaciółmi. Dyrektor dał mi pozwolenie na opuszczenie szlabanu.
- Bardzo się cieszę, że zostałem poinformowany.
- To już nie moja wina. - Nauczyciel posłał jej mordercze spojrzenie.
- Tak właśnie wygląda pomoc ze strony Gryfonów. - Parsknął się szyderczo, wracając do swojego kociołka.
- Lepsze to niż prosić o pomoc Ślizgona. - Mruknęła pod nosem zirytowana Hermiona
- Chyba nie dosłyszałem.
- Bo uszy się myje, a nie wietrzy. - Znów mruknęła Gryfonka.
- Granger możesz raz odezwać się jak człowiek?
- Skończyłam. - To powiedziawszy rzuciła zaklęcie na swój blat, który po chwili był czysty i oparła się o niego. Snape zamieszał w kociołku, rzucił na niego zaklęcie i odwrócił się. Dwanaście gotowych eliksirów. W tym kilka, które przygotowywała po raz pierwszy. Ale niektóre z nich były banalne do wykonania. Poszło jej.. nie najgorzej - pomyślał. Po czym spojrzał na nią i zmarszczył brwi.
- Długo zamierzasz tak stać?
- Myślałam, że usłyszę jakieś słowa pochwały.
- Granger.. niczego nie zniszczyłaś. A teraz wyjdź.
- Ma pan alergię na miłe słowa?
- Miłe? - Snape uniósł brwi.
- Tak. Na przykład 'Dobra robota' albo 'Dobrze sobie poradziłaś'.
- Granger.. - Powiedział głosem, jakby zaraz z jego ust miało paść coś niesamowicie ważnego. - Wyjdź. - Snape odwrócił się i wznowił pracę nad kociołkiem. Hermiona zmęczona i zrezygnowana po prostu wyszła i udała się prosto do swojej sypialni. W pokoju wspólnym minęła Rona, który rozmawiał z Seamus'em. Kiwnęła mu porozumiewawczo i poszła do swojego dormitorium. Cały poprzedni wieczór myślała, co zdziałać z koncertem. W końcu wymyśliła i przekazała to Ronowi. Teraz jej zadaniem było namówić Parvati na wyjście. W dormitorium zastała ją rozmawiającą z Padmą. Lavender już spała. To był świetna okazja. Śpiącej Lavender nic nie było w stanie obudzić. Padma akurat wychodziła i mijając Hermionę uśmiechnęła się tylko.
- Parvati, możemy porozmawiać. Chodzi o koncert.
- Hermiono, ja naprawdę nie-
- Posłuchaj, dobrze? - Przerwała jej Hermiona. - Ostatnio było między nami.. skomplikowanie. Ale nie jestem na ciebie zła. Nie chcę, żebyśmy przestały rozmawiać. Pomyślałam, że mogłybyśmy pójść razem na koncert i dobrze się bawić. - Parvati była lekko zszokowana i nie wiedziała co powiedzieć. Czuła się okropnie po tym jak potraktowała Hermionę. Jak okropnie się do niej odezwała.
- Ja-a... A nie chcesz wziąć na przykład Ginny?
- Ginny ma ostatnio ciężki okres. Woli być sama. I naprawdę chcę iść z tobą.
- A k-kto jeszcze pójdzie?
- Dwa bilety dałam Ronowi, więc zapewne będzie też Harry. Też miał ostatnio zły humor. No chodź, będzie fajnie.
- Dobrze. Bardzo chętnie z wami pójdę.
- To super. Jutro dogadamy się z chłopakami o której wyjdziemy. - Hermiona uśmiechnęła się serdecznie. Wzięła piżamę i ruszyła w stronę łazienki.
- Hermiono.. - Dziewczyna obróciła się w stronę Parvati. - Dziękuję. Wiem, że zachowałam się okropnie.. I powiedziałam.. Ja-
- Spokojnie. Nie przejmuj się tym. Naprawdę nie chowam urazy.

***

Przedostatni piątek przed przerwą świąteczną zleciał Hermionie bardzo szybko. A to dlatego, że jak duża część uczniów, nie mogła doczekać się koncertu. Po zajęciach udała się do dormitorium, aby się przygotować. Wzięła prysznic i zaczęła zastanawiać się nad ubiorem. Sama nie wiedziała czemu, ale stojąc w samej bieliźnie, podeszła do lustra i zaczęła się sobie przyglądać. Parvati właśnie korzystała z łazienki, a wiadomo było, że uwielbia długie kąpiele, a Lavender, po tym jak usłyszała o wyjściu Hermiony i Parvati, obraziła się i na cały dzień zniknęła wszystkim z oczu. Hermiona zawsze interesowała się głównie nauką i nie miała, ani czasu, ani ochoty na rozmyślanie nad swoim wyglądem. Teraz nieskromnie stwierdziła, że spodobało jej się to, co widziała w lustrze. Kiedyś niesforne, wiecznie sponiewierane włosy, zamieniły się teraz w delikatne kasztanowe loki. Niegdyś ogromne przednie zęby, tworzyły teraz równy, śliczny uśmiech. Miała całkiem ładna figurę. Kształtne piersi, ładny brzuch, zgrabne uda. Przez chwile zawstydziła się, myśląc co własnie robi, ale stwierdziła, że przecież ma do tego prawo. Postanowiła, że tego dnia ubierze się w coś, aby poczuć się naprawdę kobieco. Na dnie szafy znalazła rozkloszowaną, czarną spódniczkę. Po ubraniu jej, odkryła, że sięga kawałek wyżej kolana, ale postanowiła się tym nie przejmować. Do tego ubrała czarne zakolanówki i białą koronkową bluzeczkę, którą dostała od Ginny. Przypięła do niej małą broszkę z czarną różą, którą dał jej tata. Zawsze nosiła ją na ważniejsze wyjścia, tak na szczęście. Na koniec ubrała czarne botki na obcasie. Teraz przyszedł trudniejszy moment - makijaż. Prawie nigdy się nie malowała, jednak dzięki Ginny i mamie miała kuferek pełen różnych kosmetyków. Nie miała wprawy w używaniu cieni, więc użyła tylko kredki, maskary i pudru. Za to na usta podkreśliła bordową szminką. Włosy tylko rozczesała i pozwoliła im opadać na ramiona. Znów wróciła przed lustro. Wyglądała tak inaczej. Jak nie ona.. A może jak nowa ona?
Parvati również spodobał się wygląd koleżanki. Dziewczyna osuszyła się zaklęciem, ubrała we wcześniej przygotowane ubrania i obie damy, wziąwszy okrycia wierzchnie i torebki, były gotowe do wyjścia. 
Hermiona powiedziała Parvati, że umówiła się z Ronem w pokoju wspólnym, ale nie było go tam.
- Dean, widziałeś Rona. Myślałam, że mieliśmy się tu spotkać.
- Oni.. wyszli jakieś 5 minut temu. - Hermiona udawała zirytowaną. Wszystko zgodnie z planem - pomyślała. Dean również był w to wtajemniczony. Bardzo chciał pomóc przyjacielowi.
- Tak właśnie wygląda rozmawianie z Ronaldem. Chodź, musimy ich złapać. -  Dziewczyny wyszły przez obraz i szybkim krokiem ruszyły ku wyjściu ze szkoły - tam miały spotkać się z reszta uczniów i razem teleportować się pod nadzorem nauczyciela. Dyrektor nie chciał pozwolić na samowolne aportowanie się. Będąc niedaleko wejścia do zamku dziewczyny zaczęły biec - wszyscy już się zebrali i czekali tylko na nie. Niestety Hermiona nie zauważyła ciemnej sylwetki profesora Snape wyłaniającej się zza rogu i zderzyła się z nim, po czym odbiła się i upadła na posadzkę. Parvati widząc to ruszyła koleżance na ratunek.
- Za napastowanie nauczyciela, minus 15 punktów od.. - Snape zmarszczył brwi. Co dziwne nie mógł rozpoznać niezdarnej dziewczyny. Nie widział jej twarzy. Włosy jakby znajome, ale ten strój.. Regulamin się kłania, pomyślał. Hermiona lekko otumaniona podniosła wzrok, aby zobaczyć z czym się zderzyła. - Granger.. Minus 20 punktów od Gryffindoru.
- Ale profesorze.. - Parvati pomagała jej się podnieść i dała znak, że muszą się pospieszyć.
- Słucham? 
- Em.. Przepraszam. - Minęła go i pobiegła za Parvati. Kilka chwil później zniknęły razem z resztą grupy i pojawiły się pod Areną Trzech Mioteł, niedaleko Hogsmeade. Snape stał w miejscu przez chwilę i w momencie kiedy miał odejść, zauważył na podłodze coś, co wyglądało jak mała, czarna róża. Podniósł ją, przyjrzał się i chowając ją do kieszeni udał się do lochów.
 Hermiona miała ciarki na całym ciele. I to nie przez teleportację, ani ujemną temperaturę. Mogła przysiąc, że oczy Snape błysnęły kiedy na nią spojrzał. To chyba jakiś żart, pomyślała. Przecież on nie może.. Nie może być.. 
Otrząsając się z tej wizji, ruszyła za Parvati, w poszukiwaniu chłopaków. Znalazły Rona tuż przy wejściu.
- Gdzie Ginny? - Spytał Ron, udając ogromne zdziwienie. Był raczej kiepskim aktorem.
- A gdzie Harry? - Spytała Hermiona z miną konsternacji, marszcząc brwi.
- Harry nie chciał przyjść. - Powiedział Ron całkiem obojętnym tonem. - Za to jest Seamus. - Seamus pojawił się zaraz za Ronem. Najpierw spojrzał na Hermionę i uśmiechnął się do niej. Później jego wzrok padł na Parvati. Skrzywił się, ale po chwili znów lekko się uśmiechnął. Mimo nie najlepszych ostatnio relacji musiał przyznać, że dziewczyna, ubrana w obcisłą sukienkę we wzór panterki, wyglądała niesamowicie.
Na chwilę zapadła cisza, którą przerwał niski, starszy czarodziej, ogłaszający otwarcie bramki.
- No to wchodzimy? - Rzuciła Hermiona, zastanawiając się, jak potoczą się dziś losy jej przyjaciół.

środa, 26 sierpnia 2015

Na Jawie. Rozdział XIX.

Hermiona kolejny raz w ostatnim czasie udała się na szlaban do lochów. Cały dzień układała to sobie w głowie. Przyjdzie, napisze co ma napisać i wyjdzie. Jest rozsądną dziewczyną i nie pozwoli, by burza hormonów namieszała jej w głowie. Snape jest jej nauczycielem. No.. Można przyznać, że w pewnym sensie jest przystojnym mężczyzną. I jest też inteligentny.. i  zdolny. I.. Przestań! Snape. Nauczyciel. Koniec tematu! Zapukała w drzwi i drgnęła lekko, gdy usłyszała standardowe zimne:
-Wejść. - Dziewczyna odważnym krokiem weszła do sali. Snape stał przy jednym z blatów i ważył jakiś eliksir. Odwrócił się przez ramię i po chwili wrócił do pracy. - Siadaj i nie przeszkadzaj. Zaraz skończę.
- To wypracowanie..
- Zapomnij o nim. Jesteś tu z innego powodu. - Powiedział spokojnie. Hermiona zmieszana usiadła w jednej z ławek i w ciszy przyglądała się pracy Mistrza Eliksirów. Chciała zapytać, co jest grane, ale wiedziała, że chwila rozproszenia podczas tworzenia eliksiru może być groźna w skutkach. Przyglądała mu się i czekała, aż skończy. Rzadko można było przyjrzeć mu się gdy pracuje, ale musiała przyznać, że było na co popatrzeć. Podczas tworzenia eliksiru był całkowicie spokojny i skupiony. Wszystkie jego ruchy były przemyślane i zdecydowane, ale jednocześnie delikatne. Było w tym tyle elegancji i gracji, że całkowicie nie przypominał rozwrzeszczanego gbura z lochów. Wrzucił do kociołka idealnie pokrojoną skórkę boomslanga, zamieszał trzy razy i podszedł do biurka. Wziął z niego mały plik pergaminów i odwrócił się do Hermiony.
- Po pierwsze, do przerwy świątecznej masz tu codziennie szlabany. - powiedział obojętnym tonem.
- Słucham? Za co?
- Nie wiem. Wymyśl coś.
- Co? Nie rozumiem. Dlaczeg-
- Po drugie, ani słowa Potterowi i Weasleyowi. - podał jej zwitek pergaminów. - To są eliksiry, które będziesz przygotowywać. Nie są skomplikowane, a ja nie mam na nie czasu. Profesor Dumbledore, nakazał mi znaleźć kogoś z Zakonu do.. pomocy - Parsknął - więc dla świętego spokoju to robię. Z pośród wszystkich półgłówków tobie najmniej boję się to powierzyć. Powinnaś niczego nie zepsuć.
- Ale Profesor Dumbledore nie pozwolił nam dołączyć do Zakonu. A jeśli Ron albo Harry-
- Granger nie lubię się powtarzać. Potter i Weasley nic nie wiedzą. Jesteście w Zakonie tak czy inaczej. Po prostu dyrektor nie chce was angażować i narażać wysyłając na misje, dopóki nie ma takiej potrzeby. Jesteście niepełnoletni i musicie się uczyć, a nie zajmować sprawami Zakonu. Znając umiejętności Pottera i Weasleya, Pan-Wybraniec nie przeżyłby do spotkania z Czarnym Panem. Dyrektor zrobił ten jeden wyjątek, ze względu na zmniejszone ryzyko zrobienia konkretnej głupoty z twojej strony. Potrafisz to zrobić, czy będziesz marnować mój czas.
- Ja -a. Dobrze. Postaram się.
- Mam nadzieję, - obrzucił ją znudzonym spojrzeniem i wrócił do warzenia eliksiru. Hermiona wzięła pergaminy i ruszyła w stronę wyjścia. Nie spodziewała się tego, ale może zdobędzie jakieś informacje o Zakonie. Gorzej, że będzie musiała oszukać przyjaciół. I spędzać czas ze Snapem.
- Wczoraj.. - Była już przy drzwiach, gdy odezwał się chłodno. Dziewczyna stanęła jak wryta. Tylko nie to, pomyślała - Nie wiem co ci wpadło do tego rozczochranego łba, ale nie wzięłaś eliksirów dla pani Pomfrey. - Hermiona zauważyła lecącą w jej stronę małą paczuszkę, którą wczoraj widziała w rękach Snape, gdy wszedł do pokoju. Wzięła ją ostrożnie i czym prędzej wyszła z lochów. Zaniosła eliksiry do Skrzydła Szpitalnego i wróciła do Wieży Gryffindoru. Zostało już tylko kilku gryfonów z młodszych roczników. Zastała tam też Rona.
 Tak naprawdę do tej pory nie zauważyła jak bardzo zmienił się, od ich pierwszego spotkania w pociągu Hogwarts Express. Już nie był małym, płochliwym rudzielcem, przyjacielem Tego-Pottera. W ciągu sześciu lat niesamowicie wydoroślał. Był od niej prawie o głowę wyższy, miał jasne rudawe włosy, ładne błękitne oczy i zawadiacki uśmiech. Był teraz bardzo pewny siebie. W końcu został obrońcą w drużynie Gryffindoru. Może nie najlepiej się uczył i często wpadał w kłopoty, ale był naprawdę świetnym przyjacielem.
- Co za dupek. - Hermiona z udawaną wściekłością rzuciła się na kanapę obok Rona. - Uwierzysz, że dostałam od Snape szlaban do końca semestru?
- Co?! Do końca go pogięło? Pewnie znowu całkowicie bez powodu, nie?
- No.. możliwe, że mogłam coś wspomnieć o tym, że jest złośliwym pajacem.
- Łoo. Ostro jedziesz dziewczyno. - Ron uśmiechnął się serdecznie. - A ten.. Wiesz już co robisz biletami na koncert?
- Jeszcze nad tym myślę, a co? - Tak naprawdę, oprócz chytrego planu ponownego zeswatania Parvati i Seamusa, chciała wybrać się na koncert z Ginny. Jednak wiedziała, że ruda nie będzie chciała teraz iść. Znała ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, kiedy nie ma ochoty na niczyje towarzystwo. Hermiona nie chciała mówić Ronowi o tym, co powiedziała jej przyjaciółka. Chciała najpierw porozmawiać o tym z Harrym. Na spokojnie.
- Wiesz, pomyślałem, że skoro już masz te bilety, to moglibyśmy pójść razem na ten koncert. No wiesz, ty, ja, Ginny i Harry.
- Em.. - ściszyła głos i przysunęła się bliżej. - Chcę żeby Parv i Seamus znów się zeszli. Na prawdę powinni być razem. Mam 4 bilety. Wątpię, żeby Harry i Ginny chcieli iść. No wiesz, razem. Możemy iść we dwoje. Będzie fajnie. - Chłopak uśmiechnął się jeszcze bardziej i kiwnął, a w jego oczach coś błysnęło. Hermionie przeszło przez myśl, że Ronowi o to właśnie chodziło i.. może oczekiwał czegoś więcej, niż tylko przyjacielskiego wyjścia. Ale już zaproponowała wyjście, więc głupio jej było zrezygnować. I nie wiedziała w nim nikogo więcej, niż tylko przyjaciela. (Chyba.) I chciała, żeby tak zostało. Porozmawiała z nim chwilę i zmęczona, poszła do swojego dormitorium. Tam wyciągnęła pergaminy od Snape i przyjrzała się im. Eliksir Wielosokowy, o trochę zmienionych składnikach, Veritaserum, pieprzowy i kilka leczniczych. Umie je przygotować bez żadnego problemu. Spokojnie da sobie radę. Co prawda kusiło ją, aby powiedzieć o tym chłopakom, ale skoro Dumbledore zabronił, to musi mieć ku temu powód. Powinna mu zaufać i nie przejmować się tym. Za kilka dni miał odbyć się koncert i musiała wymyślić jak to rozegrać, żeby znalazł się tam Seamus i Parvati, aby mogli ze sobą porozmawiać i oczywiście co zrobić, żeby Lavender wszystkiego nie zniszczyła. Jak zwykle musiała radzić sobie sama i miała pełne ręce roboty.

środa, 12 sierpnia 2015

Na Jawie. Rozdział XVIII.

Hermiona ruszyła w stronę biblioteki - jej ukochanego miejsca na świecie. Lekcja Obrony przed Czarną Magią zaczynała się dopiero za kwadrans, a Lupin (który został przywrócony na to stanowisko na początku tego roku, dzięki wstawiennictwu Dumbledora) zawsze chwilę się spóźniał. Gryfonka zawsze miała to do siebie, że gdy tylko wchodziła do biblioteki ciężko było ją stamtąd wyciągnąć. Gdy tylko skończyła jedną książkę, od razu pojawiały się dziesiątki innych warte uwagi. Jednak tym razem miało to wyglądać inaczej. Weszła do biblioteki, skinęła pani Pince i od razu udała się w kierunku działu najbardziej oddalonego od wejścia. Działu, który od trzeciej klasy uważała za najbardziej bezwartościowy. Podeszła do ogromnego regału na którym wisiała mała tabliczka z napisem 'WRÓŻBIARSTWO'. Rozejrzała się uważnie czy nikt jej nie widzi i zaczęła wyciągać książki z torby. Wzięła kilka tydzień temu, aby dowiedzieć się czegoś o snach i ich tłumaczeniu (jedyny moment, w którym żałowała odejścia z lekcji Wróżbiarstwa). Jednak po wczorajszej sytuacji nie chciała wiedzieć niczego. Tłumaczyła sobie, że jej mózg płata dziwne figle i jest to wywołane stresem na lekcji Eliksirów i.. hormonami?. Tak naprawdę sama w to nie wierzyła, ale to było lepsze niż rozmyślanie dlaczego widziała we śnie mieszkanie swojego nauczyciela, z samym zainteresowanym i nią w bardzo.. niepoprawnej sytuacji. Ułożyła przed sobą na małym stoliku 'Demaskowanie Przyszłości. Tom IV', 'Starożytna Magia - Jak Widzieć Przyszłość?', 'Co Mówi Moje Wewnętrzne Oko?' i 'Wróżenie Ze Snów. Tom II'. Wyciągała właśnie różdżkę, aby odesłać książki na swoje miejsce, gdy usłyszała skrzekliwy głos bibliotekarki:
- Na samym końcu. Pomóc ci coś znaleźć?
- Nie, Irmo. Potrafię czytać. - Od razu rozpoznała ten wiecznie chłodny i przesiąknięty jadem głos. Snape szedł prawdopodobnie w jej stronę. Wystraszona machnęła różdżką narzucając na siebie zaklęcie kameleona i cofnęła się na sam skraj regału. Chwilę później, w miejscu gdzie przed chwilą stała, pojawiła się postać, której nie można było z nikim pomylić. Zrobiło jej się słabo. Snape stał kilka metrów od niej. Zdziwiło ją jego zachowanie. Swoim przenikliwym spojrzeniem przeglądał właśnie uważnie książki. Książki o wróżbiarstwie. Stał tak przez jakieś dwie minuty i wyraźnie niczego nie znalazł. Jednak potem jego wzrok padł na stosik książek przyniesionych przez Hermionę. Rozejrzał się, szukając osoby, które je przyniosła i zaczął je przeglądać. Po chwili odszedł zabierając wszystkie ze sobą. Dopiero gdy usłyszała z daleka '10 punktów od Hufflepuffu' zdjęła z siebie zaklęcie i wyszła z ukrycia. Zastanowiło ją, po co Mistrzowi Eliksirów te książki? Wychodząc wzięła jeszcze książkę o współczesnych zastosowaniach eliksirów i udała się w kierunku klasy Lupina.

***

- Widzieliście ostatnio Malfoya? 
- W sumie to nie. - Trójka przyjaciół czekała pod klasą Transmutacjii na ostatnie tego dnia zajęcia. Dziś wszyscy zachowywali się dziwnie. Najpierw Snape w bibliotece, później Remus, którego chcieli zapytać o działania Zakonu, spławił ich twierdząc, że ma bardzo ważną sprawę do załatwienia. I jeszcze Harry, który stawał się bardzo nerwowy na każde wspomnienie o Ginny. Chyba Ron miał rację, coś między tą dwójką było nie tak.
- Ostatni raz widziałam go chyba w zeszłym tygodniu. Nie żeby mi to przeszkadzało. Ale nie jest to podejrzane?
- Może. Raczej się nie dowiemy. Z resztą po co zawracać sobie głowę Malfoyem? To przecież Malfoy. - I tym 'pozytywnym' akcentem zakończyli rozmowę, gdyż zjawiła się profesor McGonagall. Z nią też próbowali porozmawiać po lekcji. Na szczęście nie spławiła ich od razu. Potwierdziła, że atak na mugolską wioskę był sprawką Śmierciożerców. Jednak nie chciała powiedzieć nic więcej. Powiedziała, że Dumbledore ma powody, dla których nie chce ich wtajemniczyć w działania Zakonu. I oczywiście zapewniała ich, że nie powinni się tym przejmować. Cóż, jeśli będą się chcieli czegoś dowiedzieć to na własną rękę. Z resztą jak zwykle. Po lekcjach Harry z Ronem siedzieli w Pokoju Wspólnym, grając w szachy czarodziejów, a Hermiona próbowała znaleźć Ginny, której nie widziała od rana. Znalazła ją w dormitorium dziewczyny, całą zapłakaną.
- H-Harry po-pogodził się z Cho-o.- Tyle zdążyła wydukać ruda zanim na dobre wybuchnęła płaczem. Starsza gryfonka nie musiała pytać, czemu tak gwałtownie reaguje. Wiedziała co było między Harrym i Cho w zeszłym roku. I mimo tego, że nie rozmawiali ze sobą od czerwca, a Ginny z Harrym zostali parą końcem sierpnia, była chorobliwie zazdrosna. Hermiona próbowała jej tłumaczyć, że powinna zaufać Harremu, jednak to nie skutkowało. Ginny wypłakując sobie oczy zasnęła na kolanach starszej przyjaciółki. Ta ułożyła ją na łóżku i przykryła. Wychodząc z Pokoju Wspólnego zerknęła na chłopców. Nadal grali w szachy, śmiejąc się i dogadując sobie nawzajem. Będzie musiała porozmawiać z Harrym na osobności. Jednak teraz nie miała czasu. Nadszedł moment, którego obawiała się od wczoraj. Zastanawiała się, czy może nie próbować się wymigać. Nie! Jest prawdziwą gryfonką. Nie stchórzy! Nie boi się przerośniętego nietoperza! Z tą myślą udała się do lochów.

sobota, 1 sierpnia 2015

Na Jawie. Rozdział XVII.

- Mówię ci. Coś jest między nimi nie tak. - powiedział Ronald Weasley z zaniepokojeniem na twarzy, przełykając owsiankę.
- Przestań. Wydaje ci się. Jeśli coś byłoby nie tak, to przecież wiedzielibyśmy o tym.
- Nie odzywają się do siebie od kilku dni. Całkowicie się unikają.
- Może się posprzeczali. Ale przecież już nieraz się kłócili. To normalne w związkach, Ron.
- Ale zawsze od razu się godzili. Nie wiem jak mogłaś tego nie zauważyć. Już kiedy byliśmy u ciebie po twoim wypadku widać było, że są pokłóceni. - Ron popatrzył na Hermionę z wyrzutem, ale też wyglądał na przygnębionego. Martwił się o siostrę i przyjaciela. Dziewczyna oczywiście też, ale w tym momencie było jej niesamowicie głupio. Ostatnich parę dni było dla niej.. ciężkie, ale powinna widzieć, że coś jest nie tak między Harrym i Ginny. Ron miał racje, nigdy nie gniewali się na siebie dłużej niż dwa dni. Wprawdzie na wczorajszej kolacji Ginny zachowywała się całkiem normalnie. Ale przecież nie był tam Harrego. Dumbledore chciał z nim porozmawiać gdy tylko wrócił do zamku, ale nie mógł go znaleźć. Więc wezwał go zaraz po lekcjach. Chciała z nim porozmawiać, ale widocznie wrócił dość późno, a Hermiona miała raczej.. kiepski dzień. W tym właśnie momencie chłopak wszedł do Wielkiej Sali i usiadł obok przyjaciół. Wyglądał na nieco zestresowanego.
- Co jest? Późno wczoraj wróciłeś.
- Słuchajcie muszę z wami pogadać.To bardzo ważna sprawa.
- Harry, co się stało? - Spytała dziewczyna. Wybraniec wyglądał na spiętego. Po chwili do Wielkiej Sali zaczęły wlatywać sowy z pocztą.
- Ej słuchajcie tego. - Przerwał Ron wziąwszy do ręki 'Proroka codziennego' - 'Mugolska wioska doszczętnie zniszczona. Ministerstwo bada okoliczności wypadku.'
- Wypadku? Czy to jest jakiś żart? - Hermiona mocno się zdenerwowała. Czarny Pan wrócił. Wszyscy o tym wiedzieli. Chwilę po bitwie w Departamencie Tajemnic obwieszczenie trafiło do gazety. Jednak niedługo po tym śmierciorzercy opanowali Ministerstwo Magii. Knot pozostał przy władzy, ale niewiadome były przyczyny tego. Na pewno był zastraszany i kontrolowany. Było naprawdę źle. A mimo to dyrektor nie brał nawet pod uwagę ich chęci działań. Nie zezwolił im na dołączenie do Zakonu. Mimo wielu próśb i starań uważał ich za zbyt młodych. To wszystko dotyczyło Harrego. On był Wybrańcem. Mimo tego, że i tak byli to wszystko wplątani, skutecznie unikał ich wszelkich prób dołączenia do Zakonu. Ale i tak wiedzieli, że ten aktywnie działa. Dumbledore często znikał na kilka dni, a nauczyciele należący do Zakonu kilka razy w tygodniu znikali wieczorami. Mogli jedynie liczyć na to, że dyrektor w końcu łaskawie pozwoli im na to.
- Posłuchajcie. - powiedział Harry, rzucając na ich trójkę zaklęcie przeciw podsłuchiwaniu. - Dumbledore wezwał mnie wczoraj do siebie. Odnalazł kolejny Horkruks.
- To dobrze. To znaczy że..
- Nie możemy dołączyć do Zakonu. Chciał mi powiedzieć, że dają sobie radę. Żebyśmy się tym nie przejmowali, bo reszta Zakonu nad wszystkim panuje. Jakby to było takie łatwe.
- Nie rozumiem dlaczego chce trzymać nas od tego daleko. Harry ma zabić Sami-Wiecie-Kogo, moja cała rodzina należy do Zakonu, a Hermiona.. wie wszystko. I tak jesteśmy tego częścią.
- I tak nic z tym nie zrobimy. Skoro Dumbledore coś postanowił, to nic nie możemy zrobić. A teraz wybaczcie. - Hermiona dopiła sok z dyni i wstała od stołu - Muszę iść do biblioteki. - Chłopcy zaśmiali się mrucząc coś w stylu 'jak zwykle' i kończyli śniadanie pochłonięci rozmową o odwołanych meczach Quidditcha przez złą pogodę.

piątek, 10 lipca 2015

Guess what? I'm back!

Miałam pisać długiego posta z wyjaśnieniami, ale stwierdziłam, że i tak nikt by go nie przeczytam. Tak, wracam. Musze przyznać, że pierwsza klasa w szkole średniej jest trudniejsza niż się wydaje D: Ale nareszcie są wakacje. Mam zamiar pisać i pisać. Żeby wrzucać jakoś regularnie i mieć na zapas. Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają (chore) wymysły mojego (chorego) umysłu. Naprawdę cieszę się, że komuś się to podoba. Srsly! <3 
Co do takich ogólnych ogłoszeń, posty nie będą pojawiać się w określony dzień o określonej godzinie. Kiedy będę miała gotowy rozdział i przychylność internetu - wtedy będą się pojawiać. Oczywiście wciąż kontynuuję Na Jawie (wcaaale nie mam zaplanowanego całego opowiadania i planu na część drugą) oraz będę dodawać więcej rozdziałów Innej Rzeczywistości. To drugie na prawdę bardzo Was zainteresowało, z czego się cieszę. :D

Pozdrawiam i życzę duuuużo słoneczka :F

środa, 8 lipca 2015

Na Jawie. Rozdział XVI.

Obudził się gdy zaczynało świtać. Pierwsze jaskrawe światło poranka raziło go w oczy. Wczoraj późno położył się spać. Miał ostatnio bardzo dużo na głowie i mało sypiał. Rano wstawał wcześnie, aby przygotować się na lekcje z tymi kretynami. A kiedy nie robił tego poprawiał ich wypociny, warzył eliksiry i załatwiał sprawy dla Albusa. Wcześniej mu to nie przeszkadzało, jednak teraz chciał mieć więcej wolnego czasu. I co najlepsze w dniu kiedy miał wolne, obudził się z rana. I wiedział że już nie zaśnie. Zacisnął pięści na kołdrze. Obrócił się na plecy i wpatrywał w sufit. Przymknął powieki w złudnej nadziei na jeszcze kilkanaście minut snu. Jednak nie było mu to dane. Drobna dłoń zaczęła gładzic go po nagim torsie. Westchnął ciężko i pogładził jej dłoń. Najbardziej w dniu wolnym lubił to, że mógł go w całości spędzić z nią. Mógł z nią rozmawiać. Mógł z nią milczeć. Mógł ja całować. Lub po prostu być blisko niej. Popatrzył na nią czule, gdy otwierała zaspane oczy ziewając. Nadal nie wierzył że tu jest. Obok niego. Że jest jego.
- Obudziłam cię? - uśmiechnęła się słodko przysuwając się bliżej niego, a on objął.
- Nie.
- Mmm.. - wtuliła się w niego, przylegając całym ciałem - Kocham cię.
- Ja ciebie też. - odpowiedział słabym głosem. Mimo, że powtarzał jej to każdego dnia wydawało mu się to dziwnie obce. Kochał całym sercem. Była dla niego wszystkim. Wciąż przyzwyczajał się do myśli, że tak zniszczony człowiek jak on, może być wart tak cudownej kobiety jak ona. Piękna, inteligentna, zdolna, ułożona.  Od zawsze go do niej ciągnęło.Od dawna jej pragnął. Ale kogo obchodziły jego uczucia? Kto chciałby się wiązać ze starym zrzędą z lochów? Nietoperzem, byłym Śmierciorzercą i sługą Voldemorta. A jednak okazało się, że oprócz Lily Evans istniała kobieta, która potrafiła dostrzec w nim więcej niż.. potwora. Ona potrafiła dostrzec o wiele więcej niż Lily. Tak bardzo cieszył się mając przy swoim boku. W jej oczach nigdy nie był potworem.. Zawsze próbowała go zrozumieć. Nie oceniała go. Nie osądzała. Była tak doskonała.
- O czym myślisz? - wyrwała go z zamyślenia. Dopiero teraz zorientował się, że jego ukochana obsypuje jego szyję delikatnymi pocałunkami.
- O tobie. - uśmiechnął się delikatnie.
- Wiesz, myślałam ostatnio.. - wyczuł wahanie w jej głosie - Emm.. nie ważne. - Uniósł jej podbródek, aby popatrzyć w jej oczy. Jej piękne brązowe oczy.
- No powiedz. - Odrzuciła z siebie przykrycie i przełożyła prze niego nogę, siadając okrakiem na jego biodrach. Dłońmi gładziła jego tors. Z początku nie pozwalał jej tego robić. Wstydził się swoich blizn. Swojej przeszłości. Jednak ona udawała, że ich nie widzi. Nie zwracała na nie uwagi. Była wyjątkowa. Tak bardzo ja kochał..
- Ja.. - dziewczyna zaczęła drżeć.
- No wykrztuś to.. Hermiono. - Dziewczyna popatrzyła na niego zmieszana.

I w tym momencie poderwał się na łóżku i szeroko otworzyło oczy. Wcale nie świtało. Nadal była noc. A u jego boku nie spała żadna kobieta. Znów miał ten cholerny sen. Ułożył się wygodnie na łóżku. Po czym spoliczkował się.
-Weź się w garść, durniu! - zaczął karcić się w myślach - Głupiejesz na starość! To są tylko przeklęte sny! Przestań w kółko o niej myśleć!

wtorek, 5 maja 2015

Na Jawie. Rozdział XV.

Chciała biec jak najszybciej, lecz potykała się o własne nogi. Myślała tylko o tym, aby nie odwracać się za siebie. Uciec jak najdalej od tego miejsca. Jak najdalej od niego. Wybiegła z lochów, z predkoscią heliopaty i przerażeniem na twarzy. Nie myślała o tym, w która stronę biegnie. Po dłuższej chwili straciła dech w piersiach, więc postanowiła przysiąść na ławce. Korytarz był prawie całkowicie pusty. Po drugiej stronie stało jedynie kilku starszych Krukonów, którzy rozmawiali ze sobą. Żaden z nich nie zwracał na nią uwagi. Na całe szczęście. Siedziała na skraju ławki całkowicie roztrzęsiona. Była przeraźliwie blada. Brakowało jej tchu. Cała dygotała na ciele. Ukryła twarz w dłoniach i odetchnęła głęboko. Czuła ucisk w żołądku, a w jej głowie szumiało. Snape.. To był Snape.. To on jej się śnił. To on był jej tajemniczym kochankiem. To z nim.. Na samą myśl tego, co działo się między nimi w jej śnie, dostała ciarek.
-Ohyda! - pomyślała. Przecież to nauczyciel. I to nie byle jaki. Snape! Wredny i okrutny Snape. Ten, który nie ma w sobie ani krzty empatii. Ten, który jest postrachem wszystkich uczniów. Ten, który był.. śmierciożercą. Poddanym Voldemorta. Jego sługom. Ten sam, któremu radość sprawia dręczenie innych. To z nim czuła się bezpiecznie? W jego ramionach?
- Witaj, Hermiono. Jak się miewasz? - zadrżała, słysząc głos Dumbledor'a zmierzającego w jej kierunku. Odruchowo poprawiła włosy i wyprostowała zgarbione plecy. Odetchnęła jeszcze głębiej, aby jak najmniej pokazać, że nie czuję się w najlepiej. - Mam nadzieję, że wszystko w porządku. - Staruszek uśmiechnął się serdecznie.
- Witam profesorze. Ja-a czuje się dobrze. Dziękuję. - również próbowała się uśmiechnąć. Dyrektor usiadło obok niej.
- Cieszę się, że nie stało ci się nic poważnego. Nie było mnie w zamku przez parę dni, ale profesor Snape poinformował mnie o wszystkim. - Hermiona na dźwięk tego nazwiska zesztywniała. Szybko wstała, podziękowała za troskę i odeszła pośpiesznie, mówiąc, że śpieszy się na następną lekcję. Starała się uspokoić zanim dołączyła do Rona i Harrego czekających pod klasą, na zajęcia z transmutacji.

*

Hermiona bardzo starała się nie myśleć o wcześniejszym zdarzeniu i reszta dnia minęła jej spokojnie. Szczęśliwie ani razu nie wpadła na Snape'a. Następnego dnia nie miała z nim zajęć, ale musiała udać się do niego na szlaban. To właśnie przerażało ją najbardziej. Postanowiła jednak nie myśleć o tym i do końca dnia spędzić miło czas z przyjaciółmi. Podczas kolacji rozmawiała z Seamus'em, który radził się jej co powinien zrobić, w związku z Parvati.
- Zachowała się okropnie. To wszystko wina Lavender. Bez niej Parv jest super dziewczyną. Naprawdę bardzo ją lubię. Ale Lavender.. - chłopak zrezygnowany spuścił głowę. - No i ten koncert. Nie mam zamiaru tam iść razem z nimi. Oddałem Ginny swój bilet. Na pewno będziecie się dobrze bawić.
- Czekaj, nie idziesz? Ginny mi nic nie powiedziała. Przecież chciałeś iść na ten koncert. Oddam mój bilet Dean'owi albo..
- W porządku. Nie za bardzo jarają mnie Fatalne Jędze. Chciałem tam iść, bo Parv je uwielbia. Nie przejmuj się. Do jutra. - uśmiechnął się smutno i wyszedł z Wielkiej Sali.
- Szkoda mi go. - powiedziała Ginny, siadając obok Hermiony. - Nawet nie mam ochoty iść na koncert kiedy wiem, że ona tam będzie.
- Ja też nie. Mogłybyśmy oddać komuś bilety, ale nie wiem kto chciałby je wziąć.
- Weź mój i daj.. komukolwiek. A jutro po kolacji mogłybyśmy ..
- Em.. mam szlaban u.. - Hermiona przełknęła ślinę. Cały dzień udawało jej się nie myśleć, o tym, co wydarzyło się rano, ale w tym momencie wszystko do niej wróciło. - Snape.
-Znowu? Czemu wydaje mi się, że ostatnio strasznie się na ciebie uwziął?
-Nie miałam na dziś zadania. Poza tym wolę szlabany u niego niż u Filch'a.
-Ale.. masz rację. Ron mówił, że na ostatnim szlabanie polerował srebra w izbie pamięci. Znowu. Chociaż karanie za brak zadania w twoim wypadku jest nie fair. Ale.. przecież to Snape. Ma w nosie wszystko i wszystkich. Nie przejmuje się nikim. I wzajemnie. - Ginny uśmiechnęła się złośliwie, a Hermiona przytaknęła cicho. Wiedziała, że prawda może być trochę inna.

*

Hermiona siedziała do późna z Ginny w pokoju wspólnym. Tłumaczyła się, że chce poczekać, aż jej współlokatorki zasną, ale tak naprawdę, nie chciała zostawać sama ze swoimi myślami. Bała się tego. Bała się zasnąć i znów to wszystko zobaczyć. Powoli ją to przerastało. Postanowiła, że następnego dnia, w przerwie między lekcjami, uda się do biblioteki i zagłębi się w temat wróżbiarstwa i widzenia przyszłości. Jak była świetną uczennicą, tak z lekcji profesor Trelawney nie wyniosła nic. Zrezygnowała z zajęć, ponieważ uważała je za bezwartościowe. Nigdy nie myślała, że kiedy jej się przydadzą. Może się przydadzą.


Wchodząc to sypialni upewniła się, że pozostałe dziewczyny śpią. Po cichu przebrała się w ciepłą piżamę i położyła się do łóżka. Kiedy już miała gasić świeczkę, która wesoło migotała na jej szafce nocnej zauważyła małą, białą karteczkę. A pod nią dwie większe. Bilety. Od razu rozpoznała pismo Parvati.

Miałam iść na ten koncert z Seamus'em, ale sprawy się pokomplikowały.
A Lavender nie chce iść beze mnie. Daj je Ginny i Harremu.
Bawcie się dobrze :)



Tak więc Hermiona miała 4 bilety na  koncert Fatalnych Jędz, których nikt nie chciał. Schowała je razem do szuflady, a w jej głowie rodził się pomysł sprytnego wykorzystania ich.