sobota, 9 sierpnia 2014

Na Jawie. Rozdział VI.

Hermiona patrzyła i czekała, aż znikną za zakrętem i dopiero wtedy odwróciła się w stronę nauczyciela. Próbowała iść sama, ale nie mogła, więc chwycił ja w talii i prowadził. Dziewczyna robiła bardzo powolne kroki, gdyż każdy kolejny sprawiał jej ból.
- Nie mam całego dnia. – Powiedział po minucie, lekko rozzłoszczony żółwim tempem dziewczyny i ostrożnie wziął ja na ręce. Twarz Hermiony poczerwieniała, ale nic nie powiedziała. Spodziewała się złośliwego komentarza, np.: „O Merlinie, ważysz tyle, co hipogryf”, ale on również się nie odzywał. Czuła coś dziwnego będąc w jego ramionach. Były silne, jak przystało na mężczyznę. Ale było coś jeszcze. Jakby poczucie.. bezpieczeństwa. Zaraz, co? Przecież to ten sam Snape, który wyśmiał ją wczoraj i kazał zostać na szlabanie. Nie wspominając o tym, że parał się czarną magią, był śmierciożercą i sługą Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.  Bezpieczeństwo nie miało z nim nic wspólnego. Więc dlaczego był miły, zainterweniował i teraz niesie ją na rękach. Prawdę mówiąc, Hermiona nie podejrzewała, że Snape ma tyle siły. Wydawać się mogło, że pod szatą, jest chuderlawy. A tak naprawdę, niósł dziewczynę przez korytarze Hogwartu i nie wyglądał na ani odrobine zmęczonego. Zbliżali się do skrzydła szpitalnego, gdy ciekawość Hermiony wzięła górę.
- Dlaczego pan to robi profesorze? –Zapytała ostrożnie.
- Co masz na myśli? – Odpowiedział, nie zerkając nawet na nią, patrząc prosto przed siebie.
- To, że pan pomaga. Tam na korytarzu i.. teraz.
- Jesteś uczennicą Granger, a ja jestem nauczycielem. To niestety mój zakichany obowiązek. – Wycedził przez zęby.
- Ale nie musiał mnie pan nieść. Mogłam sama tutaj przyjść.
- Tak. Doszłabyś tu jutro. Poza tym nie chciałem, żeby ktoś mnie zobaczył. Prowadzącego Gryffindorską kalekę.
- To nie było miłe. – Powiedziała urażona.
- Nie miało być.
- Ale moim zdaniem, nie dlatego profesor to zrobił.
- Słucham.
- Nie chciał profesor, żeby ktoś zobaczył, że ma pan jakieś uczucia i czasem przejmuje się innymi. – Powiedziała, po chwili żałując, że nie ugryzła się w język. Wiedziała, że trafiła w słaby punkt. Zatrzymał się gwałtownie kilka metrów od drzwi prowadzących do skrzydła i bezceremonialnie zrzucił dziewczynę na podłogę. Ta wylądowała twardo na płytkach. Lekko skołowana spojrzała na niego, a w odpowiedzi otrzymała złośliwy uśmieszek, gdy szepnął w jej stronę „Ups”.
- Poppy, chyba jesteś potrzebna. – Krzyknął w stronę gabinetu pielęgniarki. Ta szybko wybiegła i zaniemówiła, widząc Hermionę siedzącą na podłodze i stojącego za nią Snape z ironicznym uśmiechem na twarzy.
- Co się stało? – Spytała podnosząc dziewczynę.
- Nie mam pojęcia. – Powiedział teatralnie Snape, zakładając ręce. – Chyba ma coś z nogą. – Dziewczyna posłała mu mordercze spojrzenie. On uśmiechnął się wrednie.
- Choć kochaniutka, zaraz coś z tym zrobimy. – Powiedziała troskliwie pielęgniarka, pomagając dziewczynie usiąść na jednym z łóżek. – Poczekaj Severusie. – Zawołała za nim widząc, że próbuje się ulotnić. - Co z eliksirami, o które Cię prosiłam?
- Wiesz pracuję nad nimi. Chętnie bym pogadał, ale chyba masz coś ważniejszego na głowie.
- Ale.. – Mistrz Eliksirów machnął szatą i zniknął za zakrętem.

***

Hermiona spędziła w skrzydle szpitalnym zaledwie kilka godzin. Na szczęście noga nie była złamana tylko dość mocno stłuczona. Pani Pomfrey podała jej kilka eliksirów na uśmierzenie bólu. Przed wyjściem zapytała ją, czy ta mogłaby przynieść jej następnego dnia eliksiry od Snape’a. Dziewczyna była niepewna, ale zgodziła się i chwilę przed kolacją , jedynie lekko, utykając udała się do Wielkiej Sali.

- O! Idzie Krzywołapa Plątonoga! – Usłyszała, zaraz po przejściu przez próg. Odwróciła się i ujrzała grupę tych samych, niedojrzałych Ślizgonów, co zawsze. – Ja nie mogę. Ty powinnaś chodzić poowijana w folie bąbelkową. Gdzie się nie ruszysz tam siejesz spustoszenie. W sumie, to boję się do Ciebie podchodzić.
- To może powinieneś się trzymać jak najdalej Malfoy? – Usłyszała za plecami głos Seamus’a. – Jeżeli coś Ci nie pasuje to spadaj do swoich. Znasz drogę?
- Nie bądź taki cwany Finnigan. Co ja tak nagle zacząłeś bronić? Chociaż w sumie, Ty też potrafisz wszystko wysadzić w powietrze Mistrzu Kociołka. Pasujecie do siebie. Nie? – Zaśmiał się Draco i razem z resztą swojej świty skierował się w stronę swojego stołu.
- Nie przejmuj się nim. To pajac. – Powiedział Seamus siadając obok Hermiony przy stole. – Słyszałem co się stało. Jak noga?
- W porządku. I w ogóle dzięki za wsparcie. – Odpowiedziała z uśmiechem.
- Żaden problem. Wiesz tak właściwie, to mam do Ciebie prośbę.
- Słucham.
- Wiesz chodzi o to zadanie z eliksirów. „ Działanie i zastosowanie tojadu”. Szukałem czegoś w książce, ale nie mogę tego poskładać razem. A muszę oddać to zadnie w terminie. Mogłabyś mi pomóc? Proszę. – Hermiona uśmiechnęła się na widok chłopaka próbującego zrobić minę zbitego pieska.
- Jasne, że Ci pomogę. Sama też musze jej jeszcze napisać, więc możemy iść do biblioteki i zrobić to razem.
- Dziękuję. Ratujesz mi życie. - Odparł z ulgą.