sobota, 26 lipca 2014

Na Jawie. Rozdział IV.

Wieczorem podczas kolacji w Wielkiej Sali przyjaciele rozmawiali o tym, co się tego dnia wydarzyło. Chłopcy jak zwykle dyskutowali o Quidditch’u, Hermiona mówiła o lekcji eliksirów i szlabanie, a Ginny opowiadała o tym jak tuz przed kolacją widziała Lavender i Erika idących do wieży zachodniej.
- I pewnie do rana będzie opowiadać Parvati, jaki to on nie jest cudowny. – Westchnęła Hermiona.
- Nadal tego nie rozumiem. – Skwitował Ron. – Dla mnie ona jest straszna.
- Powtarzasz się. – Powiedziała do niego siostra.
- No wiem, ale.. Dobra nie ważne. – Mruknął Ron wpychając kolejna bułeczkę do buzi.
-Ej! Powoli, bo się zadławisz. – Harry poklepał przyjaciela po plecach. – Spokojnie nikt Ci ich nie zabierze.
- Muszę się przygotować do szlabanu. Nie wiem, co Filch wymyśli, ale już się boję.
-Mówiąc o szlabanie. – Hermiona zerknęła na zegarek i szybko wstała. – To za 2 minuty się spóźnimy. Szybko Ron!
- O nie! – Mruknął wystraszony chłopak biorąc do ręki jeszcze jedną bułkę i biegnąc za przyjaciółką.
- Hej, czy to nie dziwne, że Snape wysłał Rona do Filcha, a Hermionie kazał przyjść do siebie? Wydaje mi się, że ostatnio uwziął się na nią. Tylko nie mam pojęcia, dlaczego. – Powiedziała Ginny, przytulając się do Harrego.
- Też to zauważyłem. W sumie nie wiem, czemu. Może mu się podoba. – Roześmiał się wybraniec. Razem z dziewczyna spokojnie kończyli kolację, a następnie udali się do pokoju wspólnego. 

                                                                   ***

W długim korytarzu prowadzącym do lochów, słychać była dość głośne stukanie obcasów, gdy młoda Gryfonka, biegła na swój szlaban. Przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu Mistrza Eliksirów, dziewczyna zatrzymała się na chwilę, by unormować oddech i poprawić roztrzepane włosy, błądzące we wszystkich kierunkach. Po kilku wdechach, lekko zdenerwowana, zapukała do drzwi.
- Wejść. – Usłyszała zza nich i lekko je uchylając, nieśmiało weszła do pomieszczenia. Snape standardowo siedział za biurkiem, kreśląc coś po zwojach pergaminów.
- Ja przyszłam na szlaban. – Powiedziała cicho.
- Nikogo innego się nie spodziewałem. – Odpowiedział cicho nauczyciel, chociaż w jego głosie słychać było jak zwykle jad. Wskazał dziewczynie miejsce w pierwszym rzędzie, gdzie leżała spora ilość pergaminów. – Będziesz poprawiać wypracowania pierwszorocznych.
- Dobrze. – Szepnęła cicho, usiadła przy stoliku. Nie chciała wdawać się z nim w niepotrzebne dyskusje, w dodatku po tym jak potraktował ja na lekcji, więc od razu wzięła się za poprawianie.
Snape starał się uporządkować wielką stertę papierów na swoim biurku. Gdy po kilkunastu minutach skończył, zaczął przeglądać prace starszych roczników. Co jakiś czas zerkał na uczennicę, by sprawdzić jak jej idzie. Było całkiem dobrze, po 20 minutach, poprawiła ponad połowę prac. Ostatnio miał tyle roboty, że naprawdę potrzebował dodatkowej pary rąk do pomocy. W sumie, jej obecność nie przeszkadzała tak bardzo, jak mu się z początku wydawało. Panna Wiem-To-Wszystko była jedną z tych uczennic, które rzadko sprawiały problemy, a co najważniejsze, na pewno coś wyniesie z tej szkoły. W przeciwieństwie do tych dwóch matołów, których nazywa przyjaciółmi.
Hermiona kończąc poprawianie, uniosła wzrok z nad stery dokumentów na biurko Snape’a, by sprawdzić czy są jeszcze jakieś prace dla niej. Odruchowo spojrzała na nauczyciela, który wpatrywał się w nią nieobecnym spojrzeniem. Lekko poczerwieniała i szybko skierowała wzrok na resztę wypracowań, które jej zostały. Zastanawiała się jak długo on to robi i dlaczego. Czyżby zastanawiał się nad kolejną karą? Nigdzie nie widziała innych wypracowań, nad którymi miałaby pracować, ale zawsze mógł kazać jej czyścić kociołki. Lub cokolwiek innego. Nauczyciel, w tym czasie nie zastanawiał się nad kolejna pracą dla niej. Jego myśli były zupełnie gdzie indziej. Właśnie przypomniał sobie, o eliksirach, które miał uwarzyć dla pani Pomfrey i kompletnie o nich zapomniał. Myślał jak się wymigać, gdyby o nie zapytała.
- Skończyłam. – Powiedziała Hermiona odkładając ostatnią pracę na równiutki stos, na skraju stołu.
- To wszystko na dzisiaj. Dziękuję. – Mruknął Snape nie ruszając się zza sterty papierów.
- Dobranoc profesorze. – Powiedziała dziewczyna i wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi. Tuz za drzwiami zatrzymała się gwałtownie i otworzyła szeroko oczy.
- Czy on właśnie powiedział DZIĘKUJĘ? – Pomyślała zdziwiona dziewczyna. Przecież on nigdy nie używa takich słów. Zastanawiając się, ruszyła w stronę pokoju wspólnego. W tym samym czasie, po zamknięciu drzwi klasy, w jednej chwili Snape gwałtownie wyprostował się na fotelu.
- Czy ona właśnie powiedziała DOBRANOC? Do mnie? – Myślał zdziwiony mężczyzna. Ludzie nie zwracali się do niego w ten sposób. Rzadko słyszał coś miłego z ust innych. Sprzątnął ostatnie papiery i udał się do swojej komnaty.

                                                                                         ***

Hermiona leżąc już zmęczona w swoim łóżku stwierdziła, że był to naprawdę ciężki dzień. Parvati z Lavender o dziwo już spały. No, przynajmniej nie było ich słychać. W zasadzie to nawet nie patrzyła czy są w pokoju. Po powrocie ze szlabanu od razu położyła się do łóżka. Dopiero teraz mogła się wyciągnąć i odpocząć. Na kolacji obiecała Ginny spacer i w duchu modliła się, aby jutro nie wydarzyło się nic, co mogłoby jej zepsuć humor bardziej, niż dzisiejsze Eliksiry. Westchnęła cicho, po czym zasnęła.

sobota, 19 lipca 2014

Na Jawie. Rozdział III.


Kilka minut przed rozpoczęciem zajęć z eliksirów, większość uczniów czekała już pod salą. Będąc na miejscu Hermiona, Ron i Harry rozmawiali o lekcjach i o tym wszystkim, o czym ludzie rozmawiają na przerwach. Po chwili zadzwonił dzwon.
- Ej! Krzywołapa! – Krzyknął Malfoy z kpina w głosie, kierując się w stronę Hermiony, wraz z grupą innych Ślizgonów – Widziałem Cię na śniadaniu. Podziwu godna zręczność. Nie wiem, dlaczego nazwałaś tak zwierzaka. Do Ciebie bardziej pasuje.
-Przymknij się Malfoy! – Powiedziała stanowczym tonem Hermiona.
- Mistrzyni ciętej riposty znów atakuje! – Zaczął rechotać z resztą Ślizgonów. Dopiero po chwili zauważył, że całej sytuacji przygląda się Snape.
- Do Sali. – Warknął chłodno, z resztą jak zwykle. Uczniowie weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Malfoy z kumplami jeszcze chwilę chichotali, lecz po kilku chwilach przestali. Nauczyciel machnął różdżką i ułożone w równy stos pergaminy zaczęły latać po klasie, trafiając do uczniów.
- O babciu. Znowu T. – Westchnął zrezygnowany Neville.
- Ej, dzięki Hermiona. – Szturchnął ją Ron uśmiechając się od ucha do ucha i pokazując wielkie nakreślone Z na swojej pracy.
- Drobiazg. – Odpowiedziała dziewczyna uśmiechając się.
 Snape zapisał na tablicy składniki eliksiru i zasiadł przy swoim biurku, wypełniając jakieś papiery.
Hermionie wystarczyło kilka chwil, by odnaleźć w podręczniku eliksir i zacząć nad nim pracę. Szybko zdobyła wszystkie potrzebne składniki i pracowała przy kociołku, w czasie Ron i Harry zaczynali szukać wszystkiego, co było im potrzebne. Co jakiś czas podpowiadała im, co mają zrobić dalej, lecz Profesor, który krążył między ławkami, za każdym razem zwracał jej uwagę. Gdy jej eliksir był prawie gotowy i pozostało tylko wrzucić kilka korzeni imbiru Ron nerwowo zaczął szturchać ja łokciem.
- Ej Hermiona i co teraz? – Spytał wystraszony, gdy jego eliksir zaczął niebezpiecznie bulgotać i dymić.
- Dodaj liście pokrzywy – powiedziała zaglądając do kociołka przyjaciela, a ręką sięgając po korzenie leżące tuż za nią. Niestety to nie był jej dzień. Chwytając je, przewróciła odkręcony słoik z żabią krwią stojący tuz obok. Dziewczyna szybko złapała go, żeby nie spadł na podłogę, jednak większość płynu się wylała.
- Gryffindor traci 20 punktów, za brak zdolności manualnych. – Powiedział Snape wstając od biurka i podchodząc do stanowiska pracy Hermiony.
- Ale profesorze, to nie moja wina. – Próbowała tłumaczyć się jednocześnie szybko wycierając blat. Chłopcy jej pomagali, uspokajając ją po cichu. Po klasie zaczęły rozchodzić się śmiechy. Hermiona cała poczerwieniała.
- Zatem czyja? Nie dość, że nie radzisz sobie z sokiem z dyni, to jeszcze teraz marnujesz moje zapasy. – Powiedział ironicznym tonem, co wywołało jeszcze większy śmiech wśród uczniów. - Kolejne 10 punktów od Gryffindoru.
- Ale to nie tak. Ja.. – Próbowała się wytłumaczyć.
- Cisza. – Przerwał jej, siadając z powrotem za biurko – Kończ sprzątać i wracaj do eliksiru, tylko tym razem nic już nie zepsuj. Reszta to samo. Wracać do pracy.
-To, co ja miałem dodać? – Spytał nieśmiało Ron przypominając sobie po chwili o swoim eliksirze.
-Pokrzywę Ron. Pokrzywę. – Odpowiedziała Hermiona lekko poirytowana zaistniałą sytuacją.
– Nie! Nie to! – Krzyknęła widząc, jak Ron wrzuca do eliksiru jakąś zupełnie odmienną roślinę.
Snape skierował wzrok ku stolikowi Świętej Trójcy słysząc krzyk. Przez chwilę widział przerażone twarze Granger i Wesleya. Kociołek Rona zawrzał jeszcze bardziej, by po chwili wystrzelić wielkim kłębem fioletowego dymu. Opary przylgnęły do twarzy Rona, a w klasie zapanował straszny odór.
- Weasley! Ty kretynie! – Krzyknął zdenerwowany Snape. – Wyjść! Koniec zajęć. Poza waszą trójką.
 Uczniowie zaczęli w pośpiechu wychodzić z klasy. W tym czasie Harry próbował jakoś rozproszyć dym, a Hermiona delikatnie wycierała twarz Rona. Snape machnął różdżką i kłęby dymu zaczęły się rozpływać. Ron stał przed nim ze strachem w oczach. Po chwili sala opustoszała, a po smrodzie nie było śladu.
- 30 punktów od Gryffindoru. Weasley masz dziś szlaban. O 20 u Filcha, Granger szlaban u mnie.
-Ale ja nic nie zrobiłam. – Powiedziała Hermiona z wyrzutem w głosie.
- Ty mu powiedziałaś, co dodać. Poza tym to również kara za wcześniejszy wybryk.
- Nie nazwałabym tego wybrykiem. – Szepnęła dziewczyna.
- Trudno, za sprawianie trudności podczas lekcji znajdę Ci jakieś zajęcie. Masz się tu stawić zaraz po kolacji. Zrozumiano? – Rzekł Snape ze złośliwością w głosie. Dziewczyna kiwnęła głową i razem z przyjaciółmi wyszła z lochów.

sobota, 12 lipca 2014

Na Jawie. Rozdział II.

Kolejny szary i ponury, zimowy dzień nastał w krainie magii. Hermiona otworzyła oczy i ospale je przetarła. Była lekko zaspana, jednak spała dobrze. Zasmuciło ją, że nie doświadczyła drugi raz tej nocy wspaniałego snu. Był wczesny ranek, Lavender i Parvati jeszcze spały. Dziewczyna założyła ciepłe kapcie, chwyciła z półki obok swoją kosmetyczkę oraz ręcznik i udała się do łazienki. Wzięła gorący prysznic, podczas którego w jej myślach wciąż pojawiał się tajemniczy mężczyzna, którego twarzy nie znała. Po porannej toalecie, ubrana, zeszła do Wielkiej Sali na śniadanie. Nie było w niej wielu uczniów. Większość już skończyła śniadanie, albo przysnęła i jeszcze nie zeszła. Jednak przy stole Gryffindor’u siedzieli już jej przyjaciele. Usiadła obok Ginny i Harrego, a naprzeciw niej siedział Ron. Ginny od razu ją przytuliła i jedząc śniadanie, zaczęła opowiadać ostatnie plotki z Hogwartu.

-Nie wiedziałaś, że Brown z nim chodzi? Przecież to ty masz ją w pokoju.-Powiedziała z wyrzutem do Hermiony.
 – Wiesz nie rozmawiam z nią o takich sprawach. W ogóle z nią rozmawiam. Jest taka..                                             
 – Cicho idzie tu! – Ron szturchnął ja lekko pod stołem. Lecz Lavender w ogóle ich nie zauważyła, szła lekkim krokiem uśmiechając się i patrząc nieustannie na stół Puchonów, mrugając zalotnie swoimi długim rzęsami.                                                     – I wszystko jasne. – Podsumował  Harry.                                                                         – Tak. Swoja drogą, to naprawdę dziwne, że Erik chce z nią być. Że ktokolwiek chce z nią być. Ona jest straszna – Jęknął Ron, na co przyjaciele zaśmiali się i kończyli jeść pyszne tosty z jajkiem sadzonym. Popijając sokiem z dyni. Gdy Ginny przestała na chwilę szczebiotać do Hermiony, aby w tym czasie poromansować z Harrym, ta zaczęła dyskretnie rozglądać się po sali, zwracając uwagę na twarze chłopców. Dziwny sen nie dawał jej spokoju. Myślała, że w ten sposób na trafi na twarz wyśnionego, może podświadomie ktoś jej się spodobał. Jednak myliła się. Raczej wiedziałaby, że ktoś siedzący tuż obok niej, w tej samej sali, jest jej wyśnionym ideałem. Była prawie pewna. Odruchowo zerknęła, na stół nauczycieli i zatrzymała na chwilę wzrok na profesorze Dumbledore, który widząc to puścił jej oczko. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, próbując na ślepo znaleźć kubek z sokiem. Niestety przewróciła go i wylała całą zawartość na śniadanie zarówno swoje jak i przyjaciół, co wywołało ciche śmiechy, kilku uczniów przy sąsiednich stołach. Zmieszana i zawstydzona szybko zaczęła wycierać stół. Odwróciła się lekko, by spojrzeć na minę profesora, który rozbawiony uśmiechał się radośnie, zakrywając usta dłonią i zgrywając pełną powagę. Hermiona oblała się rumieńcem i nerwowo uśmiechnęła. Po chwili poczuła, że ktoś ją obserwuje. Odwróciła się w stronę krańca stołu nauczycielskiego i napotkała wzrok profesora Snape, który widząc to śmieszne przedstawienie spowodowane przez młodą Gryfonkę, patrzyła na nią jak na ostatniego głupka unosząc przy tym ironicznie jedną brew.. Dziewczyna posłała mu groźne spojrzenie ( które w jej wykonaniu wyglądało co najmniej komicznie) rumieniąc się jeszcze bardziej. Szybko skończyła wycierać rozlany napój i mocno zdenerwowana wybiegła z Wielkiej Sali.
Usiadła na jednej z pustych ławek w korytarzu. Nim się spostrzegła Ginny była przy niej.

- Hej spokojnie. Przecież to tylko sok. Każdemu mogło się zdarzyć. Poza tym nikt nie widział. Pamiętasz, jak raz próbowałam nałożyć sobie ciasto malinowe na talerz i wszystko na siebie zrzuciłam. Cała się ufajdałam przy wszystkich. Sok to tam pikuś. – Pocieszała ja przyjaciółka.
- Nie o to chodzi. – Przerwała jej Hermiona -Od jakiegoś czasu nic mi nie wychodzi. Nic nie umiem zrobić dobrze. Cały czas coś albo kogoś przewracam. Jestem straszną niezdarą. Ostatnio wychodząc z biblioteki zamyśliłam się nad zadaniem od Flitwick’a, wpadłam na Seamus’a i go przewróciłam. Obtłukł sobie wtedy łokieć. A teraz jeszcze to.
- Daj spokój. To był tylko wypadek. Zbiegi okoliczności, Mówię Ci, że to nic takiego. Dumbledore też się śmiał, a Snape’m się nie przejmuj. – Mówiła z uśmiechem Ginny mocno trzymając przyjaciółkę za rękę.
- Co? Ale skąd Ty..
- Oj przestań. Przecież wiesz, że mam oczy i uszy z tyłu głowy. Widziałam jak się na Ciebie gapił. Zapomnij o nim to tylko stary nietoperz.
- Wiesz.. Nie bardzo mogę. – Hermiona przetarła oczy dłonią, mimo, że nie płakała. – Za 10 minut mam z nim zajęcia.
- Świetnie. Ale i tak o tym nie myśl.
- Ale o czym? – Spytał Harry, który właśnie przyszedł z Ronem.
- Emm.. Nie ważne. – Powiedziała Ginny całując chłopaka w policzek.                           - Ej! Za minutę mamy Eliksiry. Chodź Hermiona. – Rzucił Ron. Chłopcy pomogli dziewczynie wstać i żegnając Ginny ruszyli do lochów na pierwsze zajęcia tego dnia. 

sobota, 5 lipca 2014

Na Jawie. Rozdział I.

On. Ona. Oni razem. Jego dłoń na jej brzuchu. Jego usta na jej szyi. Jego długie palce wodzące po jej nagich plecach. Jej dłoń błądząca po jego gołym torsie. Ich ciała zgrane w jedność. Ciche odgłosy ich namiętnej miłości. Jego umięśniona sylwetka przykrywająca jej delikatne ciało. I jej wzrok. Wzrok zakochanej, patrzącej na swojego wybranka. Ciche szepty. I nagle jego głos tuż przy jej uchu. Najbardziej aksamitny i zarazem męski, jaki słyszała. Wywołujący u niej gęsią skórkę. Jego kuszące usta coraz bliżej i bliżej. I w końcu ten moment. Gorący pocałunek złożony na jej malinowych ustach. Jego delikatne wargi pieszczące jej. Ich języki splecione w niesamowicie figlarny taniec. Jego twarz wyłaniająca się zza jej brązowych loków. I.. Przeraźliwy chłód.

Zaraz, to ostatnie to przecież nie sen – pomyślała gryfonka. Jej ciepły koc postanowił wybrać się w krótką podróż na podłogę, odsłaniając niewystarczająco ciepło ubrane ciało Hermiony, budząc ją przy tym ze wspaniałego snu. Były okolice godziny drugiej. Dziewczyna gwałtownie otworzyła oczy, chcąc jak najszybciej znaleźć swoje przykrycie i ogrzać się. W Sypialni, którą dzieliła z dwoma jeszcze dziewczętami, mimo późnej pory, było dość jasno. Księżyc będący w pełni, rzucał blask przez jedno z okien, oświetlając pokój wystarczająco, by młoda gryfonka mogła odszukać zagubiony pled i nakryć się nim od stóp aż po nos. Teraz, gdy mogła spokojnie pomyśleć, bez zgrzytania zębami, zaczęła przypominać sobie fragmenty snu. Czuła dziwny niesmak, ale i zarazem pobudzenie na myśl silnych, męskich dłoni pieszczących delikatnie jej ciało. Próbowała przywołać jak najwięcej wspomnień z owego snu, jednak za nic nie mogła przypomnieć sobie twarzy jej partnera. W zasadzie w ogóle jej nie widziała. Zrezygnowała ze starań i zaczęła myśleć wyłącznie o odczuciach związanych ze snem, który z jakiegoś powodu tak ją zafascynował. Być może dlatego, że był to jej pierwszy sen takiego typu w życiu. Lub po prostu chciała przeżyć to samo. Rozmyślając o tym wpatrywała się przez chwile w księżyc, po czym zasnęła.

                                                                   ***

Zima owego roku była bardzo sroga. Nadeszła w połowie listopada, a że dopiero zaczął się grudzień, wszyscy wiedzieli, że nie będzie to kolejna, zwykła zima w Hogwarcie. Niektórzy jednak, nawet nie przypuszczali, jak wiele może się zmienić podczas tej jednej, kolejnej z pór roku. Blask księżyca padał na mury Hogwartu nadając im posępny poblask. O tej porze wszyscy mieszkańcy tego majestatycznego zamku dawno już pozasypiali. Cóż, prawie wszyscy.

                                                                   ***

W całym zamku światła już dawno były wygaszone. Tylko w jednej z komnat wciąż płonął ogień kominka. Panował tam spokój. Kanapa i fotele stojące nieopodal kominka obite w jednakową jasnobrązową skórę, widocznie miały już parę lat i były dość sfatygowane. Naprzeciw kominka, a na lewo od wejścia stało kilka masywnych szafek, wśród nich barek, a obok niego kilka regałów z książkami. Podłogę zajmował duży zielony dywan, a ściany pokryte ciemnobordową tapetą, zdobiło kilka nie wielkich obrazów. Cały salon oświetlony jasnym płomieniem kominka wyglądał dość przytulnie i mimo, że urządzony został raczej staromodnie, widać było nutkę smaku. Jednak najbardziej zastanawiająca była postać właściciela komnaty. Tuż naprzeciw wejścia, czyli ogromnych dębowych drzwi stał stolik przysypany masą dokumentów i innych papierów. Panem owego salonu okazał się największy postrach uczniów, a i niekiedy nauczycieli w Hogwarcie – profesor Severus Snape. W tym właśnie momencie zarywał noc poprawiając testy uczniów szóstego roku. Kiedy zostało mu już tylko kilka prac przeciągnął się na krześle, upił duży łyk wychłodniałej już czarnej kawy i chwycił następny arkusz pergaminu. Przyglądał mu się chwilę próbując przeczytać bazgroły, po czym zrezygnowany napisał czerwonym atramentem dużymi literami u góry strony T.

- Longbottom, ty kretynie – mruknął, po czym zabrał się za poprawianie kolejnych testów.

Dzień Dobry.

Cześć. Jestem Net. Witam was na moim blogu. *Łał, bardziej oczywiście się nie dało.* Anyways, jest to blog z moimi opowiadaniami. Uwielbiam pisać i według niektórych robię to całkiem nieźle.


                                ***


Zacznę z fan fiction o tematyce potterowskiej. Jest to Sevmione (btw. mój ulubiony paring). Może dużo osób uważa to niesmaczne, ja lubię czytać takie opowiadania i postanowiłam stworzyć własne.

Kolejne rozdziały będą się ukazywać w soboty o 20. Jeżeli ta historia wam się nie spodoba, zacznę wrzucać coś innego. Ale mam nadzieje, że przyjmiecie ją ciepło.

Miłego czytania.

Enjoy.