sobota, 11 października 2014

Na Jawie. Rozdział XIV.

Hermiona po dwóch dniach spędzonych pod opieką pani Pomfrey, wyszła ze Skrzydła Szpitalnego w poniedziałek wieczorem. Czuła się już całkowicie dobrze. Pielęgniarka powiedziała jej tylko, żeby zgłosiła się do profesora Snape, po eliksiry, których jej jeszcze nie dostarczył. Dziewczyna, nie bardzo wiedziała jak powinna zachować się w stosunku do nauczyciela. Uratował jej życie. Był przy niej w nocy. Poinformował jej przyjaciół o jej wypadku. I to w normalny sposób. Myślała, że nazwałby ją idiotką, kretynką, czy coś w tym stylu. A zachował się tak.. miło. Jakkolwiek by się nie zachował, ona nadal musiała przyjść jutro na jego lekcję i poprosić o eliksiry. Mogłaby się wtedy dyskretnie zapytać, o jego zachowanie. A może lepiej nie? Tak, lepiej nie zaczynać. Nie wiadomo, co mu przyjdzie do głowy.

Po wyjściu ze szkolnego szpitala Hermiona w towarzystwie Ginny udała się do swojej sypialni. Na nieszczęście czekała tam również Lavender z Parvati. Dziewczyny jak zwykle plotkowały, ale zamilkły jak tylko weszła Hermiona. Ginny idąc z nią pod rękę, posłała im straszne spojrzenie. 
- Jak się czujesz, Hermiono? - Zaczęła niewinnie Parvati, nie bardzo wiedząc jak się zachować. Było jej głupio. Chciała ją przeprosić, ale czuła, że powinna z nią porozmawiać sam na sam. Porozmawiać i wszystko wytłumaczyć.
- A co cię to obchodzi? Dlaczego się..
- Przestań Ginny. Czuje się dobrze, dzięki, że pytasz. - Hermiona uśmiechnęła się lekko. 
- Mam dla ciebie notatki z zajęć.
- Dziękuję. - Powiedziała Hermiona. Każdy czuł dziwne napięcie w pokoju.
- Oj, trochę niezręcznie, co? - Odezwała się wesoło Lavender, która do tej pory przyglądała się wszystkiemu z dziwnym zainteresowaniem. - Chodź Parv. Pójdziemy na dół. Hermiona musi odpocząć, prawda?
- Właście to.. - nie dokończyła, bo Lavender, ciągnąc za sobą przyjaciółkę zniknęła za drzwiami.
- Ok, to było na maksa dziwne. - Stwierdziła Ginny siadając na łóżku Hermiony. Ta jednak zamiast się położyć, zaczęła przeglądać książki, aby upewnić się, że nie musi wykonać na jutro zadania. Nic nie znalazła. Więc po krótkiej rozmowie poszła spać.


                                                                   ***


Tej nocy znów miała ten dziwny sen. Znów to samo mieszkanie, ten sam pokój i mężczyzna. To zaczynało być nużące. Widziała i kochała kogoś, kto tak naprawdę może nie istnieć. Tyle razy myślała o tajemniczym nieznajomym, próbowała go z kimś skojarzyć, ale nic nie odnajdywała. Tłumaczyła sobie, że to się jeszcze nie wydarzyło. Że to przyszłość i jeszcze nie poznała tego człowieka. Ale było w nim coś bardzo znajomego. Ta myśl nie dawała jej spokoju.


                                                                   ***


- Zerwali? - Hermiona rozmawiając z Ginny prawie zadławiła się tostem z dżemem truskawkowym.
- Tak. Seamus powiedział, że nie chcę się z nią więcej widywać, po tym jak cię potraktowała. Powiedział też, że jeżeli bardziej ufa Lavender, która sama ją wcześniej zmieszała z błotem, a nie jemu czy tobie, to nie mają o czym rozmawiać.
- Wow. Nie wiedziała, że to tak się potoczy. Bardzo mu współczuję.
- Cicho, idzie. - Ginny szturchnęła przyjaciółkę łokciem,a ta znów prawie zadławiła się tostem.
- Cześć dziewczyny? O czym plotkujecie? - Spytał Seamus, dosiadając się do nich.
- A umawiam się z nią na lekcje pływania. Wiesz, kiedyś mogą jej się przydać. - Ginny prychnęła ze śmiechu, a Hermiona posłała jej gniewne spojrzenie. 
- To prawda. - Seamus też zaczął się śmiać. - Oj nie gniewaj się Miona. A właściwie to chodź. Chyba nie chcemy spóźnić się na Eliksiry prawda?
- Nigdy. - Hermiona pożegnała Ginny i udała się z Seamus'em do lochów. Po drodze rozmawiali o tym, co się działo w Hogwarcie, podczas gdy ona była w szpitalu. Największym i chyba jedynym wydarzeniem było wyrzucenie Erika z drużyny Quidditch'a. Nie bardzo wiadomo było dlaczego, ale wszyscy mówią, że to dziewczyny z drużyny przekonały kapitana, żeby znalazł kogoś na jego miejsce. Po zerwaniu z Lavender, coraz częściej widziano go z różnym dziewczętami, którym chyba nie przeszkadzały inne.


Po rozpoczęciu zajęć, nastąpiło coś, czego Hermiona spodziewała się najmniej. Profesor Snape, wypisał ingrediencje eliksiru na tablicy, ale zamiast usiąść i poprawiać testy jak zwykle, zaczął zbierać wypracowania na temat "Zastosowanie Eliksiru Prawdy - dawniej i dziś", które zadał wczoraj. Hermiona była zdruzgotana - pierwszy raz nie miała zadania. Ale i jak miała je napisać skoro o nim nie wiedziała. 
- To nie moja sprawa. Nie napisałaś zadania, więc przyjdziesz tu dziś.. nie dziś nie mogę. Przyjdziesz do mnie jutro na szlaban i wtedy je napiszesz. - Hermiona kiwnęła głową, chociaż twierdziła, że to nie fair. Ale jakby nie patrzeć, każdy miał to zadanie. Nawet Harry i Ron. A to było niespotykane.


Po zajęciach, chcąc nie chcąc, musiała poprosić Snape o eliksiry. Chociaż nadal zastanawiała się nad dziwnym zachowaniem nauczyciela, nie miała odwagi go o to spytać. Kiedy wszyscy wyszli z klasy, po prostu podeszła do jego biurka. On jak zwykle siedział zaczytany.
- Przepraszam, profesorze?
- Nie wywiniesz się ze szlabanu Granger.
- Nie, ja nie o to. Pani Pomfrey powiedziała, że powinien dać mi pan jakieś eliksiry. 
- Powinienem? - Opuścił kartkę trzymaną przed twarzą i popatrzył na nią. W tym momencie zdała sobie sprawę, że jego oczy są naprawdę czarne. Nigdy o tym nie myślała, a teraz stała przed nim wpatrzona. 
- To znaczy.. No..
- Wiem. - Odłożył gazetę i wstał. - Czujesz się.. lepiej? - Zapytał cicho wpatrzony w czubki butów, jakby chciał żeby nikt, nawet ona tego nie usłyszał. Jednak ona usłyszała. 
- Em.. Tak dz-dziękuję.
- Nieważne. Zaraz przyniosę mikstury. - Skierował się w stronę wejścia do swoich komnat.
- Profesorze? Chciałam o coś zapytać, jeśli mogę. - Snape stanął w miejscu, ale nie odwrócił się do niej.
- Tak?
- Ja nie wiem, czy powinnam. Po prostu, pani Pomfrey powiedziała mi, że kiedy byłam jeszcze nieprzytomna, to siedział pan w nocy przy mnie. Po tym jak mnie pan uratował. - Zarumieniła się mówiąc to.
- Owszem. - Odpowiedział zimnym tonem.
- Ja chciałam podziękować. Ale nie rozumiem, dlaczego to.. - W tym momencie odwrócił się i podszedł do niej. Wyglądał na dość rozzłoszczonego. 
- Już ci raz powiedziałem. To mój za.. kichany obowiązek.
- Tak, wiem. Ale nie musiał pan..
- Skończ, Granger. Jeszcze jedno słowo. - Odwrócił się i skierował w stronę swoich kwater. Dziewczyna, nie bardzo wiedząc dlaczego tak się rozzłościł, po prostu poszła za nim. Zatrzymała się w wejściu do salonu. Wyglądał inaczej, niż ostatnio. Miał meble, podłogę. W tym momencie cała zadrżała na ciele. Szmaragdowa wykładzina; duża sofa i fotel obite w ciemną, czekoladową skórę; wiśniowa tapeta. To było to miejsce. To miejsce o którym śniła. To nie możliwe to znaczy, że..

W tym momencie zza drzwi po prawej stronie wyszedł profesor Snape, niosąc zgrabne pudełeczko z eliksirami. Dziewczyna cofnęła się o krok. To był on. Jej nauczyciel. Mężczyzna, który jej się śnił. Tego było dla niej za wiele. Popatrzyła na niego, przerażona i czym prędzej uciekła.

niedziela, 5 października 2014

Na Jawie. Rozdział XIII.

Słońce w świecie magii chowało się za linią horyzontu. Kolejny zimowy dzień chylił się ku końcowi. Młodsi i starsi czarodzieje odpoczywali w swych pokojach lub zbierali się na kolacji w Wielkiej Sali. Niektórzy przeżywali miłosne rozterki, przechodzili ciężkie chwile w życiu. Ale nie dawali tego po sobie poznać. Siedzieli wśród przyjaciół udając, że wszystko jest OK. Nauczyciele, którzy zawsze świecili przykładem również miewali gorsze dni. Jednak zawsze podczas tego jednego, wieczornego posiłku wszyscy zasiadali razem. Tym razem również tak było. Zasiedli wszyscy nauczyciele, z jednym wyjątkiem.



Owej nocy, pewien postrach Hogwart'u, zwany Severus Snape, przemierzał korytarze szkoły, a bardziej biegł najszybciej jak mógł. Chciał jak najszybciej dostać się do Skrzydła Szpitalnego. Pierwszy raz na jego twarzy rysowało się coś na kształt zmartwienia. I nie było ono spowodowane brakiem alkoholu w barku.


- Poppy! Poppy chodź tu! Szybko! - Krzyknął, gdy znajdował się nią dalej niż 5 metrów od Skrzydła. Szedł najszybciej jak się da. Był przemarznięty i zdyszany. Kiedy pielęgniarka wyszła już ze swego gabinetu, myśląc, że to kolejny żart kolegi, stanęła zamurowana.
- Mój Merlinie! Co się stało? - Jej wzrok spoczął na postaci, którą cały czas nauczyciel ściskał w ramionach. Pielęgniarka wskazała mu kozetkę. Ten podszedł ostrożnie. Dopiero wtedy Poppy dostrzegła bladą, przemoczoną i przemarzniętą twarz dziewczyny. Snape tak bardzo owinął ją swym płaszczem, że na początku wyglądało to jakby niósł zwłoki. Wystawały tylko nogi.
- Połóż ją tutaj. Ostrożnie. - Pielęgniarka błyskawicznie pobiegła do gabinetu i wyniosła stamtąd skrzynkę pełną eliksirów. Snape najdelikatniej jak tylko potrafił ułożył nieprzytomną Hermionę na łóżku szpitalnym. Pielęgniarka wlała do ust dziewczyny kilka eliksirów na raz, a Snape w tym czasie użył zaklęcia osuszającego, dzięki czemu dziewczyna wyglądała chociaż odrobinę mniej makabrycznie.
- Powiesz mi w końcu jak to się stało? - Zapytała Poppy wlewając do ust dziewczyny ostatni eliksir i odruchowo sprawdzając jej temperaturę.
- Wpadła do jeziora. Po prostu wpadła do jeziora. Nie wygląda na taką głupią a jednak.- Mówił jakby z wyrzutem, ale i smutkiem w kierunku dziewczyny.
- Dlaczego wyszła na środek jeziora? - Kobieta spojrzała na twarz Hermiony, która zaczęła nabierać kolorów. Widać eliksiry zaczynały działać. Później spojrzała na Snape. Wpatrywał się w dziewczynę takim.. zatroskanym wzrokiem. I ściskał jej lodowatą rękę. Widać naprawdę się przejął - pomyślała Poppy.
- Wszystko będzie dobrze. Wydobrzeje. - Powiedziała, uśmiechając się do nauczyciela. Ten jakby otrząsnął się z transu po tych słowach. Gwałtownie wstał i cofnął się kilka kroków.
- Tak. Ja obiecałem Albusowi, że będę służył pomocą. I służyłem. Na mnie pora. Dob..ranoc. - Odwrócił się na pięcie i wyszedł.


                                                                   ***


Hermiona wybudziła się nad ranem. Nie pamiętała co się stało i nie czuła się najlepiej. Poppy spędziła przy jej łóżku całą noc. Szybko zasnęła i obudziła się dopiero, gdy Hermiona zaczęła coś mamrotać budząc się. Dziewczyna skarżyła się na ból głowy i w klatce piersiowej. Pielęgniarka chciała dać jej śniadanie, jednak ta odmawiała, więc podała jej tylko kilka eliksirów i zawiadomiła, że przyjaciele byli tu zeszłej nocy i przyjdą również dziś zaraz po śniadaniu.
- Ale co się właściwie stało? Pamiętam tą wiewiórkę. Chciałam jej pomóc i wtedy.. lód się załamał. A ja się.. Jak się tu znalazłam?
- Profesor Snape cię tu przyniósł. I w nocy siedział przy tobie, gdy ja musiałam wyjść. Byłaś jedną kostką lodu. Teraz możesz się czuć słabo, ale podałam ci wiele eliksirów. i wkrótce dojdziesz do siebie. Teraz musisz odpocząć. - Pielęgniarka uśmiechnęła się promiennie, sprzątnęła puste fiolki i zniknęła za drzwiami gabinetu. Hermiona leżała nieruchomo. Czuła straszny klujący ból w piersi, a w jej głowie szumiało. Przewróciła się na bok z nadzieją, że będzie mogła zasnąć. Jednak za każdym razem, gdy zamykała oczy widziała w kółko siebie wpadającą do wody. Ponownie odwróciła się na plecy. Eliksir zaczynał działać, poczuła się odrobinę lepiej. Mogła zacząć trzeźwo myśleć. Zaczęła krzyczeć na siebie w myślach. Jak mogła być tak nieostrożna? Mogła zginąć. Gdyby nie.. Snape. Uratował ją. Nie wiedziała jak, raczej nie był na tyle głupi, żeby wskoczyć za nią do wody. Pewnie za pomocą magii. Uratował ją. Znów jej pomógł. Przyniósł ją i siedział przy niej. Ten Snape, którego znała? A może, jednak był to ktoś inny? Snape, którego nie znał nikt?


Przyjaciele, tak jak obiecali, przyszli do Hermiony nie długo po śniadaniu. Wiedzieli już co się stało, ponieważ pani Pomfrey opowiedziała im wszystko zeszłej nocy.
- Ale skąd wiedzieliście, że tu jestem? - Ron, Harry i Ginny popatrzyli na siebie niepewnie.
- Snape. - Powiedziała Ginny. Hermiona na dźwięk tego nazwiska zesztywniała. - Byliśmy w Wielkiej Sali na kolacji. Nie szukaliśmy cię, bo Seamus poszedł za tobą. Wtedy wpadł Snape. Miał mokrą szatę i wyglądał nie najlepiej.
- Powiedział "Wasza przyjaciółka jest w skrzydle lekarskim. Powinniście do niej zajrzeć" - Wtrącił się Harry.
- Więc szybko tu przybiegliśmy. A pani Pomfrey powiedziała co się stało. - Powiedział Ron.
- Parvati. też chciała przyjść. Mówiła, że jej strasznie głupio i w ogóle. Eh.. nie rozumiem jej. Jak mogła tak..
- Przestań Ginny. Jak już stąd wyjdę to z nią pogadam. Własnie. Zapomniałam spytać Pani Pomfrey kiedy będę mogła wyjść. Nic wam nie wspominała?
- Mówiła, że wyjdziesz, jak już się będziesz lepiej czuć. - Powiedział Ron. I wtedy zadzwonił dzwon na lekcję.
- Musimy iść, ale przyjdziemy zaraz po lekcjach. - Powiedziała Ginny. Hermiona pożegnała się z przyjaciółmi. A kiedy już wyszli, natychmiast opadła na poduszkę i zasnęła.

Nowa zasada

Na wstępie chciałabym tylko zaznaczyć, że kolejny rozdział Na Jawie pojawi się wyjątkowo dziś o godzinie 20.


Teraz do rzeczy. Chciałabym oznajmić, że postanowiłam wprowadzić na mojego bloga jedną można powiedzieć regułę, dotyczącą rozdziałów. Widziałam takie działanie na innych blogach, które obserwuję, ale do tej pory wydawało mi się to dość.. głupie?, płytkie? Tak. Uważałam, że coś takiego nie jest zbyt dobrą reklamą dla bloga, ale niedawno doszłam do wniosku, że jest to świetny pomysł.

Widzę wciąż rosnącą liczbę odwiedzin, jednak jak mówiłam już w jednym z wcześniejszych postów chciałabym, żeby czytelnicy zostawiali komentarze. Nie jest to trudne, można wysyłać je bez konta, anonimowo, ale nadal nie wielu z tego korzysta. Nikomu się nie chce skomentować, pochwalić, skrytykować mojej pracy dla was. Ale komentarze typu "Halo, gdzie rozdział?" albo "Czekam!" dostaję za każdym razem, gdy nastąpi jakiś problem i rozdział nie może się ukazać.

Tak więc od teraz nowy rozdział nie ukaże się, dopóki pod wcześniejszym nie będzie komentarzy. Nie chcę tu ustalać granicy 2, 5 czy 15. Chce po prostu, żeby te kilka osób, które śledzi historię i potrafi mnie poganiać z dodaniem rozdziału, mogły napisać co o nim myślą. Dotyczy to obecnego opowiadania, a także nowego, które na 99,8% ukaże się w nadchodzącym tygodniu. Tylko nie wiem dokładnie którego dnia.

Nie robię tego na złość, chcę po prostu wiedzieć, że nie staram się na marne.


sobota, 27 września 2014

Na Jawie. Rozdział XII.

Minęło kilka dni odkąd Lavender i Erik zerwali, a Parvati dała przyjaciółce drugą szansę. Wszystko zaczęło się układać. No, według tej pierwszej. Twierdziła, że wszystko jest w porządku, po staremu. Lavender jednak był innego zdania. Parvati, jak wcześniej sama powiedziała, postanowiła trzymać przyjaciółkę na dystans. Dzieliły jeden pokój i wciąż rozmawiały o wszystkim, tak jak wcześniej, jednak spędzały o wiele mniej czasu. Parvati postanowiła go spędzać w towarzystwie Seamus'a. Lavender momentami kipiała z zazdrości, ale nie dawała tego po sobie poznać. Było jej ciężko, ponieważ plotki o niej i jej nieszczęsnym byłym chłopaku rozeszły się po całej szkole. Większość osób po prostu śmiała się z niej. Erik próbował porozmawiać i wytłumaczyć się, ale Parvati, jako ta dobra przyjaciółka, zawsze go spławiała. Mówiła Lavender, że zawsze może na nią liczyć, a potem wracała do swojego chłopaka. Nie wiedząc ile złości wywołuje.

                                                                   ***

- Mam dla ciebie super niespodziankę! - Powiedziała podekscytowanym głosem Lavender siadając obok Parvati w pokoju wspólnym, gdzie przebywała obecnie większość Gryfonów. 
- Spokojnie. Co tam masz?
- Otóż, jako że ostatnio spędzałyśmy mało czasu mam coś specjalnego. Tylko dla nas dwóch. Tadaam! - Powiedziała blondynka wyciągając z kieszeni szaty w kawałki pergaminu. - Dwa bilety na Fatalne Jędze! 
- Jej, to super, ale wiesz.. - Parvati wyglądała na nieco zmieszaną. - Mam już bilet. Idziemy tam razem z Seamus'em. Ale hej! Przecież możemy iść w trójkę.
- Tak, jasne. - Lavender kipiała ze złości. Mierzyła Seamus'a wzrokiem, jakby chciała go zabić na miejscu. Na szczęście chłopak tego nie zauważył, bo mógłby się wystraszyć. Właśnie rozmawiał z Hermioną. W jednej chwili w oczach blondynki coś błysnęło. - Wiesz, mogę oddać jeden bilet Hermionie i pójdziemy razem. Seamus na pewno też się ucieszy. Chyba, że masz coś przeciwko.
- Em, nie. - Parvati wyglądał na bardziej skołowaną. - A dlaczego miałabym mieć?
- No wiesz, cała szkoła mówiła o tym co się zdarzyło w bibliotece. Moim zdaniem nadal mają się ku sobie. Zresztą popatrz na nich. 
- Przecież w bibliotece nic nie zaszło. N-nic.
- Tak ci mówili? Och wiedziałam, że tak będzie. Wiesz, ja też tam byłam i wszystko widziałam.
- Ty? W bibliotece? A co tam robiłaś?
- Ja? Yy.. Zadanie z.. e-eliksirów. Zresztą nie zmieniaj tematu. Mówię ci, że wszystko widziałam.
- Czyli co? - Lavender nachyliła się w kierunku przyjaciółki, szepcząc jej do ucha, tak aby nikt inny nie usłyszał.
- No więc.. Widziałam jak się całowali. Potem Hermiona powiedziała, że nikt ich nie może zobaczyć, bo nie chce, żeby rozniosły się plotki. Mówiła, żeby udawali, że nic między nimi nie ma. Albo lepiej, jakby Seamus zaczął z kimś chodzić. Wtedy byli by kryci.- Parvati gwałtownie odsunęła się od blondynki.
- O czym ty bredzisz? To nie prawda! - Powiedziała głośno, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Lavender ponownie przysunęła ją do siebie i popatrzyła na nią śmiertelnie poważnym wzrokiem.
- Ja bredzę? To popatrz. Seamus! Możesz tu podejść na chwilę? - Chłopak niezbyt przekonany wstał i podszedł powoli do dziewczyny.
- O co chodzi?
- Kupiłam dwa bilety na koncert, ale Parv ma już swój, więc pomyślałam czy nie zaprosić by Hermiony. Dasz jej go ode mnie? - Dziewczyna wręczyła chłopakowi bilet uśmiechając się sztywno. Ten lekko zdezorientowany uśmiechnął się lekko i wrócił do Hermiony.
- Masz. To od Lavender. - Dziewczyna wzięła bilet do rąk i zaczęła mu się przyglądać. Potem z lekką podejrzliwością spojrzała na Lavender, która odpowiedziała jej uśmiechem.
- Ale dlaczego? - Spytała cicho chłopaka.
- Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że ona coś kombinuje. Tylko nie bardzo wiem co. Wiem tyle, że mnie nie lubi. Proszę cię. Ona mnie nie cierpi. - Chłopak skrzywił się mówiąc to. 
- Wydaje ci się.- Hermiona próbując go w jakiś sposób pocieszyć uśmiechnęła się, kładąc mu odruchowo rękę na kolanie. Parvati widząc to i wierząc w to co właśnie usłyszała od Lavender, wstała i szybko do nich podeszła. Jej śladem podążyła przyjaciółka.
- Jak mogliście? Oboje mówiliście, że to Erik jest okropny, a sami jesteście jeszcze gorsi. - Krzyknęła Parvati zalewając się łzami. - Jak mogliście? Myślałam, że mogę wam ufać, a tak naprawdę chcieliście mnie zranić. 
- Parvati, uspokój się. - Powiedziała Hermiona. - Nie mam pojęcia o czym ty..
- Tak jasne! To był twój pomysł. Sama to wszystko wymyśliłaś.
- Uspokój się. - Powtórzyła dziewczyna, łapiąc Parvati za rękę. Ta odrzuciła ją jak poparzona.
- Nie dotykaj mnie! Jak możesz tak kłamać? Ty.. w-wstrętna szlamo! - Hermiona zesztywniała. Chciała zacząć krzyczeć, ale po prostu wstała i szybko wyszła z pokoju. Kiedy do Parvati doszło co właśnie powiedziała, chciała zapaść się pod ziemię. Widząc wzrok wszystkich skierowany na siebie, uciekła do sypialni, a za nią jak cień podążyła Lavender. Seamus od razu pobiegł za Hermioną, jednak nie mógł jej znaleźć. 


Hermiona wybiegłszy z pokoju nałożyła na siebie zaklęcie kameleona i wybiegła z zamku. Czuła jak smutek i złość wypełniają ją od środka. Jej oczy zalewały się łzami i chciała teraz uciec jak najdalej. Słowa Parvati bardzo ja zabolały. Nie wiedziała dlaczego dziewczyna zaczęła się tak zachowywać, ale wiedziała, że na razie nie chce tam wracać. Obie muszą ochłonąć. Idąc przez błonia zaczęła dygotać z zimna. Jednak nie bardzo się tym przejmowała. Rozmyślała o tym, co się stało. Nie wiedziała o co chodziło Parvati, ale była pewna, że zaangażowana w cały ten cyrk była Lavender. Zresztą jak zawsze. 


Idąc tak wzdłuż zamarzniętego jeziora, powoli zaczęła się uspokajać. Zdjęła z siebie zaklęcie. Wtedy poczuła straszny chłód. Było po południu i zaczynało się ściemniać, więc postanowiła szybko wrócić do zamku i spróbować wyjaśnić sprawę z Parvati. Kiedy już miała zawrócić, zauważyła stworzonko, stojące na pokrywie lodu na jeziorze. Wyglądało trochę jak wiewiórka, ale było większe. Cóż, wiele magicznych zwierząt żyło w pobliskim lesie. To wyglądało na wystraszone, bało się wrócić na brzeg. Hermiona podeszła do jeziora i stanęła na lodzie. Tupnęła mocno by sprawdzić, czy nie jest zbyt cienki, ale był w porządku. Zresztą wcześniej widziała chłopców ślizgających się tu. Ruszyła w stronę zwierzaka. Szła powoli, przed każdym krokiem sprawdzając wytrzymałość lodu. Kiedy dzielił ją krok, po prostu podeszła do przodu. I wtedy lód się załamał. Dziewczyna wpadła do lodowatej wody. Próbowała utrzymać się na powierzchni. Ale kiepsko radziła sobie w wodzie, poza tym szok termiczny ograniczył ruchy jej mięśni. Rozpaczliwie zaczęła machać rękoma i wołać o pomoc.

Przypadkowo lub nie, przechodził tamtędy profesor Snape. Akurat szukał pod śniegiem zimowych roślin potrzebnych do eliksirów, kiedy zobaczył Hermionę wpadającą do jeziora. Szybko pobiegł w jej stronę wymachując różdżką. Dziewczyna ostatkiem sił nabrała powietrza. Woda zalała jej twarz. Straciła przytomność, gdy  otoczył ją bąbel powietrza wyciągając ją z wody. Profesor stał na brzegu. Ściągnął płaszcz i gdy dziewczyna w magicznej bańce doleciała do niego. Okrył ją nim mocno i szybkim krokiem ruszył w stronę zamku. Na jeziorze wciąż ruszała się jedna mała kra, płynąca powoli do brzegu. Siedziało na niej stworzonko wyglądające jak wiewiórka, ale było większe.
Nauczyciel szedł szybko co chwilę mocniej przyciskając do siebie Hermionę.
- Czy to jest empatia? - Powiedział do siebie na głos, patrząc na zmarzniętą, nieprzytomną 
dziewczynę w swoich ramionach. - Nie. To ta cholerna odpowiedzialność.

sobota, 20 września 2014

Na Jawie. Rozdział XI.

Przemierzał zamkowe korytarze szybkim krokiem. Zależało mu na tym, aby jak najszybciej dostać się do swoich kwater, do lochów. Tam gdzie nikt mu nie przeszkadzał, gdzie mógł odpocząć po całym dniu z tymi półgłówkami. Czy powinien tak nazywać uczniów? Przecież nikt mu nie zabroni. Poza tym jak inaczej nazwać Longbottom'a, który co drugie zajęcia rozsadza kociołek? Albo Potter'a, który przez sześć lat nauki, nie nauczył się chyba niczego na jego zajęciach?

 Zaraz po wejściu, skierował się w stronę barku i otworzył go. Wyciągając pełną butelkę Ognistej Whiskey, zastanowił się przez moment czy potrzebna mu również szklanka. Odrzucił tą myśl, pociągając solidny łyk prosto z butelki. Lekko chwiejnym krokiem podszedł do nowo przybyłej sofy i rozłożył się na niej. Machnięciem różdżki rozpalił w kominku ogień, co rzadko mu się zdarzało. Wpatrując się w wesołe ogniki i co chwila popijając z butelki, zaczął rozmyślać o swoim życiu, co zdarzało mu się jeszcze rzadziej. Czuł monotonię. Codziennie robił to samo. Wstawał, uczył, wracał, z przerwami na jedzenie. Nie działo się nic szczególnie ciekawego. Nawet wybuchy na lekcjach zaczęły go nudzić. Wszystko było takie pospolite. Zwłaszcza ludzie w tym miejscu. Reszta nauczycieli, uczniowie. Wciąż to samo otoczenie. Od lat nie widział się z nikim z rodziny. Nie widział się z matką. Często planował, że odnajdzie ją. Ale nigdy nawet nie próbował. Bał się spojrzeć jej w oczy, po tym jak bez słowa odszedł, zostawiając ją samą z tym potworem. A jeszcze bardziej bał się tego, że może jej już nie odnaleźć. Każdego dnia miał przed oczami jej twarz, gdy widział ją po raz ostatni. Jej zwykle piękne, lecz smutne i zapłakane oczy. Widział ją tak dokładnie. W tym samym przybrudzonym fartuszku, który zawsze nosiła. Mówiła "Idź już spać. Wiesz, że zaraz wróci." I odwracała się, wchodząc do kuchni. Nie mówiła nic więcej. Taką ją zapamiętał. Piękną i smutną. Jak zawsze. Jedyne co jeszcze pamiętał z tej nocy, to krzyki. Jej i tego potwora, otwarte okno i.. wolność. Ta wolność, której zawsze pragnął,a która teraz tak bardzo go przybijała.

Z zamyślenia wyrwało go stukanie do drzwi. Otrząsnął się i spojrzał na zegarek. Dochodziła 23. Wstał i podszedł do drzwi. W połowie drogi stwierdził, że ma mokry policzek. Otarł go szybko rękawem i otworzył drzwi.
- Witaj Severusie. - Powiedział wesoło staruszek z długą brodą, wchodząc śmiało do środka. - Nie przeszkadzam ci?
- Wiesz, Albusie, jestem jakby.. - Widać był u niego stan wskazujący.
- Zajęty piciem? - Popatrzył na niego karcąco, wskazując na pustą butelkę po alkoholu, leżącą obok kanapy.
- Mam jakby wolne. Przynajmniej do rana.
- Eh.. Nigdy nie musiałem cię karcić i mam nadzieję, że teraz..
- Po co przyszedłeś Albusie?
- Racja. Do rzeczy. Dziś wyjeżdżam. Wiesz o co chodzi. Większość spraw przekazałem Minerwie i liczę tu na twoją pomoc.
- Oczywiście. Będę podporą Hogwart'u i ramieniem do wypłakania dla wszystkich uczniów. - Powiedział Snape z wielkim, sztucznym uśmiechem.
- Przestań Sevarusie. Co się z tobą dzieje?
- Nie, nic.
- Nie zachowuj się jak dziecko. Jesteś tutaj nauczycielem, pamiętasz? Uczniowie liczą na ciebie. Wykaż trochę empatii.
-O! Empatia, to chyba taka zupa z Azji.
- Wyjeżdżam na dwa, góra trzy dni. I proszę cię tylko o to, żebyś w razie problemu służył pomocą.
- Jeśli obiecam, że tak będzie, dasz mi już dziś spokój? Chcę się jakby położyć.
- Dobrze. Tylko pamiętaj. Liczę na ciebie. - Powiedział staruszek wychodząc za drzwi.
- Tak, tak. Stary zrzęda. - Drzwi uchyliły się lekko.
- Słyszałem. - Powiedział Dumbledore wychylając zza nich głowę. Snape odwrócił się zmieszany i zirytowany. Dyrektor ponownie wyszedł, a nauczyciel rzucił na drzwi zaklęcie zamykające. Potem podniósł pustą butelkę po Ognistej i odłożył ją na biurko. Następnie wziął szybki, zimny prysznic i położył się do łózka. Już zasypiając przypomniał sobie o czymś. Sięgnął do szuflady w szafce nocnej stojącej tuż przy łóżku. Wyciągnął z niej małą fiolkę z krwistoczerwonym eliksirem. Wypił go i czując przypływ senności opadł ciężko na łóżko.

sobota, 13 września 2014

Na Jawie. Rozdział X.

Mijały dni, a Parvati i Lavender nadal ze sobą nie rozmawiały. Kiedy mijały się na korytarzach posyłały sobie mordercze spojrzenia, na zajęciach siadały jak najdalej od siebie. Lavender nadal była ślepo zakochana w puchonie, a Parvati już oficjalnie była z Seamus'em i spędzała dużo czasu z Hermioną i jej przyjaciółmi. Całkowicie zapomniała o problemach z ex-przyjaciółką.

Pewnego niedzielnego wieczoru, wszyscy razem siedzieli w pokoju wspólnym. Hermiona, popijając gorącą czekoladę, plotkowała z Ginny siedzącą obok. Harry i Ron rozgrywali akurat partię szachów czarodziejów, a Seamus z dziewczyną siedzieli trochę dalej, cicho rozmawiając.
- Och, oni tak słodko wyglądają. Dobra robota. - Powiedziała Ginny. - Dobra, opowiadaj co widziałaś. - Hermiona uśmiechnęła się i otarła przyjaciółce wąsy z bitej śmietany.
- No więc szłam do cieplarni na zielarstwo. Idę przez  korytarz, patrzę, a tu na parapecie nasz kochany Erik i Dafne lecą sobie w ślinkę. - Dziewczyna mówiąc to skrzywiła się.
- Dafne Greengrass? To ta blondynka ze ślizgonów nie?
- Tak. Ten chłopak naprawdę nie potrafi sobie odmówić. Lavender, Romilda, Pansy, Dafne..
- Katie, Megan, Lucy, Emma.. - Zaczęła wyliczać ruda. Hermiona wytrzeszczyła oczy.
- Co? O nich nie wiedziałam.
- Neville mi powiedział. I Dean. I Megan.
- Sama nie wiem czy powinnam jej współczuć czy..
- To jej wina. Gdyby nie była taka.. - W tym momencie drzwi do pokoju głośno się otworzyły i wbiegła przez nie zapłakana Lavender. Dziewczyna stanęła na środku pokoju i otarła oczy rękawem szaty, gdy zauważyła, że wszystkie oczy są skierowane na nią. Odszukała Parvati i wysłała jej smutne, przepraszające spojrzenie. Jej oczy znów zaszły łzami, więc szybko pobiegła do sypialni. Parvati nie wiedziała co zrobić. Czy powinna pójść z nią porozmawiać, bo nawet nie musiała pytać co się stało, czy potraktować ją tak samo jak ona została potraktowana. Wysłała Hermionie pytające spojrzenie. Ta po chwili kiwnęła jej tylko głową. Parvati szepnęła coś Seamus'owi i poszła za Lavender do sypialni. Chłopak zmieszał się i usiadł obok Hermiony i Ginny.
- Myślicie, że teraz się pogodzą? - Rzucił jakby ze smutkiem.
- Pewnie tak. - Odparła Hermiona. - Parv może mówić co chce, ale była widać, że za nią tęskniła.
- Świetnie.
- Nie przepadasz za nią co? - Spytała Ginny z lekkim uśmiechem.
- To nie to. Ja po prostu nie chcę, żeby Parvati czuła się nieswojo. Żeby musiała wybierać ja czy ona.
- Och, przestań. Wymyślasz.
- Nie prawda. Widziałaś jak było wcześniej. One są nierozłączne, myślisz, że będzie miała dla mnie czas? Ginny, powiedz. Nigdy nie miałaś tak, że musiałaś wybierać między Harry'm i Hermioną?
- Nie. - Odpowiedziała pewna siebie. - No może czasem. Ale w końcu jesteśmy paczką i raczej wszystko robimy razem.
- Nie wydaje mi się, żeby Lavender była chętna do przyjaźnienia się ze mną. Ja w sumie też nie.
- Co? Nie chcesz się przyjaźnić z dziewczyną, z którą możesz chodzić do Madame Malkin i na beztłuszczowe Latte. Rozmawiać o ubraniach, kosmetykach, plotkować. - Wszyscy troje wybuchnęli śmiechem. W tym momencie do pokoju weszła Parvati. Powiedziała, że Lavender widziała Erika i Pansy. Zaczęła przepraszać i prosić o przebaczenie. Chciała odzyskać przyjaciółkę.
- Teraz śpi. A ja nie wiem co robić. Współczuję jej. Tyle lat się przyjaźniłyśmy. Ale była dla mnie okropna i nie wiem, czy nadal chcę się z nią przyjaźnić. - Parvati posmutniała.
- Na pewno musisz ją teraz wspierać. Mimo tego wszystkiego, zależy ci na niej, prawda? Ale jeśli nie chcesz się przyjaźnić, to tego nie rób. - Powiedziała Hermiona, obejmując dziewczynę ramieniem.
- Sama nie wiem. Może po prostu będę trzymać dystans. Na razie. Zobaczę, jak się zachowa.
- Świetny pomysł. - Powiedział Seamus, aby przypomnieć o swojej obecności, całując dziewczynę w czoło.

Po godzinie pokój opustoszał. Wszyscy położyli się spać. Mimo, że nikt nie powiedział tego na głos, każdy jednocześnie współczuł Lavender, ale także uważał, że dobrze się stało. Powinna była ufać najlepszej przyjaciółce, a nie chłopakowi, którego tak naprawdę ledwo znała. Miała nadzieje, że Parvati jej przebaczy i ich stosunki się unormują. Chociaż stwierdziła, że Seamus to nie jest jej wymarzone towarzystwo i lepiej byłoby, jeśli chłopak dałby im spokój. Nie chciała mówić tego wprost, ale tak czy inaczej Parvati powinna spędzać czas tylko z nią. Tak byłoby najlepiej.

sobota, 6 września 2014

Na Jawie. Rozdział IX.

- Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałaś! I w to, że potrafiłam się z tobą przyjaźnić. Jesteś największą egoistką na świecie! – Hermiona otworzyła zaspane oczy. Po chwili zrozumiała, że źródłem budzącego ją hałasu jest Parvati. – Chodzisz za nim wpatrzona jak w obrazek, a on cię oszukuje.
- Przestań już. Ja wiem, że on ci się podoba i dlatego tak mówisz. On by mnie nigdy nie zranił. Jest we mnie zakochany na zabój. – Powiedziała prawie spokojnym głosem Lavender, patrząc na byłą przyjaciółkę z politowaniem.
- Wiesz, słów mi do ciebie brakuje. Tylko nie przychodź do mnie jak się okaże, że twój chłopak to kłamca. – Powiedziała mocno rozzłoszczona dziewczyna, po czym wyszła z trzaskiem drzwi.
- Nie martw się o to! – Rzuciła za nią blondynka. Dopiero po chwili zorientowała się, że wszystkiemu przyglądała się Hermiona. Uśmiechnęła się niezręcznie, po czym zaczęła się szykować przy lustrze, jak gdyby nigdy nic. Hermiona jeszcze chwile siedziała na łóżku, próbując przyswoić, co się wydarzyło. Następnie po porannej toalecie ubrała się i zeszła na śniadanie. Po drodze minęła Erik’a, który rozmawiał z Pansy Parkinson. Chociaż wyglądało to bardziej, jak próby flirtu. Hermiona wiedziała, że Parvati mówiła prawdę, a Erik był oszustem. Ale wolała nie zastanawiać się, jak zareaguje na to Lavender, gdy się dowie. Jeżeli w ogóle się dowie. I uwierzy. Hermionie zrobiło się smutno ze względu na Parvati, która próbując ustrzec przyjaciółkę została tak źle potraktowana.
Przed wejściem do Wielkiej Sali zobaczyła Seamus’a idącego w tę samą stronę. Gdy chłopak ją zauważył zatrzymał się, nie wiedząc jak się zachować po wczorajszym incydencie. Dziewczyna widząc jego skołowanie uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Wiesz, że nie musisz się mnie bać, prawda? – Spytała ironicznie Hermiona, wciąż z uśmiechem na ustach.
- Wiem, ja tylko nie chciałem.. Sam nie wiem. – Odpowiedział odwracając wzrok.
- Po prostu zapomnijmy, ok? Tak będzie najlepiej. Nadal się przyjaźnimy i wszystko jest w porządku. – Powiedziała wchodząc do Sali.
- Jasne. Tylko wiesz nie chciałbym.. To znaczy wolałbym, żebyś ty.. Nie mów nikomu, ok?
- Nawet nie przyszłoby mi to do głowy.
- Dzięki. Właśnie, nie wiesz, co się stało Parvati? Chłopaki mówili, że płakała rano, a teraz siedzi tam sama.. no bez Lavender.
- Ehh.. Dość ostro się pokłóciły. – W tym momencie wpadła na genialny pomysł. – Wiesz, chyba ktoś powinien poprawić jej humor. – Spojrzała wymownie na chłopaka. Ten przez chwile nie wiedział, co zrobić.
- Masz rację, może pójdę z nią pogadać.
- Świetny pomysł. – Powiedziała udając zdziwienie. Chłopak kiwnął głową i ruszył w stronę gdzie siedziała Parvati i przysiadł się. Na początku dziewczyna próbowała go przegonić, ale gdy ten nie dawał za wygraną, zaczęła z nim spokojnie rozmawiać. Chwilę później zaczęła się uśmiechać. To samo zrobiła Hermiona mówiąc w  myślach: „Jednak jestem w tym dobra”.
Kilka minut później przyszli Ron, Harry i Ginny. Wszyscy razem zjedli śniadanie, a następnie razem z Seamus’em i Parvati, która była w o wiele lepszym humorze udali się na zajęcia.

***

Pierwsze tego dnia były Eliksiry. Po rozpoczęciu zajęć uczniowie zaczęli oddawać prace domowe. Profesor Snape podejrzliwie przyglądał się Seamus’owi, gdy ten oddawał dwie rolki pergaminu. Chłopak był z siebie naprawdę dumny. Następnie każdy dostał recepturę i zaczęto tworzyć eliksiry. Do końca zajęć obyło się bez nieprzewidzianych okoliczności, wybuchów i innych wypadków. Chwile przed końcem lekcji wszyscy oddali wywary i byli gotowi do wyjścia. Nawet Neville. Gdy nauczyciel dal znak, że mogą wychodzić Hermiona podeszła nieśmiało do jego biurka.

- Profesorze?
- Tak? – Odparł chłodno jak zwykle, ukryty za pergaminem.
- Pani Pomfrey prosiła mnie o dostarczenie jej od pana eliksirów. – Snape opuścił pracę, zamyślił się na chwilę, po czym przewrócił oczyma.
- Eh. Ta kobieta mnie zamęcza. – Powiedział wstając i kierując się w stronę zamkniętych drzwi z boku sali. – Za mną. – Powiedział krótko. Hermiona nie zastanawiając się zbytnio ruszyła za nim. Za drzwiami był mały hol z parą drzwi. Jedne były na wpół otwarte i można było zauważyć, że znajduje się tam gabinet. Snape jednak stanął przed drugimi, otworzył je i wpuścił ją do środka. Kiedy przeszła przez próg przez jej ciało przeszedł dreszcz i doznała może nie szoku, ale wielkiego zdziwienia. Dreszcz spowodowany był panującym w pomieszczeniu zimnem. W dolnych częściach zamku zawsze było zimno, ale tu panowała temperatura sięgająca zera bezwzględnego. A jej zdziwienie było spowodowane tym, że pokój był pusty. Całkowicie pusty. Gołe ceglane ściany, goła kamienna podłoga, żadnego mebla. Jedyne, co zostało to pusta framuga w bocznych drzwiach, nakryta ciemnym materiałem. Całość wyglądała tak.. smutno.
- Tu zawsze jest tak pusto? – Wypaliła.

- To się nazywa remont, Granger. Meble są w renowacji. Zaczekaj tu. – Powiedział mniej lodowatym tonem i zniknął za zasłoną. Po chwili wrócił z małym pudełeczkiem pełnym fiolek. Wręczył je dziewczynie, po czym kazał wyjść.

 Hermiona zaniosła je od razu do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey nie mogła się nadziwić, że udało jej się to załatwić. Przypominała o nich od dwóch tygodni, jednak jak dotąd żadnej reakcji. Po odniesieniu eliksirów Hermiona dołączyła do przyjaciół na kolejnych zajęciach. Przez cały dzień wiele razy mijała Parvati i Seamus’a, którzy od śniadania byli nierozłączni. Pod wieczór chodzili już trzymając się za ręce. Hermiona cieszyła się ze swojego udziału w tej relacji. Nadal jednak pozostawała sprawa nieświadomej Lavender, która widząc szczęśliwą ex-przyjaciółkę po porannej kłótni, wydawała się niezadowolona. Jednak nie odzywała się. Wszystko mogło się zdarzyć, bo chcąc nie chcąc dziewczyny nadal dzieliły wspólną sypialnię. Jednak, gdy Hermiona z Parvati wróciły, Lavender już dawno spała, a rano wyszła za nim obie się obudziły. To prawdopodobnie oznaczało koniec przyjaźni.

sobota, 30 sierpnia 2014

Na Jawie. Rozdział VIII.

Stała w ciemności, nie wiedząc gdzie się znajduje. Jedyne co mogła dostrzec to nikłe światło spod (jak się domyślała) drzwi, na końcu ( jak się domyślała) korytarza. Skierowała tam swoje kroki. Lekko zawahała się stając przed drewnianym wrotami, lecz po chwili wyciągnęła dłoń ku mosiężnej klamce. Drzwi ustąpiły z cichym skrzypnięciem. Jej oczom ukazał się niewielki, tonący w półmroku salon. Wprawdzie pomieszczenie było całkiem spore, ale ogrom regałów wypełnionych książkami, zakrzywiał rzeczywistość. Wątłe światło gasnącego ognia w kominku Oświetlał zniszczone boki starych ksiąg, których tytuły obejmowały wszystkie dziedziny magii i nie tylko.

Po kilku chwilach jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności. Zrobiła kilka kroków do przodu, a drzwi cicho zamknęły się za nią. Całą podłogę zajmowała szmaragdowa wykładzina. W centralnej części pokoju stała duża sofa. Stylem przypominała te, które można znaleźć w sklepie z antykami, ale wyglądała na nieużywaną. Obok stał, podobny stylem do niej, fotel. Obite były w ciemną, czekoladową skórę. W rogu, między regałami stało ledwie widoczne, ale bardzo eleganckie biurko. Leżała na nim kupka równo ułożonych kartek. W lukach między półkami wisiało kilka nieruchomych obrazów, spod których prześwitywała wiśniowa tapeta.

Porozglądała się chwilę. Nadal nie wiedziała gdzie jest. Stojąc tak w poświacie kominkowego światła, po chwili dostrzegła, mniej okazałe od wejściowych, uchylone drzwi. W pierwszej chwili nie była pewna, czy stały tam od początku. Obróciła się i ruszyła ku nim. Za drzwiami był niedługi korytarz wyłożony ciemną boazerią. Z kilku kinkietów na ścianach padało słabe światło. Dostrzegła Dwie pary równoległych drzwi. Podeszła do pierwszych z lewej strony - zamknięte. Drzwi na przeciw nich - również. Szła miękkim, szarym dywanem do końca korytarza. Stanęła przed drzwiami z prawej - otworzyły się. Jej oczom ukazała się klasyczna, wyłożona biało-czarnymi płytkami łazienka. Była urządzona jak te mugolskie: toaleta, kabina prysznicowa, umywalka, lustro. Nic tu nie wskazywał na obecność czarodzieja. Cofnęła się i odwróciła do ostatnich drzwi. Były lekko uchylone i padało z nich światło podobne do tego w salonie. Podeszła bliżej i otworzyła drzwi szerzej. Pokój był mniejszy niż salon. Stał tylko jeden regał z kilkoma książkami, a na ścianie w kolorze śliwki wisiał jeden obraz, przedstawiający czystą magię, chociaż mugole nazwaliby to abstrakcją. Dostrzegła też myślodsiewnię. Jednak w pomieszczeniu nie było kominka, tylko dziesiątki małych świeczek, lewitujących wokół łóżka stojącego na środku. Ktoś w nim leżał. W tym momencie Zniknęła i przed oczami pojawił się sen z przed ostatniej nocy. Jego dłoń, palce, usta. Ich ciała. Ciche szepty. Jego głos wprost do jej ucha. Lecz tym razem inny. Bardziej ciepły, czuły i.. znajomy. Nagle wszystko zaczęła się rozmywać i oddalać. Sen sie kończył. Gdy odwrócił się do niej tyłem, ujrzała długa bliznę, pośród mniejszych, na jego umięśnionych plecach. Chwilę później znów była w swoim hogwarckim łóżku.

Obudziła się.

sobota, 23 sierpnia 2014

Brak posta :G

UWAGA!

Piszę to tu na szybko, ponieważ jestem na wyjeździe. Kolejny rozdział pojawi się w następnym tygodniu, ze względu na brak dłuższego dostępu do Internetu. Przepraszam za to, ale na pocieszenie dodam, że za nie długo na blogu pojawi się coś nowego.

Can't wait! :3

sobota, 16 sierpnia 2014

Na Jawie. Rozdział VII.

Po kolacji uczniowie porozchodzili się do swoich dormitoriów, a dwójka Gryfonów udała się do biblioteki w poszukiwaniu wiedzy. Seamus liczył na to, że Hermiona pomoże mu skleić kilka zdań i na tym skończy się jego praca. Jednak, gdy dziewczyna rozłożyła przed nim 10 ogromnych ksiąg, których normalnie w życiu palcem by nie tknął, zrozumiał, że się przeliczył. Po 2 godzinach naprawdę ciężkiej pracy, oboje mieli 2 pełne rolki pergaminu. Dziewczyna była zdumiona jak ciężko potrafi pracować jej kolega, jeżeli mu się tylko pomoże.
- Wiesz Hermiono, naprawdę Ci dziękuję. – Powiedział w pewnym momencie Seamus pomagając Hermionie odkładać książki na odpowiednie półki. – I nie chciałem, żeby to wyglądało tak, jakbym odstraszał Malfoy ’a tylko dlatego, żebyś mi pomogła.
- Spokojnie. Nic takiego nawet nie przyszło mi do głowy. – Odpowiedziała dziewczyna odkładając na regał „ Historię Zielarstwa. Tom V”.
- Wiesz, tak naprawdę to bardzo Cię lubię. Zawsze Cię lubiłem. – Powiedział łagodnym, miękkim głosem podchodząc do niej bliżej.
- Tak ja Ciebie też. To co wychodzimy? – Powiedziała jakby zdenerwowanym głosem odkładając ostatnią książkę. Odwróciła się w stronę chłopaka i zrozumiała co mu chodzi po głowie. Widziała to w jego maślanych oczach wpatrzonych w nią. Byli właśnie w bocznej alejce, chłopak stał centralnie przed nią, a za plecami miała jedynie parapet, który zablokował ją, gdy cofała się. Nie chciała uciec, to byłoby niegrzeczne. Myślała, że po prostu go wyminie, nie dając mu działać. Jednak nie mogła. Nie wiedziała, co ma robić. Po prostu nic do niego nie czuła i nie chciała by miał on jakieś błędne przekonanie, co do nich. Nie bardzo jednak też wiedziała, jak mu to wyperswadować, aby go nie zranić. Kiedy tu przyszli po jej głowie krążyły myśli próbujące wpasować go do jej snu. Miała nadzieje, że mógłby to być on. Podczas robienia zadania przyglądała mu się, "niechcący" dotykała jego dłoni sięgając po książkę. Chciała coś poczuć, by się upewnić. Jednak to nie był to Seamus. W tym momencie to zrozumiała. Cały czas był dla niej tylko przyjacielem. 

Chłopak podchodził powoli, jakby nie chciał jej wystraszyć. Patrzył na nią z zainteresowaniem, a ona po prostu stała bez ruchu. Był coraz bliżej. Położył obie ręce na parapecie, odcinając jej drogę wyjścia. Dzieliły ich centymetry. Gdy ich usta już prawie się zetknęły, nagle usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi i ciche kroki zmierzające w ich kierunku. Dla Hermiony był to dźwięk wybawienia. Seamus w jednej chwili cofnął się o klika kroków.
- Kto tu jeszcze jest? – Usłyszeli zza rogu głos bibliotekarki. Gdy już ich znalazła, nie kryła zdziwienia wizytą Seamus’a w tym miejscu.
- Dobry wieczór, Madame Pince. My właśnie wychodziliśmy. – Skinęła grzecznie Hermiona.
- Panna Granger. Mogłam się domyślić. Ooo. I pan Finnigan. Raczej.. rzadki gość. Wiecie, która godzina? Biblioteka zamknięta. Raz, dwa. – Mówiła poganiając ich do wyjścia.
 Wziąwszy swoje wypracowania, wyszli z biblioteki i udali się do pokoju wspólnego. Przez całą drogę żadne z nich się nie odezwało. Jednak patrząc kątem oka, Hermiona dostrzegła, że jej kolega był trochę skołowany i naprawdę zawstydzony tą sytuacją. Tuż przed wejściem do wieży Seamus złapał dziewczynę za rękę zatrzymując ją.
- Przepraszam Hermiono. Nie chciałem żeby tak wyszło. Nie wiem, co sobie myślałem.   – Powiedział ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Nic się nie stało. – Powiedziała trzymając go za ramię. – Jesteś naprawdę wspaniałym przyjacielem i ja po prostu nie wiedziałam, jak miałabym ci powiedzieć, że..
- Że nie jesteś zainteresowana. Rozumiem. Dziękuję jeszcze raz. Dobranoc. – Nadal ze spuszczoną głową wszedł to pokoju wspólnego i udał się prosto do dormitorium.
Hermiona weszła za nim i ułożyła się wygodnie na sofie naprzeciw kominka. Chciała chwilę odpocząć. Jednak nie było jej to dane. Po około 2 minutach, przyszli do niej Harry i Ron.
- Coś ty zrobiła Seamus’owi? – Wyrwał z wyrzutem Ron.
- Cześć. Was też miło widzieć. Jak noga? Coraz lepiej. Dzięki, że pytasz. –  Odpowiedziała sarkastycznie.
- Cieszę się, że jest lepiej. Ale co zrobiłaś z Seamus’em? Poszliście robić zadanie do biblioteki, a on teraz wchodzi do pokoju z miną jakby Irlandczycy przegrali na mistrzostwach.
- Nic. My po prostu.. źle się zrozumieliśmy. – Powiedziała wymijająco Hermiona, chociaż tak naprawdę w myślach mówiła – Chyba właśnie dałam mu kosza.
Po krótkiej wymianie zdań Hermiona zmęczona, po kolejnym dniu pełnym wrażeń pożegnała przyjaciół i udała się do swojej sypialni. Gdy weszła doznała szoku. Lavender Brown, po uszy zakochana i cały czas opowiadająca tylko i wyłącznie o miłości swego życia imieniem Erik Khan – spała. Naprawdę spała, bardzo mocno przy tym chrapiąc. Wyśpię się – pomyślała Hermiona z radością. Wzięła kilka rzeczy i udała się do łazienki. Dopiero, gdy z niej wyszła zauważyła, że Parvati cały ten czas siedziała przy oknie, patrząc w niebo. Hermiona pomyślała, że może ma problemy ze snem. Jej też się to czasem zdarzało. Miała nie przejmując się niczym wskoczyć do łóżka, kiedy usłyszała, że Parvati płacze.
- Hej. Wszystko ok? – Powiedziała podchodząc do niej i siadając obok. Dziewczyna otarła dłonią łzy spływające jej po policzku.
- Tak. – Powiedziała sucho. Zauważyła, że Hermiona jej nie uwierzyła i patrzy jej w oczy z troską. – Nie. Sama nie wiem. – Popatrzyła w okno.
- Co się stało?
- Nie nic. Ja tylko.. – Popatrzyła na Hermionę. Znowu ten wzrok. – Lavender powiedziała, że zazdroszczę jej chłopaka i mam przestać za nią wszędzie łazić.  – Dziewczyna znowu uroniła kilka łez. – Ja.. Zdenerwowałam się.. Powiedziałam, że Erik umawia się Romildą za jej plecami. Widziałam ich razem. – Dziewczyna urwała i zaczęła szlochać. Hermiona nie wiedząc, co zrobić objęła dziewczynę, mówiąc, że powinna się uspokoić. – Pokłóciłyśmy się. Nigdy wcześniej się kłóciłyśmy. Lavender zaczęła krzyczeć, że mi nie wierzy i wymyślam takie głupoty, bo jej zazdroszczę. Że nie podobam się żadnemu chłopakowi i dlatego cały czas za nią chodzę. Żeby odbić jej Erika.
- Większej głupoty w życiu nie słyszałam. Chyba nie uwierzyłaś w to co powiedziała?
- Nie. Jasne, że nie. – Dziewczyna otarła mokry policzek. – Tylko.. Ona ma rację.
- Że chcesz jej odbić Erik’a?
- No co Ty. Ten chłopak jest głupszy od trolla. Chodzi mi o to, że żaden chłopak nie jest mną zainteresowany.
- Gadasz bzdury. Jesteś ładna i zabawna. Podobasz się. Zaufaj mi, wiem co mówię. Pewnie większość po prostu boi się zagadać, bo cały czas spędzasz z Lavender.
- Do dzisiaj. - Powiedziała bardziej pewna siebie, ale lekko złamanym głosem.
- No właśnie. Zobaczysz, jeszcze znajdziesz miłość.
- Przepraszam, że to mówię, ale skąd Ty możesz o tym wiedzieć? W końcu sama nie..    – Dziewczyna urwała. Zrobiło jej się głupio ze względu na to, co właśnie powiedziała.
- Wiem o tym. Po prostu mam nadzieję, że będziesz miała więcej szczęścia w miłości niż ja. Przestań płakać i idź spać. Chyba nie chcesz mieć podkrążonych oczu, prawda? – Hermiona błyskawicznie wsunęła się pod koc, by wreszcie odpocząć. Parvati po chwili zrobiła to samo i obie dziewczyny usnęły.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Małe pytanie, mała prośba.

Cześć, to znowu ja. Mam do Was dwie sprawy, więc proszę o przeczytanie i skomentowanie.

Pierwsza dotyczy własnie komentarzy. Bardzo się cieszę, że coraz więcej osób odwiedza mojego bloga, ale trochę smutna jest ilość komentarzy. Mimo, że licznik wyświetleń każdego dnia rośnie, to chciałabym wiedzieć, że nie trafiacie tu przypadkiem. Zmieniłam ustawienia komentarzy, teraz każdy może bez logowania zostawić swoja opinię. Nie musicie mieć konta +Google, wystarczy napisać komentarz i zaznaczyć "Komentarz jako: Anonimowy". To tyle. Liczę na kilka miłych słów. Albo po prostu słów. Możecie też pisać, że jest do dupy. Przynajmniej chcę wiedzieć, że ktoś się tym interesuje i nie tłukę w klawiaturę na darmo.


A teraz pytanie do Was. Jak Wspomniałam na początku, chcę na tym blogu publikować różne opowiadania, nie tylko Na Jawie, które obecnie ukazuje się jako jedyne. Mam kilka pomysłów na coś nowego. Ale najpierw chce wiedzieć, o czym wy chcielibyście czytać. Inny parring, inna seria, film, albo coś zupełnie indywidualnego. Czekam na Wasze propozycje.

See Ya'



sobota, 9 sierpnia 2014

Na Jawie. Rozdział VI.

Hermiona patrzyła i czekała, aż znikną za zakrętem i dopiero wtedy odwróciła się w stronę nauczyciela. Próbowała iść sama, ale nie mogła, więc chwycił ja w talii i prowadził. Dziewczyna robiła bardzo powolne kroki, gdyż każdy kolejny sprawiał jej ból.
- Nie mam całego dnia. – Powiedział po minucie, lekko rozzłoszczony żółwim tempem dziewczyny i ostrożnie wziął ja na ręce. Twarz Hermiony poczerwieniała, ale nic nie powiedziała. Spodziewała się złośliwego komentarza, np.: „O Merlinie, ważysz tyle, co hipogryf”, ale on również się nie odzywał. Czuła coś dziwnego będąc w jego ramionach. Były silne, jak przystało na mężczyznę. Ale było coś jeszcze. Jakby poczucie.. bezpieczeństwa. Zaraz, co? Przecież to ten sam Snape, który wyśmiał ją wczoraj i kazał zostać na szlabanie. Nie wspominając o tym, że parał się czarną magią, był śmierciożercą i sługą Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.  Bezpieczeństwo nie miało z nim nic wspólnego. Więc dlaczego był miły, zainterweniował i teraz niesie ją na rękach. Prawdę mówiąc, Hermiona nie podejrzewała, że Snape ma tyle siły. Wydawać się mogło, że pod szatą, jest chuderlawy. A tak naprawdę, niósł dziewczynę przez korytarze Hogwartu i nie wyglądał na ani odrobine zmęczonego. Zbliżali się do skrzydła szpitalnego, gdy ciekawość Hermiony wzięła górę.
- Dlaczego pan to robi profesorze? –Zapytała ostrożnie.
- Co masz na myśli? – Odpowiedział, nie zerkając nawet na nią, patrząc prosto przed siebie.
- To, że pan pomaga. Tam na korytarzu i.. teraz.
- Jesteś uczennicą Granger, a ja jestem nauczycielem. To niestety mój zakichany obowiązek. – Wycedził przez zęby.
- Ale nie musiał mnie pan nieść. Mogłam sama tutaj przyjść.
- Tak. Doszłabyś tu jutro. Poza tym nie chciałem, żeby ktoś mnie zobaczył. Prowadzącego Gryffindorską kalekę.
- To nie było miłe. – Powiedziała urażona.
- Nie miało być.
- Ale moim zdaniem, nie dlatego profesor to zrobił.
- Słucham.
- Nie chciał profesor, żeby ktoś zobaczył, że ma pan jakieś uczucia i czasem przejmuje się innymi. – Powiedziała, po chwili żałując, że nie ugryzła się w język. Wiedziała, że trafiła w słaby punkt. Zatrzymał się gwałtownie kilka metrów od drzwi prowadzących do skrzydła i bezceremonialnie zrzucił dziewczynę na podłogę. Ta wylądowała twardo na płytkach. Lekko skołowana spojrzała na niego, a w odpowiedzi otrzymała złośliwy uśmieszek, gdy szepnął w jej stronę „Ups”.
- Poppy, chyba jesteś potrzebna. – Krzyknął w stronę gabinetu pielęgniarki. Ta szybko wybiegła i zaniemówiła, widząc Hermionę siedzącą na podłodze i stojącego za nią Snape z ironicznym uśmiechem na twarzy.
- Co się stało? – Spytała podnosząc dziewczynę.
- Nie mam pojęcia. – Powiedział teatralnie Snape, zakładając ręce. – Chyba ma coś z nogą. – Dziewczyna posłała mu mordercze spojrzenie. On uśmiechnął się wrednie.
- Choć kochaniutka, zaraz coś z tym zrobimy. – Powiedziała troskliwie pielęgniarka, pomagając dziewczynie usiąść na jednym z łóżek. – Poczekaj Severusie. – Zawołała za nim widząc, że próbuje się ulotnić. - Co z eliksirami, o które Cię prosiłam?
- Wiesz pracuję nad nimi. Chętnie bym pogadał, ale chyba masz coś ważniejszego na głowie.
- Ale.. – Mistrz Eliksirów machnął szatą i zniknął za zakrętem.

***

Hermiona spędziła w skrzydle szpitalnym zaledwie kilka godzin. Na szczęście noga nie była złamana tylko dość mocno stłuczona. Pani Pomfrey podała jej kilka eliksirów na uśmierzenie bólu. Przed wyjściem zapytała ją, czy ta mogłaby przynieść jej następnego dnia eliksiry od Snape’a. Dziewczyna była niepewna, ale zgodziła się i chwilę przed kolacją , jedynie lekko, utykając udała się do Wielkiej Sali.

- O! Idzie Krzywołapa Plątonoga! – Usłyszała, zaraz po przejściu przez próg. Odwróciła się i ujrzała grupę tych samych, niedojrzałych Ślizgonów, co zawsze. – Ja nie mogę. Ty powinnaś chodzić poowijana w folie bąbelkową. Gdzie się nie ruszysz tam siejesz spustoszenie. W sumie, to boję się do Ciebie podchodzić.
- To może powinieneś się trzymać jak najdalej Malfoy? – Usłyszała za plecami głos Seamus’a. – Jeżeli coś Ci nie pasuje to spadaj do swoich. Znasz drogę?
- Nie bądź taki cwany Finnigan. Co ja tak nagle zacząłeś bronić? Chociaż w sumie, Ty też potrafisz wszystko wysadzić w powietrze Mistrzu Kociołka. Pasujecie do siebie. Nie? – Zaśmiał się Draco i razem z resztą swojej świty skierował się w stronę swojego stołu.
- Nie przejmuj się nim. To pajac. – Powiedział Seamus siadając obok Hermiony przy stole. – Słyszałem co się stało. Jak noga?
- W porządku. I w ogóle dzięki za wsparcie. – Odpowiedziała z uśmiechem.
- Żaden problem. Wiesz tak właściwie, to mam do Ciebie prośbę.
- Słucham.
- Wiesz chodzi o to zadanie z eliksirów. „ Działanie i zastosowanie tojadu”. Szukałem czegoś w książce, ale nie mogę tego poskładać razem. A muszę oddać to zadnie w terminie. Mogłabyś mi pomóc? Proszę. – Hermiona uśmiechnęła się na widok chłopaka próbującego zrobić minę zbitego pieska.
- Jasne, że Ci pomogę. Sama też musze jej jeszcze napisać, więc możemy iść do biblioteki i zrobić to razem.
- Dziękuję. Ratujesz mi życie. - Odparł z ulgą.

sobota, 2 sierpnia 2014

Na Jawie. Rozdział V.

- Hermiono uważaj, bo się utopisz w tym mleku. Obudź się. Mówię do Ciebie. – Hermiona podniosła głowę i ziewając pokiwała do przyjaciółki.
-Przepraszam. Te dwie szczebiotki wróciły po północy i gadały do rana. W sumie to Lavender opowiadała o jednym i tym samym.
- Mówiłam, że tak będzie. Świata poza nim nie widzi. – Zaśmiała się ruda. – To, co robimy potem? Może bitwa na śnieżki. Co wy na to? – Spytała patrząc na chłopców.
- Może lepiej nie. Nie chcemy, żebyście się rozchorowały na święta. – Uśmiechnął się Harry obejmując dziewczynę.  – Właśnie Hermiono, wyjeżdżasz na święta?
- Nie. Moi rodzice mają rocznicę ślubu kilka dni przed świętami i w tym roku tata zaplanował dla mamy rocznicową wycieczkę. Nie chcę im przeszkadzać.
- Ooo. Jakie to słodkie. A Ty mnie będziesz zabierał na rocznicowe wycieczki? – Spytała Ginny uśmiechając się do chłopaka.
- Stawiam 100 galeonów, że nie będzie pamiętał. – Odezwał się Ron. Harry uśmiechnął się do niego.
- Zobaczymy, czy ty nie zapomnisz. To co, bitwa na śnieżki? Nas dwóch na was dwie.
- Zgoda. – Dziewczyny zaakceptowały wyzwanie i po śniadaniu wszyscy udali się na zajęcia.

                                                                   ***

Od przeszło dwóch tygodni, cały Hogwart przysypany był śniegiem. Padało prawie bez przerwy, co wprawiało mieszkańców Hogwartu w zachwyt. W zasadzie jedynie uczniów. Każdego dnia do skrzydła szpitalnego trafiało kilkanaście osób z obiciami i zwichnięciami. Nieraz bitwy na śnieżki robiły się naprawdę niebezpieczne, ale to było to, co sprawiało wszystkim frajdę. Mimo, że niektórzy obrywali całkiem mocno. Kilku chłopców ze starszego rocznika porozlewało na wewnętrznym dziedzińcu wodę w zamiarze zrobienia ślizgawki, jednak niezbyt im to wyszło i szybko o niej zapomnieli, tocząc co dzień nowy śnieżne wojny. Była to pierwsza tak wczesna zima od bardzo dawna, więc wszyscy chcieli to wykorzystać jak najlepiej przed przerwą świąteczną.

                                                                   ***

- Nie mogę uwierzyć w to, że Snape znowu zadał nam zadanie. To pewnie za wczoraj. Ledwo napisałem tamto, a teraz znowu. Ja nie wyrabiam w tej szkole.
- Przestań jęczeć Ron. Zadał je wszystkim nie tylko Tobie. – Powiedziała Hermiona.
- Właśnie. Chociaż, za wczoraj, mógł je zadać tylko Tobie. – Zaśmiał się Harry.
- Dzięki stary. Dobra koniec użalania. To co robimy. Wydaje mi się, że jest trochę chłodniej niż ostatnio.
- No. Ja zamarzam. Porzucamy się innym razem. – Powiedziała Ginny wtulając się w Harrego.
- Nie jest zbyt przyjemnie. - Powiedziała Hermiona. - Może powinniśmy.. – Urwała. Słychać było tylko krzyk i mocne grzmotnięcie o ziemie. Hermiona idąc nie patrzyła pod nogi i nie zauważyła, że chodzi po lodowisku. Poślizgnęła się i upadła. Leżała przez chwilę na brzuchu nie bardzo wiedząc, co się stało.
- O Merlinie. Wszystko w porządku? – Zmartwili się przyjaciele i ostrożnie pomogli jej wstać.
- W porządku. Trochę boli mnie kolano. Dobrze, że nie wybiłam sobie zębów. – Powiedziała, próbując się uśmiechnąć.
- Chodź do środka. Pomogę Ci.
- Nie. Nic mi nie jest. Dam sobie radę. – Powiedziała, puszczając Ginny, która mocno ją trzymała. Po postawieniu jednego kroku zachwiała się i znów leżała na ziemi. Tym razem trafiła w śnieg.
- Granger. Nie radzisz sobie z grawitacją? – Spytał sarkastycznie Snape, który oczywiście musiał sie tam pojawić dokładnie w tym momencie. – Co ty wyprawiasz? Wstawaj.
- Jesteś pewna, że wszystko ok? – Spytał Ron prowadząc ją do środka zamku. Dziewczyna usiadła na ławce, całkowicie ignorując nauczyciela, który cały czas stał przy wyjściu.
- Niekoniecznie. Teraz bardzo boli mnie kolano. – Powiedziała próbując rozmasować obolałe miejsce. Snape wywrócił oczami.
- Pokaż. Obejrzę. – Powiedział, swoim zwykłym, suchym głosem podchodząc do Hermiony.  Rod podskoczył ze strachu. Nie zauważył, że cały czas stał za nim. Nauczyciel delikatnie po dotykał mocno napuchnięte kolano w kilku miejscach, na co dziewczyna odpowiadała syknięciami z bólu. – Idź do Skrzydła Szpitalnego. Niech Poppy to obejrzy.
- Nie. To nic poważnego. – Odpowiedziała Hermiona szybko wstając. Poczuła się naprawdę dziwnie, gdy Snape próbował jej pomóc przy przyjaciołach. Jakby chciał się litować nad małą, bezradną mugolką.  – Dam radę. – Mówiąc to ruszyła z miejsca, jednak znowu się zachwiała. Kolejny raz upadłaby na podłogę, jednak ktoś w locie mocno ja złapał.
- Idziesz do skrzydła szpitalnego. Teraz. – Powiedział Snape tuż przy jej uchu pomagając jej wstać.
- Świetny pomysł. Odprowadzimy ją. – Powiedział Ron pochodząc powoli do Hermiony, ale gdy Snape przeszył go wzrokiem, ten od razu się cofnął. Właśnie zadzwonił dzwon, ogłaszając rozpoczęcie lekcji. Nauczyciel westchnął.
- Wydaje mi się, że macie zajęcia Weasley. Ja się zajmę waszą koleżanką, a wy jazda na lekcje. – Syknął jak zwykle.

- Racja. Chodź Harry, mamy zajęcia. Ginny ty też. Potem się zobaczymy Hermiona. – Powiedział wystraszony Ron ciągnąc za resztę za sobą. Po ostatnim incydencie naprawdę bał się podpaść u nauczyciela.

sobota, 26 lipca 2014

Na Jawie. Rozdział IV.

Wieczorem podczas kolacji w Wielkiej Sali przyjaciele rozmawiali o tym, co się tego dnia wydarzyło. Chłopcy jak zwykle dyskutowali o Quidditch’u, Hermiona mówiła o lekcji eliksirów i szlabanie, a Ginny opowiadała o tym jak tuz przed kolacją widziała Lavender i Erika idących do wieży zachodniej.
- I pewnie do rana będzie opowiadać Parvati, jaki to on nie jest cudowny. – Westchnęła Hermiona.
- Nadal tego nie rozumiem. – Skwitował Ron. – Dla mnie ona jest straszna.
- Powtarzasz się. – Powiedziała do niego siostra.
- No wiem, ale.. Dobra nie ważne. – Mruknął Ron wpychając kolejna bułeczkę do buzi.
-Ej! Powoli, bo się zadławisz. – Harry poklepał przyjaciela po plecach. – Spokojnie nikt Ci ich nie zabierze.
- Muszę się przygotować do szlabanu. Nie wiem, co Filch wymyśli, ale już się boję.
-Mówiąc o szlabanie. – Hermiona zerknęła na zegarek i szybko wstała. – To za 2 minuty się spóźnimy. Szybko Ron!
- O nie! – Mruknął wystraszony chłopak biorąc do ręki jeszcze jedną bułkę i biegnąc za przyjaciółką.
- Hej, czy to nie dziwne, że Snape wysłał Rona do Filcha, a Hermionie kazał przyjść do siebie? Wydaje mi się, że ostatnio uwziął się na nią. Tylko nie mam pojęcia, dlaczego. – Powiedziała Ginny, przytulając się do Harrego.
- Też to zauważyłem. W sumie nie wiem, czemu. Może mu się podoba. – Roześmiał się wybraniec. Razem z dziewczyna spokojnie kończyli kolację, a następnie udali się do pokoju wspólnego. 

                                                                   ***

W długim korytarzu prowadzącym do lochów, słychać była dość głośne stukanie obcasów, gdy młoda Gryfonka, biegła na swój szlaban. Przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu Mistrza Eliksirów, dziewczyna zatrzymała się na chwilę, by unormować oddech i poprawić roztrzepane włosy, błądzące we wszystkich kierunkach. Po kilku wdechach, lekko zdenerwowana, zapukała do drzwi.
- Wejść. – Usłyszała zza nich i lekko je uchylając, nieśmiało weszła do pomieszczenia. Snape standardowo siedział za biurkiem, kreśląc coś po zwojach pergaminów.
- Ja przyszłam na szlaban. – Powiedziała cicho.
- Nikogo innego się nie spodziewałem. – Odpowiedział cicho nauczyciel, chociaż w jego głosie słychać było jak zwykle jad. Wskazał dziewczynie miejsce w pierwszym rzędzie, gdzie leżała spora ilość pergaminów. – Będziesz poprawiać wypracowania pierwszorocznych.
- Dobrze. – Szepnęła cicho, usiadła przy stoliku. Nie chciała wdawać się z nim w niepotrzebne dyskusje, w dodatku po tym jak potraktował ja na lekcji, więc od razu wzięła się za poprawianie.
Snape starał się uporządkować wielką stertę papierów na swoim biurku. Gdy po kilkunastu minutach skończył, zaczął przeglądać prace starszych roczników. Co jakiś czas zerkał na uczennicę, by sprawdzić jak jej idzie. Było całkiem dobrze, po 20 minutach, poprawiła ponad połowę prac. Ostatnio miał tyle roboty, że naprawdę potrzebował dodatkowej pary rąk do pomocy. W sumie, jej obecność nie przeszkadzała tak bardzo, jak mu się z początku wydawało. Panna Wiem-To-Wszystko była jedną z tych uczennic, które rzadko sprawiały problemy, a co najważniejsze, na pewno coś wyniesie z tej szkoły. W przeciwieństwie do tych dwóch matołów, których nazywa przyjaciółmi.
Hermiona kończąc poprawianie, uniosła wzrok z nad stery dokumentów na biurko Snape’a, by sprawdzić czy są jeszcze jakieś prace dla niej. Odruchowo spojrzała na nauczyciela, który wpatrywał się w nią nieobecnym spojrzeniem. Lekko poczerwieniała i szybko skierowała wzrok na resztę wypracowań, które jej zostały. Zastanawiała się jak długo on to robi i dlaczego. Czyżby zastanawiał się nad kolejną karą? Nigdzie nie widziała innych wypracowań, nad którymi miałaby pracować, ale zawsze mógł kazać jej czyścić kociołki. Lub cokolwiek innego. Nauczyciel, w tym czasie nie zastanawiał się nad kolejna pracą dla niej. Jego myśli były zupełnie gdzie indziej. Właśnie przypomniał sobie, o eliksirach, które miał uwarzyć dla pani Pomfrey i kompletnie o nich zapomniał. Myślał jak się wymigać, gdyby o nie zapytała.
- Skończyłam. – Powiedziała Hermiona odkładając ostatnią pracę na równiutki stos, na skraju stołu.
- To wszystko na dzisiaj. Dziękuję. – Mruknął Snape nie ruszając się zza sterty papierów.
- Dobranoc profesorze. – Powiedziała dziewczyna i wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi. Tuz za drzwiami zatrzymała się gwałtownie i otworzyła szeroko oczy.
- Czy on właśnie powiedział DZIĘKUJĘ? – Pomyślała zdziwiona dziewczyna. Przecież on nigdy nie używa takich słów. Zastanawiając się, ruszyła w stronę pokoju wspólnego. W tym samym czasie, po zamknięciu drzwi klasy, w jednej chwili Snape gwałtownie wyprostował się na fotelu.
- Czy ona właśnie powiedziała DOBRANOC? Do mnie? – Myślał zdziwiony mężczyzna. Ludzie nie zwracali się do niego w ten sposób. Rzadko słyszał coś miłego z ust innych. Sprzątnął ostatnie papiery i udał się do swojej komnaty.

                                                                                         ***

Hermiona leżąc już zmęczona w swoim łóżku stwierdziła, że był to naprawdę ciężki dzień. Parvati z Lavender o dziwo już spały. No, przynajmniej nie było ich słychać. W zasadzie to nawet nie patrzyła czy są w pokoju. Po powrocie ze szlabanu od razu położyła się do łóżka. Dopiero teraz mogła się wyciągnąć i odpocząć. Na kolacji obiecała Ginny spacer i w duchu modliła się, aby jutro nie wydarzyło się nic, co mogłoby jej zepsuć humor bardziej, niż dzisiejsze Eliksiry. Westchnęła cicho, po czym zasnęła.

sobota, 19 lipca 2014

Na Jawie. Rozdział III.


Kilka minut przed rozpoczęciem zajęć z eliksirów, większość uczniów czekała już pod salą. Będąc na miejscu Hermiona, Ron i Harry rozmawiali o lekcjach i o tym wszystkim, o czym ludzie rozmawiają na przerwach. Po chwili zadzwonił dzwon.
- Ej! Krzywołapa! – Krzyknął Malfoy z kpina w głosie, kierując się w stronę Hermiony, wraz z grupą innych Ślizgonów – Widziałem Cię na śniadaniu. Podziwu godna zręczność. Nie wiem, dlaczego nazwałaś tak zwierzaka. Do Ciebie bardziej pasuje.
-Przymknij się Malfoy! – Powiedziała stanowczym tonem Hermiona.
- Mistrzyni ciętej riposty znów atakuje! – Zaczął rechotać z resztą Ślizgonów. Dopiero po chwili zauważył, że całej sytuacji przygląda się Snape.
- Do Sali. – Warknął chłodno, z resztą jak zwykle. Uczniowie weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Malfoy z kumplami jeszcze chwilę chichotali, lecz po kilku chwilach przestali. Nauczyciel machnął różdżką i ułożone w równy stos pergaminy zaczęły latać po klasie, trafiając do uczniów.
- O babciu. Znowu T. – Westchnął zrezygnowany Neville.
- Ej, dzięki Hermiona. – Szturchnął ją Ron uśmiechając się od ucha do ucha i pokazując wielkie nakreślone Z na swojej pracy.
- Drobiazg. – Odpowiedziała dziewczyna uśmiechając się.
 Snape zapisał na tablicy składniki eliksiru i zasiadł przy swoim biurku, wypełniając jakieś papiery.
Hermionie wystarczyło kilka chwil, by odnaleźć w podręczniku eliksir i zacząć nad nim pracę. Szybko zdobyła wszystkie potrzebne składniki i pracowała przy kociołku, w czasie Ron i Harry zaczynali szukać wszystkiego, co było im potrzebne. Co jakiś czas podpowiadała im, co mają zrobić dalej, lecz Profesor, który krążył między ławkami, za każdym razem zwracał jej uwagę. Gdy jej eliksir był prawie gotowy i pozostało tylko wrzucić kilka korzeni imbiru Ron nerwowo zaczął szturchać ja łokciem.
- Ej Hermiona i co teraz? – Spytał wystraszony, gdy jego eliksir zaczął niebezpiecznie bulgotać i dymić.
- Dodaj liście pokrzywy – powiedziała zaglądając do kociołka przyjaciela, a ręką sięgając po korzenie leżące tuż za nią. Niestety to nie był jej dzień. Chwytając je, przewróciła odkręcony słoik z żabią krwią stojący tuz obok. Dziewczyna szybko złapała go, żeby nie spadł na podłogę, jednak większość płynu się wylała.
- Gryffindor traci 20 punktów, za brak zdolności manualnych. – Powiedział Snape wstając od biurka i podchodząc do stanowiska pracy Hermiony.
- Ale profesorze, to nie moja wina. – Próbowała tłumaczyć się jednocześnie szybko wycierając blat. Chłopcy jej pomagali, uspokajając ją po cichu. Po klasie zaczęły rozchodzić się śmiechy. Hermiona cała poczerwieniała.
- Zatem czyja? Nie dość, że nie radzisz sobie z sokiem z dyni, to jeszcze teraz marnujesz moje zapasy. – Powiedział ironicznym tonem, co wywołało jeszcze większy śmiech wśród uczniów. - Kolejne 10 punktów od Gryffindoru.
- Ale to nie tak. Ja.. – Próbowała się wytłumaczyć.
- Cisza. – Przerwał jej, siadając z powrotem za biurko – Kończ sprzątać i wracaj do eliksiru, tylko tym razem nic już nie zepsuj. Reszta to samo. Wracać do pracy.
-To, co ja miałem dodać? – Spytał nieśmiało Ron przypominając sobie po chwili o swoim eliksirze.
-Pokrzywę Ron. Pokrzywę. – Odpowiedziała Hermiona lekko poirytowana zaistniałą sytuacją.
– Nie! Nie to! – Krzyknęła widząc, jak Ron wrzuca do eliksiru jakąś zupełnie odmienną roślinę.
Snape skierował wzrok ku stolikowi Świętej Trójcy słysząc krzyk. Przez chwilę widział przerażone twarze Granger i Wesleya. Kociołek Rona zawrzał jeszcze bardziej, by po chwili wystrzelić wielkim kłębem fioletowego dymu. Opary przylgnęły do twarzy Rona, a w klasie zapanował straszny odór.
- Weasley! Ty kretynie! – Krzyknął zdenerwowany Snape. – Wyjść! Koniec zajęć. Poza waszą trójką.
 Uczniowie zaczęli w pośpiechu wychodzić z klasy. W tym czasie Harry próbował jakoś rozproszyć dym, a Hermiona delikatnie wycierała twarz Rona. Snape machnął różdżką i kłęby dymu zaczęły się rozpływać. Ron stał przed nim ze strachem w oczach. Po chwili sala opustoszała, a po smrodzie nie było śladu.
- 30 punktów od Gryffindoru. Weasley masz dziś szlaban. O 20 u Filcha, Granger szlaban u mnie.
-Ale ja nic nie zrobiłam. – Powiedziała Hermiona z wyrzutem w głosie.
- Ty mu powiedziałaś, co dodać. Poza tym to również kara za wcześniejszy wybryk.
- Nie nazwałabym tego wybrykiem. – Szepnęła dziewczyna.
- Trudno, za sprawianie trudności podczas lekcji znajdę Ci jakieś zajęcie. Masz się tu stawić zaraz po kolacji. Zrozumiano? – Rzekł Snape ze złośliwością w głosie. Dziewczyna kiwnęła głową i razem z przyjaciółmi wyszła z lochów.

sobota, 12 lipca 2014

Na Jawie. Rozdział II.

Kolejny szary i ponury, zimowy dzień nastał w krainie magii. Hermiona otworzyła oczy i ospale je przetarła. Była lekko zaspana, jednak spała dobrze. Zasmuciło ją, że nie doświadczyła drugi raz tej nocy wspaniałego snu. Był wczesny ranek, Lavender i Parvati jeszcze spały. Dziewczyna założyła ciepłe kapcie, chwyciła z półki obok swoją kosmetyczkę oraz ręcznik i udała się do łazienki. Wzięła gorący prysznic, podczas którego w jej myślach wciąż pojawiał się tajemniczy mężczyzna, którego twarzy nie znała. Po porannej toalecie, ubrana, zeszła do Wielkiej Sali na śniadanie. Nie było w niej wielu uczniów. Większość już skończyła śniadanie, albo przysnęła i jeszcze nie zeszła. Jednak przy stole Gryffindor’u siedzieli już jej przyjaciele. Usiadła obok Ginny i Harrego, a naprzeciw niej siedział Ron. Ginny od razu ją przytuliła i jedząc śniadanie, zaczęła opowiadać ostatnie plotki z Hogwartu.

-Nie wiedziałaś, że Brown z nim chodzi? Przecież to ty masz ją w pokoju.-Powiedziała z wyrzutem do Hermiony.
 – Wiesz nie rozmawiam z nią o takich sprawach. W ogóle z nią rozmawiam. Jest taka..                                             
 – Cicho idzie tu! – Ron szturchnął ja lekko pod stołem. Lecz Lavender w ogóle ich nie zauważyła, szła lekkim krokiem uśmiechając się i patrząc nieustannie na stół Puchonów, mrugając zalotnie swoimi długim rzęsami.                                                     – I wszystko jasne. – Podsumował  Harry.                                                                         – Tak. Swoja drogą, to naprawdę dziwne, że Erik chce z nią być. Że ktokolwiek chce z nią być. Ona jest straszna – Jęknął Ron, na co przyjaciele zaśmiali się i kończyli jeść pyszne tosty z jajkiem sadzonym. Popijając sokiem z dyni. Gdy Ginny przestała na chwilę szczebiotać do Hermiony, aby w tym czasie poromansować z Harrym, ta zaczęła dyskretnie rozglądać się po sali, zwracając uwagę na twarze chłopców. Dziwny sen nie dawał jej spokoju. Myślała, że w ten sposób na trafi na twarz wyśnionego, może podświadomie ktoś jej się spodobał. Jednak myliła się. Raczej wiedziałaby, że ktoś siedzący tuż obok niej, w tej samej sali, jest jej wyśnionym ideałem. Była prawie pewna. Odruchowo zerknęła, na stół nauczycieli i zatrzymała na chwilę wzrok na profesorze Dumbledore, który widząc to puścił jej oczko. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, próbując na ślepo znaleźć kubek z sokiem. Niestety przewróciła go i wylała całą zawartość na śniadanie zarówno swoje jak i przyjaciół, co wywołało ciche śmiechy, kilku uczniów przy sąsiednich stołach. Zmieszana i zawstydzona szybko zaczęła wycierać stół. Odwróciła się lekko, by spojrzeć na minę profesora, który rozbawiony uśmiechał się radośnie, zakrywając usta dłonią i zgrywając pełną powagę. Hermiona oblała się rumieńcem i nerwowo uśmiechnęła. Po chwili poczuła, że ktoś ją obserwuje. Odwróciła się w stronę krańca stołu nauczycielskiego i napotkała wzrok profesora Snape, który widząc to śmieszne przedstawienie spowodowane przez młodą Gryfonkę, patrzyła na nią jak na ostatniego głupka unosząc przy tym ironicznie jedną brew.. Dziewczyna posłała mu groźne spojrzenie ( które w jej wykonaniu wyglądało co najmniej komicznie) rumieniąc się jeszcze bardziej. Szybko skończyła wycierać rozlany napój i mocno zdenerwowana wybiegła z Wielkiej Sali.
Usiadła na jednej z pustych ławek w korytarzu. Nim się spostrzegła Ginny była przy niej.

- Hej spokojnie. Przecież to tylko sok. Każdemu mogło się zdarzyć. Poza tym nikt nie widział. Pamiętasz, jak raz próbowałam nałożyć sobie ciasto malinowe na talerz i wszystko na siebie zrzuciłam. Cała się ufajdałam przy wszystkich. Sok to tam pikuś. – Pocieszała ja przyjaciółka.
- Nie o to chodzi. – Przerwała jej Hermiona -Od jakiegoś czasu nic mi nie wychodzi. Nic nie umiem zrobić dobrze. Cały czas coś albo kogoś przewracam. Jestem straszną niezdarą. Ostatnio wychodząc z biblioteki zamyśliłam się nad zadaniem od Flitwick’a, wpadłam na Seamus’a i go przewróciłam. Obtłukł sobie wtedy łokieć. A teraz jeszcze to.
- Daj spokój. To był tylko wypadek. Zbiegi okoliczności, Mówię Ci, że to nic takiego. Dumbledore też się śmiał, a Snape’m się nie przejmuj. – Mówiła z uśmiechem Ginny mocno trzymając przyjaciółkę za rękę.
- Co? Ale skąd Ty..
- Oj przestań. Przecież wiesz, że mam oczy i uszy z tyłu głowy. Widziałam jak się na Ciebie gapił. Zapomnij o nim to tylko stary nietoperz.
- Wiesz.. Nie bardzo mogę. – Hermiona przetarła oczy dłonią, mimo, że nie płakała. – Za 10 minut mam z nim zajęcia.
- Świetnie. Ale i tak o tym nie myśl.
- Ale o czym? – Spytał Harry, który właśnie przyszedł z Ronem.
- Emm.. Nie ważne. – Powiedziała Ginny całując chłopaka w policzek.                           - Ej! Za minutę mamy Eliksiry. Chodź Hermiona. – Rzucił Ron. Chłopcy pomogli dziewczynie wstać i żegnając Ginny ruszyli do lochów na pierwsze zajęcia tego dnia. 

sobota, 5 lipca 2014

Na Jawie. Rozdział I.

On. Ona. Oni razem. Jego dłoń na jej brzuchu. Jego usta na jej szyi. Jego długie palce wodzące po jej nagich plecach. Jej dłoń błądząca po jego gołym torsie. Ich ciała zgrane w jedność. Ciche odgłosy ich namiętnej miłości. Jego umięśniona sylwetka przykrywająca jej delikatne ciało. I jej wzrok. Wzrok zakochanej, patrzącej na swojego wybranka. Ciche szepty. I nagle jego głos tuż przy jej uchu. Najbardziej aksamitny i zarazem męski, jaki słyszała. Wywołujący u niej gęsią skórkę. Jego kuszące usta coraz bliżej i bliżej. I w końcu ten moment. Gorący pocałunek złożony na jej malinowych ustach. Jego delikatne wargi pieszczące jej. Ich języki splecione w niesamowicie figlarny taniec. Jego twarz wyłaniająca się zza jej brązowych loków. I.. Przeraźliwy chłód.

Zaraz, to ostatnie to przecież nie sen – pomyślała gryfonka. Jej ciepły koc postanowił wybrać się w krótką podróż na podłogę, odsłaniając niewystarczająco ciepło ubrane ciało Hermiony, budząc ją przy tym ze wspaniałego snu. Były okolice godziny drugiej. Dziewczyna gwałtownie otworzyła oczy, chcąc jak najszybciej znaleźć swoje przykrycie i ogrzać się. W Sypialni, którą dzieliła z dwoma jeszcze dziewczętami, mimo późnej pory, było dość jasno. Księżyc będący w pełni, rzucał blask przez jedno z okien, oświetlając pokój wystarczająco, by młoda gryfonka mogła odszukać zagubiony pled i nakryć się nim od stóp aż po nos. Teraz, gdy mogła spokojnie pomyśleć, bez zgrzytania zębami, zaczęła przypominać sobie fragmenty snu. Czuła dziwny niesmak, ale i zarazem pobudzenie na myśl silnych, męskich dłoni pieszczących delikatnie jej ciało. Próbowała przywołać jak najwięcej wspomnień z owego snu, jednak za nic nie mogła przypomnieć sobie twarzy jej partnera. W zasadzie w ogóle jej nie widziała. Zrezygnowała ze starań i zaczęła myśleć wyłącznie o odczuciach związanych ze snem, który z jakiegoś powodu tak ją zafascynował. Być może dlatego, że był to jej pierwszy sen takiego typu w życiu. Lub po prostu chciała przeżyć to samo. Rozmyślając o tym wpatrywała się przez chwile w księżyc, po czym zasnęła.

                                                                   ***

Zima owego roku była bardzo sroga. Nadeszła w połowie listopada, a że dopiero zaczął się grudzień, wszyscy wiedzieli, że nie będzie to kolejna, zwykła zima w Hogwarcie. Niektórzy jednak, nawet nie przypuszczali, jak wiele może się zmienić podczas tej jednej, kolejnej z pór roku. Blask księżyca padał na mury Hogwartu nadając im posępny poblask. O tej porze wszyscy mieszkańcy tego majestatycznego zamku dawno już pozasypiali. Cóż, prawie wszyscy.

                                                                   ***

W całym zamku światła już dawno były wygaszone. Tylko w jednej z komnat wciąż płonął ogień kominka. Panował tam spokój. Kanapa i fotele stojące nieopodal kominka obite w jednakową jasnobrązową skórę, widocznie miały już parę lat i były dość sfatygowane. Naprzeciw kominka, a na lewo od wejścia stało kilka masywnych szafek, wśród nich barek, a obok niego kilka regałów z książkami. Podłogę zajmował duży zielony dywan, a ściany pokryte ciemnobordową tapetą, zdobiło kilka nie wielkich obrazów. Cały salon oświetlony jasnym płomieniem kominka wyglądał dość przytulnie i mimo, że urządzony został raczej staromodnie, widać było nutkę smaku. Jednak najbardziej zastanawiająca była postać właściciela komnaty. Tuż naprzeciw wejścia, czyli ogromnych dębowych drzwi stał stolik przysypany masą dokumentów i innych papierów. Panem owego salonu okazał się największy postrach uczniów, a i niekiedy nauczycieli w Hogwarcie – profesor Severus Snape. W tym właśnie momencie zarywał noc poprawiając testy uczniów szóstego roku. Kiedy zostało mu już tylko kilka prac przeciągnął się na krześle, upił duży łyk wychłodniałej już czarnej kawy i chwycił następny arkusz pergaminu. Przyglądał mu się chwilę próbując przeczytać bazgroły, po czym zrezygnowany napisał czerwonym atramentem dużymi literami u góry strony T.

- Longbottom, ty kretynie – mruknął, po czym zabrał się za poprawianie kolejnych testów.