sobota, 2 sierpnia 2014

Na Jawie. Rozdział V.

- Hermiono uważaj, bo się utopisz w tym mleku. Obudź się. Mówię do Ciebie. – Hermiona podniosła głowę i ziewając pokiwała do przyjaciółki.
-Przepraszam. Te dwie szczebiotki wróciły po północy i gadały do rana. W sumie to Lavender opowiadała o jednym i tym samym.
- Mówiłam, że tak będzie. Świata poza nim nie widzi. – Zaśmiała się ruda. – To, co robimy potem? Może bitwa na śnieżki. Co wy na to? – Spytała patrząc na chłopców.
- Może lepiej nie. Nie chcemy, żebyście się rozchorowały na święta. – Uśmiechnął się Harry obejmując dziewczynę.  – Właśnie Hermiono, wyjeżdżasz na święta?
- Nie. Moi rodzice mają rocznicę ślubu kilka dni przed świętami i w tym roku tata zaplanował dla mamy rocznicową wycieczkę. Nie chcę im przeszkadzać.
- Ooo. Jakie to słodkie. A Ty mnie będziesz zabierał na rocznicowe wycieczki? – Spytała Ginny uśmiechając się do chłopaka.
- Stawiam 100 galeonów, że nie będzie pamiętał. – Odezwał się Ron. Harry uśmiechnął się do niego.
- Zobaczymy, czy ty nie zapomnisz. To co, bitwa na śnieżki? Nas dwóch na was dwie.
- Zgoda. – Dziewczyny zaakceptowały wyzwanie i po śniadaniu wszyscy udali się na zajęcia.

                                                                   ***

Od przeszło dwóch tygodni, cały Hogwart przysypany był śniegiem. Padało prawie bez przerwy, co wprawiało mieszkańców Hogwartu w zachwyt. W zasadzie jedynie uczniów. Każdego dnia do skrzydła szpitalnego trafiało kilkanaście osób z obiciami i zwichnięciami. Nieraz bitwy na śnieżki robiły się naprawdę niebezpieczne, ale to było to, co sprawiało wszystkim frajdę. Mimo, że niektórzy obrywali całkiem mocno. Kilku chłopców ze starszego rocznika porozlewało na wewnętrznym dziedzińcu wodę w zamiarze zrobienia ślizgawki, jednak niezbyt im to wyszło i szybko o niej zapomnieli, tocząc co dzień nowy śnieżne wojny. Była to pierwsza tak wczesna zima od bardzo dawna, więc wszyscy chcieli to wykorzystać jak najlepiej przed przerwą świąteczną.

                                                                   ***

- Nie mogę uwierzyć w to, że Snape znowu zadał nam zadanie. To pewnie za wczoraj. Ledwo napisałem tamto, a teraz znowu. Ja nie wyrabiam w tej szkole.
- Przestań jęczeć Ron. Zadał je wszystkim nie tylko Tobie. – Powiedziała Hermiona.
- Właśnie. Chociaż, za wczoraj, mógł je zadać tylko Tobie. – Zaśmiał się Harry.
- Dzięki stary. Dobra koniec użalania. To co robimy. Wydaje mi się, że jest trochę chłodniej niż ostatnio.
- No. Ja zamarzam. Porzucamy się innym razem. – Powiedziała Ginny wtulając się w Harrego.
- Nie jest zbyt przyjemnie. - Powiedziała Hermiona. - Może powinniśmy.. – Urwała. Słychać było tylko krzyk i mocne grzmotnięcie o ziemie. Hermiona idąc nie patrzyła pod nogi i nie zauważyła, że chodzi po lodowisku. Poślizgnęła się i upadła. Leżała przez chwilę na brzuchu nie bardzo wiedząc, co się stało.
- O Merlinie. Wszystko w porządku? – Zmartwili się przyjaciele i ostrożnie pomogli jej wstać.
- W porządku. Trochę boli mnie kolano. Dobrze, że nie wybiłam sobie zębów. – Powiedziała, próbując się uśmiechnąć.
- Chodź do środka. Pomogę Ci.
- Nie. Nic mi nie jest. Dam sobie radę. – Powiedziała, puszczając Ginny, która mocno ją trzymała. Po postawieniu jednego kroku zachwiała się i znów leżała na ziemi. Tym razem trafiła w śnieg.
- Granger. Nie radzisz sobie z grawitacją? – Spytał sarkastycznie Snape, który oczywiście musiał sie tam pojawić dokładnie w tym momencie. – Co ty wyprawiasz? Wstawaj.
- Jesteś pewna, że wszystko ok? – Spytał Ron prowadząc ją do środka zamku. Dziewczyna usiadła na ławce, całkowicie ignorując nauczyciela, który cały czas stał przy wyjściu.
- Niekoniecznie. Teraz bardzo boli mnie kolano. – Powiedziała próbując rozmasować obolałe miejsce. Snape wywrócił oczami.
- Pokaż. Obejrzę. – Powiedział, swoim zwykłym, suchym głosem podchodząc do Hermiony.  Rod podskoczył ze strachu. Nie zauważył, że cały czas stał za nim. Nauczyciel delikatnie po dotykał mocno napuchnięte kolano w kilku miejscach, na co dziewczyna odpowiadała syknięciami z bólu. – Idź do Skrzydła Szpitalnego. Niech Poppy to obejrzy.
- Nie. To nic poważnego. – Odpowiedziała Hermiona szybko wstając. Poczuła się naprawdę dziwnie, gdy Snape próbował jej pomóc przy przyjaciołach. Jakby chciał się litować nad małą, bezradną mugolką.  – Dam radę. – Mówiąc to ruszyła z miejsca, jednak znowu się zachwiała. Kolejny raz upadłaby na podłogę, jednak ktoś w locie mocno ja złapał.
- Idziesz do skrzydła szpitalnego. Teraz. – Powiedział Snape tuż przy jej uchu pomagając jej wstać.
- Świetny pomysł. Odprowadzimy ją. – Powiedział Ron pochodząc powoli do Hermiony, ale gdy Snape przeszył go wzrokiem, ten od razu się cofnął. Właśnie zadzwonił dzwon, ogłaszając rozpoczęcie lekcji. Nauczyciel westchnął.
- Wydaje mi się, że macie zajęcia Weasley. Ja się zajmę waszą koleżanką, a wy jazda na lekcje. – Syknął jak zwykle.

- Racja. Chodź Harry, mamy zajęcia. Ginny ty też. Potem się zobaczymy Hermiona. – Powiedział wystraszony Ron ciągnąc za resztę za sobą. Po ostatnim incydencie naprawdę bał się podpaść u nauczyciela.