wtorek, 5 maja 2015

Na Jawie. Rozdział XV.

Chciała biec jak najszybciej, lecz potykała się o własne nogi. Myślała tylko o tym, aby nie odwracać się za siebie. Uciec jak najdalej od tego miejsca. Jak najdalej od niego. Wybiegła z lochów, z predkoscią heliopaty i przerażeniem na twarzy. Nie myślała o tym, w która stronę biegnie. Po dłuższej chwili straciła dech w piersiach, więc postanowiła przysiąść na ławce. Korytarz był prawie całkowicie pusty. Po drugiej stronie stało jedynie kilku starszych Krukonów, którzy rozmawiali ze sobą. Żaden z nich nie zwracał na nią uwagi. Na całe szczęście. Siedziała na skraju ławki całkowicie roztrzęsiona. Była przeraźliwie blada. Brakowało jej tchu. Cała dygotała na ciele. Ukryła twarz w dłoniach i odetchnęła głęboko. Czuła ucisk w żołądku, a w jej głowie szumiało. Snape.. To był Snape.. To on jej się śnił. To on był jej tajemniczym kochankiem. To z nim.. Na samą myśl tego, co działo się między nimi w jej śnie, dostała ciarek.
-Ohyda! - pomyślała. Przecież to nauczyciel. I to nie byle jaki. Snape! Wredny i okrutny Snape. Ten, który nie ma w sobie ani krzty empatii. Ten, który jest postrachem wszystkich uczniów. Ten, który był.. śmierciożercą. Poddanym Voldemorta. Jego sługom. Ten sam, któremu radość sprawia dręczenie innych. To z nim czuła się bezpiecznie? W jego ramionach?
- Witaj, Hermiono. Jak się miewasz? - zadrżała, słysząc głos Dumbledor'a zmierzającego w jej kierunku. Odruchowo poprawiła włosy i wyprostowała zgarbione plecy. Odetchnęła jeszcze głębiej, aby jak najmniej pokazać, że nie czuję się w najlepiej. - Mam nadzieję, że wszystko w porządku. - Staruszek uśmiechnął się serdecznie.
- Witam profesorze. Ja-a czuje się dobrze. Dziękuję. - również próbowała się uśmiechnąć. Dyrektor usiadło obok niej.
- Cieszę się, że nie stało ci się nic poważnego. Nie było mnie w zamku przez parę dni, ale profesor Snape poinformował mnie o wszystkim. - Hermiona na dźwięk tego nazwiska zesztywniała. Szybko wstała, podziękowała za troskę i odeszła pośpiesznie, mówiąc, że śpieszy się na następną lekcję. Starała się uspokoić zanim dołączyła do Rona i Harrego czekających pod klasą, na zajęcia z transmutacji.

*

Hermiona bardzo starała się nie myśleć o wcześniejszym zdarzeniu i reszta dnia minęła jej spokojnie. Szczęśliwie ani razu nie wpadła na Snape'a. Następnego dnia nie miała z nim zajęć, ale musiała udać się do niego na szlaban. To właśnie przerażało ją najbardziej. Postanowiła jednak nie myśleć o tym i do końca dnia spędzić miło czas z przyjaciółmi. Podczas kolacji rozmawiała z Seamus'em, który radził się jej co powinien zrobić, w związku z Parvati.
- Zachowała się okropnie. To wszystko wina Lavender. Bez niej Parv jest super dziewczyną. Naprawdę bardzo ją lubię. Ale Lavender.. - chłopak zrezygnowany spuścił głowę. - No i ten koncert. Nie mam zamiaru tam iść razem z nimi. Oddałem Ginny swój bilet. Na pewno będziecie się dobrze bawić.
- Czekaj, nie idziesz? Ginny mi nic nie powiedziała. Przecież chciałeś iść na ten koncert. Oddam mój bilet Dean'owi albo..
- W porządku. Nie za bardzo jarają mnie Fatalne Jędze. Chciałem tam iść, bo Parv je uwielbia. Nie przejmuj się. Do jutra. - uśmiechnął się smutno i wyszedł z Wielkiej Sali.
- Szkoda mi go. - powiedziała Ginny, siadając obok Hermiony. - Nawet nie mam ochoty iść na koncert kiedy wiem, że ona tam będzie.
- Ja też nie. Mogłybyśmy oddać komuś bilety, ale nie wiem kto chciałby je wziąć.
- Weź mój i daj.. komukolwiek. A jutro po kolacji mogłybyśmy ..
- Em.. mam szlaban u.. - Hermiona przełknęła ślinę. Cały dzień udawało jej się nie myśleć, o tym, co wydarzyło się rano, ale w tym momencie wszystko do niej wróciło. - Snape.
-Znowu? Czemu wydaje mi się, że ostatnio strasznie się na ciebie uwziął?
-Nie miałam na dziś zadania. Poza tym wolę szlabany u niego niż u Filch'a.
-Ale.. masz rację. Ron mówił, że na ostatnim szlabanie polerował srebra w izbie pamięci. Znowu. Chociaż karanie za brak zadania w twoim wypadku jest nie fair. Ale.. przecież to Snape. Ma w nosie wszystko i wszystkich. Nie przejmuje się nikim. I wzajemnie. - Ginny uśmiechnęła się złośliwie, a Hermiona przytaknęła cicho. Wiedziała, że prawda może być trochę inna.

*

Hermiona siedziała do późna z Ginny w pokoju wspólnym. Tłumaczyła się, że chce poczekać, aż jej współlokatorki zasną, ale tak naprawdę, nie chciała zostawać sama ze swoimi myślami. Bała się tego. Bała się zasnąć i znów to wszystko zobaczyć. Powoli ją to przerastało. Postanowiła, że następnego dnia, w przerwie między lekcjami, uda się do biblioteki i zagłębi się w temat wróżbiarstwa i widzenia przyszłości. Jak była świetną uczennicą, tak z lekcji profesor Trelawney nie wyniosła nic. Zrezygnowała z zajęć, ponieważ uważała je za bezwartościowe. Nigdy nie myślała, że kiedy jej się przydadzą. Może się przydadzą.


Wchodząc to sypialni upewniła się, że pozostałe dziewczyny śpią. Po cichu przebrała się w ciepłą piżamę i położyła się do łóżka. Kiedy już miała gasić świeczkę, która wesoło migotała na jej szafce nocnej zauważyła małą, białą karteczkę. A pod nią dwie większe. Bilety. Od razu rozpoznała pismo Parvati.

Miałam iść na ten koncert z Seamus'em, ale sprawy się pokomplikowały.
A Lavender nie chce iść beze mnie. Daj je Ginny i Harremu.
Bawcie się dobrze :)



Tak więc Hermiona miała 4 bilety na  koncert Fatalnych Jędz, których nikt nie chciał. Schowała je razem do szuflady, a w jej głowie rodził się pomysł sprytnego wykorzystania ich.