On. Ona. Oni razem. Jego dłoń na jej
brzuchu. Jego usta na jej szyi. Jego długie palce wodzące po jej nagich
plecach. Jej dłoń błądząca po jego gołym torsie. Ich ciała zgrane w jedność.
Ciche odgłosy ich namiętnej miłości. Jego umięśniona sylwetka przykrywająca jej
delikatne ciało. I jej wzrok. Wzrok zakochanej, patrzącej na swojego wybranka.
Ciche szepty. I nagle jego głos tuż przy jej uchu. Najbardziej aksamitny i
zarazem męski, jaki słyszała. Wywołujący u niej gęsią skórkę. Jego kuszące usta
coraz bliżej i bliżej. I w końcu ten moment. Gorący pocałunek złożony na jej
malinowych ustach. Jego delikatne wargi pieszczące jej. Ich języki splecione w
niesamowicie figlarny taniec. Jego twarz wyłaniająca się zza jej brązowych
loków. I.. Przeraźliwy chłód.
Zaraz, to
ostatnie to przecież nie sen – pomyślała gryfonka. Jej ciepły koc postanowił
wybrać się w krótką podróż na podłogę, odsłaniając niewystarczająco ciepło
ubrane ciało Hermiony, budząc ją przy tym ze wspaniałego snu. Były okolice
godziny drugiej. Dziewczyna gwałtownie otworzyła oczy, chcąc jak najszybciej
znaleźć swoje przykrycie i ogrzać się. W Sypialni, którą dzieliła z dwoma
jeszcze dziewczętami, mimo późnej pory, było dość jasno. Księżyc będący w
pełni, rzucał blask przez jedno z okien, oświetlając pokój wystarczająco, by
młoda gryfonka mogła odszukać zagubiony pled i nakryć się nim od stóp aż po
nos. Teraz, gdy mogła spokojnie pomyśleć, bez zgrzytania zębami, zaczęła
przypominać sobie fragmenty snu. Czuła dziwny niesmak, ale i zarazem pobudzenie
na myśl silnych, męskich dłoni pieszczących delikatnie jej ciało. Próbowała
przywołać jak najwięcej wspomnień z owego snu, jednak za nic nie mogła
przypomnieć sobie twarzy jej partnera. W zasadzie w ogóle jej nie widziała.
Zrezygnowała ze starań i zaczęła myśleć wyłącznie o odczuciach związanych ze
snem, który z jakiegoś powodu tak ją zafascynował. Być może dlatego, że był to
jej pierwszy sen takiego typu w życiu. Lub po prostu chciała przeżyć to samo.
Rozmyślając o tym wpatrywała się przez chwile w księżyc, po czym zasnęła.
***
Zima owego
roku była bardzo sroga. Nadeszła w połowie listopada, a że dopiero zaczął się
grudzień, wszyscy wiedzieli, że nie będzie to kolejna, zwykła zima w Hogwarcie.
Niektórzy jednak, nawet nie przypuszczali, jak wiele może się zmienić podczas
tej jednej, kolejnej z pór roku. Blask księżyca padał na mury Hogwartu nadając im
posępny poblask. O tej porze wszyscy mieszkańcy tego majestatycznego zamku
dawno już pozasypiali. Cóż, prawie wszyscy.
***
W całym
zamku światła już dawno były wygaszone. Tylko w jednej z komnat wciąż płonął
ogień kominka. Panował tam spokój. Kanapa i fotele stojące nieopodal kominka
obite w jednakową jasnobrązową skórę, widocznie miały już parę lat i były dość
sfatygowane. Naprzeciw kominka, a na lewo od wejścia stało kilka masywnych
szafek, wśród nich barek, a obok niego kilka regałów z książkami. Podłogę
zajmował duży zielony dywan, a ściany pokryte ciemnobordową tapetą, zdobiło
kilka nie wielkich obrazów. Cały salon oświetlony jasnym płomieniem kominka
wyglądał dość przytulnie i mimo, że urządzony został raczej staromodnie, widać
było nutkę smaku. Jednak najbardziej zastanawiająca była postać właściciela
komnaty. Tuż naprzeciw wejścia, czyli ogromnych dębowych drzwi stał stolik
przysypany masą dokumentów i innych papierów. Panem owego salonu okazał się
największy postrach uczniów, a i niekiedy nauczycieli w Hogwarcie – profesor
Severus Snape. W tym właśnie momencie zarywał noc poprawiając testy uczniów
szóstego roku. Kiedy zostało mu już tylko kilka prac przeciągnął się na
krześle, upił duży łyk wychłodniałej już czarnej kawy i chwycił następny arkusz
pergaminu. Przyglądał mu się chwilę próbując przeczytać bazgroły, po czym
zrezygnowany napisał czerwonym atramentem dużymi literami u góry strony T.
-
Longbottom, ty kretynie – mruknął, po czym zabrał się za poprawianie kolejnych
testów.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMasz świetny styl pisania. Czyta się bardzo płynnie i przyjemnie. Lecę dalej, odkrywać twoje opowiadanie. ;)
OdpowiedzUsuńAna