sobota, 30 sierpnia 2014

Na Jawie. Rozdział VIII.

Stała w ciemności, nie wiedząc gdzie się znajduje. Jedyne co mogła dostrzec to nikłe światło spod (jak się domyślała) drzwi, na końcu ( jak się domyślała) korytarza. Skierowała tam swoje kroki. Lekko zawahała się stając przed drewnianym wrotami, lecz po chwili wyciągnęła dłoń ku mosiężnej klamce. Drzwi ustąpiły z cichym skrzypnięciem. Jej oczom ukazał się niewielki, tonący w półmroku salon. Wprawdzie pomieszczenie było całkiem spore, ale ogrom regałów wypełnionych książkami, zakrzywiał rzeczywistość. Wątłe światło gasnącego ognia w kominku Oświetlał zniszczone boki starych ksiąg, których tytuły obejmowały wszystkie dziedziny magii i nie tylko.

Po kilku chwilach jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności. Zrobiła kilka kroków do przodu, a drzwi cicho zamknęły się za nią. Całą podłogę zajmowała szmaragdowa wykładzina. W centralnej części pokoju stała duża sofa. Stylem przypominała te, które można znaleźć w sklepie z antykami, ale wyglądała na nieużywaną. Obok stał, podobny stylem do niej, fotel. Obite były w ciemną, czekoladową skórę. W rogu, między regałami stało ledwie widoczne, ale bardzo eleganckie biurko. Leżała na nim kupka równo ułożonych kartek. W lukach między półkami wisiało kilka nieruchomych obrazów, spod których prześwitywała wiśniowa tapeta.

Porozglądała się chwilę. Nadal nie wiedziała gdzie jest. Stojąc tak w poświacie kominkowego światła, po chwili dostrzegła, mniej okazałe od wejściowych, uchylone drzwi. W pierwszej chwili nie była pewna, czy stały tam od początku. Obróciła się i ruszyła ku nim. Za drzwiami był niedługi korytarz wyłożony ciemną boazerią. Z kilku kinkietów na ścianach padało słabe światło. Dostrzegła Dwie pary równoległych drzwi. Podeszła do pierwszych z lewej strony - zamknięte. Drzwi na przeciw nich - również. Szła miękkim, szarym dywanem do końca korytarza. Stanęła przed drzwiami z prawej - otworzyły się. Jej oczom ukazała się klasyczna, wyłożona biało-czarnymi płytkami łazienka. Była urządzona jak te mugolskie: toaleta, kabina prysznicowa, umywalka, lustro. Nic tu nie wskazywał na obecność czarodzieja. Cofnęła się i odwróciła do ostatnich drzwi. Były lekko uchylone i padało z nich światło podobne do tego w salonie. Podeszła bliżej i otworzyła drzwi szerzej. Pokój był mniejszy niż salon. Stał tylko jeden regał z kilkoma książkami, a na ścianie w kolorze śliwki wisiał jeden obraz, przedstawiający czystą magię, chociaż mugole nazwaliby to abstrakcją. Dostrzegła też myślodsiewnię. Jednak w pomieszczeniu nie było kominka, tylko dziesiątki małych świeczek, lewitujących wokół łóżka stojącego na środku. Ktoś w nim leżał. W tym momencie Zniknęła i przed oczami pojawił się sen z przed ostatniej nocy. Jego dłoń, palce, usta. Ich ciała. Ciche szepty. Jego głos wprost do jej ucha. Lecz tym razem inny. Bardziej ciepły, czuły i.. znajomy. Nagle wszystko zaczęła się rozmywać i oddalać. Sen sie kończył. Gdy odwrócił się do niej tyłem, ujrzała długa bliznę, pośród mniejszych, na jego umięśnionych plecach. Chwilę później znów była w swoim hogwarckim łóżku.

Obudziła się.

sobota, 23 sierpnia 2014

Brak posta :G

UWAGA!

Piszę to tu na szybko, ponieważ jestem na wyjeździe. Kolejny rozdział pojawi się w następnym tygodniu, ze względu na brak dłuższego dostępu do Internetu. Przepraszam za to, ale na pocieszenie dodam, że za nie długo na blogu pojawi się coś nowego.

Can't wait! :3

sobota, 16 sierpnia 2014

Na Jawie. Rozdział VII.

Po kolacji uczniowie porozchodzili się do swoich dormitoriów, a dwójka Gryfonów udała się do biblioteki w poszukiwaniu wiedzy. Seamus liczył na to, że Hermiona pomoże mu skleić kilka zdań i na tym skończy się jego praca. Jednak, gdy dziewczyna rozłożyła przed nim 10 ogromnych ksiąg, których normalnie w życiu palcem by nie tknął, zrozumiał, że się przeliczył. Po 2 godzinach naprawdę ciężkiej pracy, oboje mieli 2 pełne rolki pergaminu. Dziewczyna była zdumiona jak ciężko potrafi pracować jej kolega, jeżeli mu się tylko pomoże.
- Wiesz Hermiono, naprawdę Ci dziękuję. – Powiedział w pewnym momencie Seamus pomagając Hermionie odkładać książki na odpowiednie półki. – I nie chciałem, żeby to wyglądało tak, jakbym odstraszał Malfoy ’a tylko dlatego, żebyś mi pomogła.
- Spokojnie. Nic takiego nawet nie przyszło mi do głowy. – Odpowiedziała dziewczyna odkładając na regał „ Historię Zielarstwa. Tom V”.
- Wiesz, tak naprawdę to bardzo Cię lubię. Zawsze Cię lubiłem. – Powiedział łagodnym, miękkim głosem podchodząc do niej bliżej.
- Tak ja Ciebie też. To co wychodzimy? – Powiedziała jakby zdenerwowanym głosem odkładając ostatnią książkę. Odwróciła się w stronę chłopaka i zrozumiała co mu chodzi po głowie. Widziała to w jego maślanych oczach wpatrzonych w nią. Byli właśnie w bocznej alejce, chłopak stał centralnie przed nią, a za plecami miała jedynie parapet, który zablokował ją, gdy cofała się. Nie chciała uciec, to byłoby niegrzeczne. Myślała, że po prostu go wyminie, nie dając mu działać. Jednak nie mogła. Nie wiedziała, co ma robić. Po prostu nic do niego nie czuła i nie chciała by miał on jakieś błędne przekonanie, co do nich. Nie bardzo jednak też wiedziała, jak mu to wyperswadować, aby go nie zranić. Kiedy tu przyszli po jej głowie krążyły myśli próbujące wpasować go do jej snu. Miała nadzieje, że mógłby to być on. Podczas robienia zadania przyglądała mu się, "niechcący" dotykała jego dłoni sięgając po książkę. Chciała coś poczuć, by się upewnić. Jednak to nie był to Seamus. W tym momencie to zrozumiała. Cały czas był dla niej tylko przyjacielem. 

Chłopak podchodził powoli, jakby nie chciał jej wystraszyć. Patrzył na nią z zainteresowaniem, a ona po prostu stała bez ruchu. Był coraz bliżej. Położył obie ręce na parapecie, odcinając jej drogę wyjścia. Dzieliły ich centymetry. Gdy ich usta już prawie się zetknęły, nagle usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi i ciche kroki zmierzające w ich kierunku. Dla Hermiony był to dźwięk wybawienia. Seamus w jednej chwili cofnął się o klika kroków.
- Kto tu jeszcze jest? – Usłyszeli zza rogu głos bibliotekarki. Gdy już ich znalazła, nie kryła zdziwienia wizytą Seamus’a w tym miejscu.
- Dobry wieczór, Madame Pince. My właśnie wychodziliśmy. – Skinęła grzecznie Hermiona.
- Panna Granger. Mogłam się domyślić. Ooo. I pan Finnigan. Raczej.. rzadki gość. Wiecie, która godzina? Biblioteka zamknięta. Raz, dwa. – Mówiła poganiając ich do wyjścia.
 Wziąwszy swoje wypracowania, wyszli z biblioteki i udali się do pokoju wspólnego. Przez całą drogę żadne z nich się nie odezwało. Jednak patrząc kątem oka, Hermiona dostrzegła, że jej kolega był trochę skołowany i naprawdę zawstydzony tą sytuacją. Tuż przed wejściem do wieży Seamus złapał dziewczynę za rękę zatrzymując ją.
- Przepraszam Hermiono. Nie chciałem żeby tak wyszło. Nie wiem, co sobie myślałem.   – Powiedział ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Nic się nie stało. – Powiedziała trzymając go za ramię. – Jesteś naprawdę wspaniałym przyjacielem i ja po prostu nie wiedziałam, jak miałabym ci powiedzieć, że..
- Że nie jesteś zainteresowana. Rozumiem. Dziękuję jeszcze raz. Dobranoc. – Nadal ze spuszczoną głową wszedł to pokoju wspólnego i udał się prosto do dormitorium.
Hermiona weszła za nim i ułożyła się wygodnie na sofie naprzeciw kominka. Chciała chwilę odpocząć. Jednak nie było jej to dane. Po około 2 minutach, przyszli do niej Harry i Ron.
- Coś ty zrobiła Seamus’owi? – Wyrwał z wyrzutem Ron.
- Cześć. Was też miło widzieć. Jak noga? Coraz lepiej. Dzięki, że pytasz. –  Odpowiedziała sarkastycznie.
- Cieszę się, że jest lepiej. Ale co zrobiłaś z Seamus’em? Poszliście robić zadanie do biblioteki, a on teraz wchodzi do pokoju z miną jakby Irlandczycy przegrali na mistrzostwach.
- Nic. My po prostu.. źle się zrozumieliśmy. – Powiedziała wymijająco Hermiona, chociaż tak naprawdę w myślach mówiła – Chyba właśnie dałam mu kosza.
Po krótkiej wymianie zdań Hermiona zmęczona, po kolejnym dniu pełnym wrażeń pożegnała przyjaciół i udała się do swojej sypialni. Gdy weszła doznała szoku. Lavender Brown, po uszy zakochana i cały czas opowiadająca tylko i wyłącznie o miłości swego życia imieniem Erik Khan – spała. Naprawdę spała, bardzo mocno przy tym chrapiąc. Wyśpię się – pomyślała Hermiona z radością. Wzięła kilka rzeczy i udała się do łazienki. Dopiero, gdy z niej wyszła zauważyła, że Parvati cały ten czas siedziała przy oknie, patrząc w niebo. Hermiona pomyślała, że może ma problemy ze snem. Jej też się to czasem zdarzało. Miała nie przejmując się niczym wskoczyć do łóżka, kiedy usłyszała, że Parvati płacze.
- Hej. Wszystko ok? – Powiedziała podchodząc do niej i siadając obok. Dziewczyna otarła dłonią łzy spływające jej po policzku.
- Tak. – Powiedziała sucho. Zauważyła, że Hermiona jej nie uwierzyła i patrzy jej w oczy z troską. – Nie. Sama nie wiem. – Popatrzyła w okno.
- Co się stało?
- Nie nic. Ja tylko.. – Popatrzyła na Hermionę. Znowu ten wzrok. – Lavender powiedziała, że zazdroszczę jej chłopaka i mam przestać za nią wszędzie łazić.  – Dziewczyna znowu uroniła kilka łez. – Ja.. Zdenerwowałam się.. Powiedziałam, że Erik umawia się Romildą za jej plecami. Widziałam ich razem. – Dziewczyna urwała i zaczęła szlochać. Hermiona nie wiedząc, co zrobić objęła dziewczynę, mówiąc, że powinna się uspokoić. – Pokłóciłyśmy się. Nigdy wcześniej się kłóciłyśmy. Lavender zaczęła krzyczeć, że mi nie wierzy i wymyślam takie głupoty, bo jej zazdroszczę. Że nie podobam się żadnemu chłopakowi i dlatego cały czas za nią chodzę. Żeby odbić jej Erika.
- Większej głupoty w życiu nie słyszałam. Chyba nie uwierzyłaś w to co powiedziała?
- Nie. Jasne, że nie. – Dziewczyna otarła mokry policzek. – Tylko.. Ona ma rację.
- Że chcesz jej odbić Erik’a?
- No co Ty. Ten chłopak jest głupszy od trolla. Chodzi mi o to, że żaden chłopak nie jest mną zainteresowany.
- Gadasz bzdury. Jesteś ładna i zabawna. Podobasz się. Zaufaj mi, wiem co mówię. Pewnie większość po prostu boi się zagadać, bo cały czas spędzasz z Lavender.
- Do dzisiaj. - Powiedziała bardziej pewna siebie, ale lekko złamanym głosem.
- No właśnie. Zobaczysz, jeszcze znajdziesz miłość.
- Przepraszam, że to mówię, ale skąd Ty możesz o tym wiedzieć? W końcu sama nie..    – Dziewczyna urwała. Zrobiło jej się głupio ze względu na to, co właśnie powiedziała.
- Wiem o tym. Po prostu mam nadzieję, że będziesz miała więcej szczęścia w miłości niż ja. Przestań płakać i idź spać. Chyba nie chcesz mieć podkrążonych oczu, prawda? – Hermiona błyskawicznie wsunęła się pod koc, by wreszcie odpocząć. Parvati po chwili zrobiła to samo i obie dziewczyny usnęły.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Małe pytanie, mała prośba.

Cześć, to znowu ja. Mam do Was dwie sprawy, więc proszę o przeczytanie i skomentowanie.

Pierwsza dotyczy własnie komentarzy. Bardzo się cieszę, że coraz więcej osób odwiedza mojego bloga, ale trochę smutna jest ilość komentarzy. Mimo, że licznik wyświetleń każdego dnia rośnie, to chciałabym wiedzieć, że nie trafiacie tu przypadkiem. Zmieniłam ustawienia komentarzy, teraz każdy może bez logowania zostawić swoja opinię. Nie musicie mieć konta +Google, wystarczy napisać komentarz i zaznaczyć "Komentarz jako: Anonimowy". To tyle. Liczę na kilka miłych słów. Albo po prostu słów. Możecie też pisać, że jest do dupy. Przynajmniej chcę wiedzieć, że ktoś się tym interesuje i nie tłukę w klawiaturę na darmo.


A teraz pytanie do Was. Jak Wspomniałam na początku, chcę na tym blogu publikować różne opowiadania, nie tylko Na Jawie, które obecnie ukazuje się jako jedyne. Mam kilka pomysłów na coś nowego. Ale najpierw chce wiedzieć, o czym wy chcielibyście czytać. Inny parring, inna seria, film, albo coś zupełnie indywidualnego. Czekam na Wasze propozycje.

See Ya'



sobota, 9 sierpnia 2014

Na Jawie. Rozdział VI.

Hermiona patrzyła i czekała, aż znikną za zakrętem i dopiero wtedy odwróciła się w stronę nauczyciela. Próbowała iść sama, ale nie mogła, więc chwycił ja w talii i prowadził. Dziewczyna robiła bardzo powolne kroki, gdyż każdy kolejny sprawiał jej ból.
- Nie mam całego dnia. – Powiedział po minucie, lekko rozzłoszczony żółwim tempem dziewczyny i ostrożnie wziął ja na ręce. Twarz Hermiony poczerwieniała, ale nic nie powiedziała. Spodziewała się złośliwego komentarza, np.: „O Merlinie, ważysz tyle, co hipogryf”, ale on również się nie odzywał. Czuła coś dziwnego będąc w jego ramionach. Były silne, jak przystało na mężczyznę. Ale było coś jeszcze. Jakby poczucie.. bezpieczeństwa. Zaraz, co? Przecież to ten sam Snape, który wyśmiał ją wczoraj i kazał zostać na szlabanie. Nie wspominając o tym, że parał się czarną magią, był śmierciożercą i sługą Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.  Bezpieczeństwo nie miało z nim nic wspólnego. Więc dlaczego był miły, zainterweniował i teraz niesie ją na rękach. Prawdę mówiąc, Hermiona nie podejrzewała, że Snape ma tyle siły. Wydawać się mogło, że pod szatą, jest chuderlawy. A tak naprawdę, niósł dziewczynę przez korytarze Hogwartu i nie wyglądał na ani odrobine zmęczonego. Zbliżali się do skrzydła szpitalnego, gdy ciekawość Hermiony wzięła górę.
- Dlaczego pan to robi profesorze? –Zapytała ostrożnie.
- Co masz na myśli? – Odpowiedział, nie zerkając nawet na nią, patrząc prosto przed siebie.
- To, że pan pomaga. Tam na korytarzu i.. teraz.
- Jesteś uczennicą Granger, a ja jestem nauczycielem. To niestety mój zakichany obowiązek. – Wycedził przez zęby.
- Ale nie musiał mnie pan nieść. Mogłam sama tutaj przyjść.
- Tak. Doszłabyś tu jutro. Poza tym nie chciałem, żeby ktoś mnie zobaczył. Prowadzącego Gryffindorską kalekę.
- To nie było miłe. – Powiedziała urażona.
- Nie miało być.
- Ale moim zdaniem, nie dlatego profesor to zrobił.
- Słucham.
- Nie chciał profesor, żeby ktoś zobaczył, że ma pan jakieś uczucia i czasem przejmuje się innymi. – Powiedziała, po chwili żałując, że nie ugryzła się w język. Wiedziała, że trafiła w słaby punkt. Zatrzymał się gwałtownie kilka metrów od drzwi prowadzących do skrzydła i bezceremonialnie zrzucił dziewczynę na podłogę. Ta wylądowała twardo na płytkach. Lekko skołowana spojrzała na niego, a w odpowiedzi otrzymała złośliwy uśmieszek, gdy szepnął w jej stronę „Ups”.
- Poppy, chyba jesteś potrzebna. – Krzyknął w stronę gabinetu pielęgniarki. Ta szybko wybiegła i zaniemówiła, widząc Hermionę siedzącą na podłodze i stojącego za nią Snape z ironicznym uśmiechem na twarzy.
- Co się stało? – Spytała podnosząc dziewczynę.
- Nie mam pojęcia. – Powiedział teatralnie Snape, zakładając ręce. – Chyba ma coś z nogą. – Dziewczyna posłała mu mordercze spojrzenie. On uśmiechnął się wrednie.
- Choć kochaniutka, zaraz coś z tym zrobimy. – Powiedziała troskliwie pielęgniarka, pomagając dziewczynie usiąść na jednym z łóżek. – Poczekaj Severusie. – Zawołała za nim widząc, że próbuje się ulotnić. - Co z eliksirami, o które Cię prosiłam?
- Wiesz pracuję nad nimi. Chętnie bym pogadał, ale chyba masz coś ważniejszego na głowie.
- Ale.. – Mistrz Eliksirów machnął szatą i zniknął za zakrętem.

***

Hermiona spędziła w skrzydle szpitalnym zaledwie kilka godzin. Na szczęście noga nie była złamana tylko dość mocno stłuczona. Pani Pomfrey podała jej kilka eliksirów na uśmierzenie bólu. Przed wyjściem zapytała ją, czy ta mogłaby przynieść jej następnego dnia eliksiry od Snape’a. Dziewczyna była niepewna, ale zgodziła się i chwilę przed kolacją , jedynie lekko, utykając udała się do Wielkiej Sali.

- O! Idzie Krzywołapa Plątonoga! – Usłyszała, zaraz po przejściu przez próg. Odwróciła się i ujrzała grupę tych samych, niedojrzałych Ślizgonów, co zawsze. – Ja nie mogę. Ty powinnaś chodzić poowijana w folie bąbelkową. Gdzie się nie ruszysz tam siejesz spustoszenie. W sumie, to boję się do Ciebie podchodzić.
- To może powinieneś się trzymać jak najdalej Malfoy? – Usłyszała za plecami głos Seamus’a. – Jeżeli coś Ci nie pasuje to spadaj do swoich. Znasz drogę?
- Nie bądź taki cwany Finnigan. Co ja tak nagle zacząłeś bronić? Chociaż w sumie, Ty też potrafisz wszystko wysadzić w powietrze Mistrzu Kociołka. Pasujecie do siebie. Nie? – Zaśmiał się Draco i razem z resztą swojej świty skierował się w stronę swojego stołu.
- Nie przejmuj się nim. To pajac. – Powiedział Seamus siadając obok Hermiony przy stole. – Słyszałem co się stało. Jak noga?
- W porządku. I w ogóle dzięki za wsparcie. – Odpowiedziała z uśmiechem.
- Żaden problem. Wiesz tak właściwie, to mam do Ciebie prośbę.
- Słucham.
- Wiesz chodzi o to zadanie z eliksirów. „ Działanie i zastosowanie tojadu”. Szukałem czegoś w książce, ale nie mogę tego poskładać razem. A muszę oddać to zadnie w terminie. Mogłabyś mi pomóc? Proszę. – Hermiona uśmiechnęła się na widok chłopaka próbującego zrobić minę zbitego pieska.
- Jasne, że Ci pomogę. Sama też musze jej jeszcze napisać, więc możemy iść do biblioteki i zrobić to razem.
- Dziękuję. Ratujesz mi życie. - Odparł z ulgą.

sobota, 2 sierpnia 2014

Na Jawie. Rozdział V.

- Hermiono uważaj, bo się utopisz w tym mleku. Obudź się. Mówię do Ciebie. – Hermiona podniosła głowę i ziewając pokiwała do przyjaciółki.
-Przepraszam. Te dwie szczebiotki wróciły po północy i gadały do rana. W sumie to Lavender opowiadała o jednym i tym samym.
- Mówiłam, że tak będzie. Świata poza nim nie widzi. – Zaśmiała się ruda. – To, co robimy potem? Może bitwa na śnieżki. Co wy na to? – Spytała patrząc na chłopców.
- Może lepiej nie. Nie chcemy, żebyście się rozchorowały na święta. – Uśmiechnął się Harry obejmując dziewczynę.  – Właśnie Hermiono, wyjeżdżasz na święta?
- Nie. Moi rodzice mają rocznicę ślubu kilka dni przed świętami i w tym roku tata zaplanował dla mamy rocznicową wycieczkę. Nie chcę im przeszkadzać.
- Ooo. Jakie to słodkie. A Ty mnie będziesz zabierał na rocznicowe wycieczki? – Spytała Ginny uśmiechając się do chłopaka.
- Stawiam 100 galeonów, że nie będzie pamiętał. – Odezwał się Ron. Harry uśmiechnął się do niego.
- Zobaczymy, czy ty nie zapomnisz. To co, bitwa na śnieżki? Nas dwóch na was dwie.
- Zgoda. – Dziewczyny zaakceptowały wyzwanie i po śniadaniu wszyscy udali się na zajęcia.

                                                                   ***

Od przeszło dwóch tygodni, cały Hogwart przysypany był śniegiem. Padało prawie bez przerwy, co wprawiało mieszkańców Hogwartu w zachwyt. W zasadzie jedynie uczniów. Każdego dnia do skrzydła szpitalnego trafiało kilkanaście osób z obiciami i zwichnięciami. Nieraz bitwy na śnieżki robiły się naprawdę niebezpieczne, ale to było to, co sprawiało wszystkim frajdę. Mimo, że niektórzy obrywali całkiem mocno. Kilku chłopców ze starszego rocznika porozlewało na wewnętrznym dziedzińcu wodę w zamiarze zrobienia ślizgawki, jednak niezbyt im to wyszło i szybko o niej zapomnieli, tocząc co dzień nowy śnieżne wojny. Była to pierwsza tak wczesna zima od bardzo dawna, więc wszyscy chcieli to wykorzystać jak najlepiej przed przerwą świąteczną.

                                                                   ***

- Nie mogę uwierzyć w to, że Snape znowu zadał nam zadanie. To pewnie za wczoraj. Ledwo napisałem tamto, a teraz znowu. Ja nie wyrabiam w tej szkole.
- Przestań jęczeć Ron. Zadał je wszystkim nie tylko Tobie. – Powiedziała Hermiona.
- Właśnie. Chociaż, za wczoraj, mógł je zadać tylko Tobie. – Zaśmiał się Harry.
- Dzięki stary. Dobra koniec użalania. To co robimy. Wydaje mi się, że jest trochę chłodniej niż ostatnio.
- No. Ja zamarzam. Porzucamy się innym razem. – Powiedziała Ginny wtulając się w Harrego.
- Nie jest zbyt przyjemnie. - Powiedziała Hermiona. - Może powinniśmy.. – Urwała. Słychać było tylko krzyk i mocne grzmotnięcie o ziemie. Hermiona idąc nie patrzyła pod nogi i nie zauważyła, że chodzi po lodowisku. Poślizgnęła się i upadła. Leżała przez chwilę na brzuchu nie bardzo wiedząc, co się stało.
- O Merlinie. Wszystko w porządku? – Zmartwili się przyjaciele i ostrożnie pomogli jej wstać.
- W porządku. Trochę boli mnie kolano. Dobrze, że nie wybiłam sobie zębów. – Powiedziała, próbując się uśmiechnąć.
- Chodź do środka. Pomogę Ci.
- Nie. Nic mi nie jest. Dam sobie radę. – Powiedziała, puszczając Ginny, która mocno ją trzymała. Po postawieniu jednego kroku zachwiała się i znów leżała na ziemi. Tym razem trafiła w śnieg.
- Granger. Nie radzisz sobie z grawitacją? – Spytał sarkastycznie Snape, który oczywiście musiał sie tam pojawić dokładnie w tym momencie. – Co ty wyprawiasz? Wstawaj.
- Jesteś pewna, że wszystko ok? – Spytał Ron prowadząc ją do środka zamku. Dziewczyna usiadła na ławce, całkowicie ignorując nauczyciela, który cały czas stał przy wyjściu.
- Niekoniecznie. Teraz bardzo boli mnie kolano. – Powiedziała próbując rozmasować obolałe miejsce. Snape wywrócił oczami.
- Pokaż. Obejrzę. – Powiedział, swoim zwykłym, suchym głosem podchodząc do Hermiony.  Rod podskoczył ze strachu. Nie zauważył, że cały czas stał za nim. Nauczyciel delikatnie po dotykał mocno napuchnięte kolano w kilku miejscach, na co dziewczyna odpowiadała syknięciami z bólu. – Idź do Skrzydła Szpitalnego. Niech Poppy to obejrzy.
- Nie. To nic poważnego. – Odpowiedziała Hermiona szybko wstając. Poczuła się naprawdę dziwnie, gdy Snape próbował jej pomóc przy przyjaciołach. Jakby chciał się litować nad małą, bezradną mugolką.  – Dam radę. – Mówiąc to ruszyła z miejsca, jednak znowu się zachwiała. Kolejny raz upadłaby na podłogę, jednak ktoś w locie mocno ja złapał.
- Idziesz do skrzydła szpitalnego. Teraz. – Powiedział Snape tuż przy jej uchu pomagając jej wstać.
- Świetny pomysł. Odprowadzimy ją. – Powiedział Ron pochodząc powoli do Hermiony, ale gdy Snape przeszył go wzrokiem, ten od razu się cofnął. Właśnie zadzwonił dzwon, ogłaszając rozpoczęcie lekcji. Nauczyciel westchnął.
- Wydaje mi się, że macie zajęcia Weasley. Ja się zajmę waszą koleżanką, a wy jazda na lekcje. – Syknął jak zwykle.

- Racja. Chodź Harry, mamy zajęcia. Ginny ty też. Potem się zobaczymy Hermiona. – Powiedział wystraszony Ron ciągnąc za resztę za sobą. Po ostatnim incydencie naprawdę bał się podpaść u nauczyciela.