sobota, 11 października 2014

Na Jawie. Rozdział XIV.

Hermiona po dwóch dniach spędzonych pod opieką pani Pomfrey, wyszła ze Skrzydła Szpitalnego w poniedziałek wieczorem. Czuła się już całkowicie dobrze. Pielęgniarka powiedziała jej tylko, żeby zgłosiła się do profesora Snape, po eliksiry, których jej jeszcze nie dostarczył. Dziewczyna, nie bardzo wiedziała jak powinna zachować się w stosunku do nauczyciela. Uratował jej życie. Był przy niej w nocy. Poinformował jej przyjaciół o jej wypadku. I to w normalny sposób. Myślała, że nazwałby ją idiotką, kretynką, czy coś w tym stylu. A zachował się tak.. miło. Jakkolwiek by się nie zachował, ona nadal musiała przyjść jutro na jego lekcję i poprosić o eliksiry. Mogłaby się wtedy dyskretnie zapytać, o jego zachowanie. A może lepiej nie? Tak, lepiej nie zaczynać. Nie wiadomo, co mu przyjdzie do głowy.

Po wyjściu ze szkolnego szpitala Hermiona w towarzystwie Ginny udała się do swojej sypialni. Na nieszczęście czekała tam również Lavender z Parvati. Dziewczyny jak zwykle plotkowały, ale zamilkły jak tylko weszła Hermiona. Ginny idąc z nią pod rękę, posłała im straszne spojrzenie. 
- Jak się czujesz, Hermiono? - Zaczęła niewinnie Parvati, nie bardzo wiedząc jak się zachować. Było jej głupio. Chciała ją przeprosić, ale czuła, że powinna z nią porozmawiać sam na sam. Porozmawiać i wszystko wytłumaczyć.
- A co cię to obchodzi? Dlaczego się..
- Przestań Ginny. Czuje się dobrze, dzięki, że pytasz. - Hermiona uśmiechnęła się lekko. 
- Mam dla ciebie notatki z zajęć.
- Dziękuję. - Powiedziała Hermiona. Każdy czuł dziwne napięcie w pokoju.
- Oj, trochę niezręcznie, co? - Odezwała się wesoło Lavender, która do tej pory przyglądała się wszystkiemu z dziwnym zainteresowaniem. - Chodź Parv. Pójdziemy na dół. Hermiona musi odpocząć, prawda?
- Właście to.. - nie dokończyła, bo Lavender, ciągnąc za sobą przyjaciółkę zniknęła za drzwiami.
- Ok, to było na maksa dziwne. - Stwierdziła Ginny siadając na łóżku Hermiony. Ta jednak zamiast się położyć, zaczęła przeglądać książki, aby upewnić się, że nie musi wykonać na jutro zadania. Nic nie znalazła. Więc po krótkiej rozmowie poszła spać.


                                                                   ***


Tej nocy znów miała ten dziwny sen. Znów to samo mieszkanie, ten sam pokój i mężczyzna. To zaczynało być nużące. Widziała i kochała kogoś, kto tak naprawdę może nie istnieć. Tyle razy myślała o tajemniczym nieznajomym, próbowała go z kimś skojarzyć, ale nic nie odnajdywała. Tłumaczyła sobie, że to się jeszcze nie wydarzyło. Że to przyszłość i jeszcze nie poznała tego człowieka. Ale było w nim coś bardzo znajomego. Ta myśl nie dawała jej spokoju.


                                                                   ***


- Zerwali? - Hermiona rozmawiając z Ginny prawie zadławiła się tostem z dżemem truskawkowym.
- Tak. Seamus powiedział, że nie chcę się z nią więcej widywać, po tym jak cię potraktowała. Powiedział też, że jeżeli bardziej ufa Lavender, która sama ją wcześniej zmieszała z błotem, a nie jemu czy tobie, to nie mają o czym rozmawiać.
- Wow. Nie wiedziała, że to tak się potoczy. Bardzo mu współczuję.
- Cicho, idzie. - Ginny szturchnęła przyjaciółkę łokciem,a ta znów prawie zadławiła się tostem.
- Cześć dziewczyny? O czym plotkujecie? - Spytał Seamus, dosiadając się do nich.
- A umawiam się z nią na lekcje pływania. Wiesz, kiedyś mogą jej się przydać. - Ginny prychnęła ze śmiechu, a Hermiona posłała jej gniewne spojrzenie. 
- To prawda. - Seamus też zaczął się śmiać. - Oj nie gniewaj się Miona. A właściwie to chodź. Chyba nie chcemy spóźnić się na Eliksiry prawda?
- Nigdy. - Hermiona pożegnała Ginny i udała się z Seamus'em do lochów. Po drodze rozmawiali o tym, co się działo w Hogwarcie, podczas gdy ona była w szpitalu. Największym i chyba jedynym wydarzeniem było wyrzucenie Erika z drużyny Quidditch'a. Nie bardzo wiadomo było dlaczego, ale wszyscy mówią, że to dziewczyny z drużyny przekonały kapitana, żeby znalazł kogoś na jego miejsce. Po zerwaniu z Lavender, coraz częściej widziano go z różnym dziewczętami, którym chyba nie przeszkadzały inne.


Po rozpoczęciu zajęć, nastąpiło coś, czego Hermiona spodziewała się najmniej. Profesor Snape, wypisał ingrediencje eliksiru na tablicy, ale zamiast usiąść i poprawiać testy jak zwykle, zaczął zbierać wypracowania na temat "Zastosowanie Eliksiru Prawdy - dawniej i dziś", które zadał wczoraj. Hermiona była zdruzgotana - pierwszy raz nie miała zadania. Ale i jak miała je napisać skoro o nim nie wiedziała. 
- To nie moja sprawa. Nie napisałaś zadania, więc przyjdziesz tu dziś.. nie dziś nie mogę. Przyjdziesz do mnie jutro na szlaban i wtedy je napiszesz. - Hermiona kiwnęła głową, chociaż twierdziła, że to nie fair. Ale jakby nie patrzeć, każdy miał to zadanie. Nawet Harry i Ron. A to było niespotykane.


Po zajęciach, chcąc nie chcąc, musiała poprosić Snape o eliksiry. Chociaż nadal zastanawiała się nad dziwnym zachowaniem nauczyciela, nie miała odwagi go o to spytać. Kiedy wszyscy wyszli z klasy, po prostu podeszła do jego biurka. On jak zwykle siedział zaczytany.
- Przepraszam, profesorze?
- Nie wywiniesz się ze szlabanu Granger.
- Nie, ja nie o to. Pani Pomfrey powiedziała, że powinien dać mi pan jakieś eliksiry. 
- Powinienem? - Opuścił kartkę trzymaną przed twarzą i popatrzył na nią. W tym momencie zdała sobie sprawę, że jego oczy są naprawdę czarne. Nigdy o tym nie myślała, a teraz stała przed nim wpatrzona. 
- To znaczy.. No..
- Wiem. - Odłożył gazetę i wstał. - Czujesz się.. lepiej? - Zapytał cicho wpatrzony w czubki butów, jakby chciał żeby nikt, nawet ona tego nie usłyszał. Jednak ona usłyszała. 
- Em.. Tak dz-dziękuję.
- Nieważne. Zaraz przyniosę mikstury. - Skierował się w stronę wejścia do swoich komnat.
- Profesorze? Chciałam o coś zapytać, jeśli mogę. - Snape stanął w miejscu, ale nie odwrócił się do niej.
- Tak?
- Ja nie wiem, czy powinnam. Po prostu, pani Pomfrey powiedziała mi, że kiedy byłam jeszcze nieprzytomna, to siedział pan w nocy przy mnie. Po tym jak mnie pan uratował. - Zarumieniła się mówiąc to.
- Owszem. - Odpowiedział zimnym tonem.
- Ja chciałam podziękować. Ale nie rozumiem, dlaczego to.. - W tym momencie odwrócił się i podszedł do niej. Wyglądał na dość rozzłoszczonego. 
- Już ci raz powiedziałem. To mój za.. kichany obowiązek.
- Tak, wiem. Ale nie musiał pan..
- Skończ, Granger. Jeszcze jedno słowo. - Odwrócił się i skierował w stronę swoich kwater. Dziewczyna, nie bardzo wiedząc dlaczego tak się rozzłościł, po prostu poszła za nim. Zatrzymała się w wejściu do salonu. Wyglądał inaczej, niż ostatnio. Miał meble, podłogę. W tym momencie cała zadrżała na ciele. Szmaragdowa wykładzina; duża sofa i fotel obite w ciemną, czekoladową skórę; wiśniowa tapeta. To było to miejsce. To miejsce o którym śniła. To nie możliwe to znaczy, że..

W tym momencie zza drzwi po prawej stronie wyszedł profesor Snape, niosąc zgrabne pudełeczko z eliksirami. Dziewczyna cofnęła się o krok. To był on. Jej nauczyciel. Mężczyzna, który jej się śnił. Tego było dla niej za wiele. Popatrzyła na niego, przerażona i czym prędzej uciekła.