sobota, 27 września 2014

Na Jawie. Rozdział XII.

Minęło kilka dni odkąd Lavender i Erik zerwali, a Parvati dała przyjaciółce drugą szansę. Wszystko zaczęło się układać. No, według tej pierwszej. Twierdziła, że wszystko jest w porządku, po staremu. Lavender jednak był innego zdania. Parvati, jak wcześniej sama powiedziała, postanowiła trzymać przyjaciółkę na dystans. Dzieliły jeden pokój i wciąż rozmawiały o wszystkim, tak jak wcześniej, jednak spędzały o wiele mniej czasu. Parvati postanowiła go spędzać w towarzystwie Seamus'a. Lavender momentami kipiała z zazdrości, ale nie dawała tego po sobie poznać. Było jej ciężko, ponieważ plotki o niej i jej nieszczęsnym byłym chłopaku rozeszły się po całej szkole. Większość osób po prostu śmiała się z niej. Erik próbował porozmawiać i wytłumaczyć się, ale Parvati, jako ta dobra przyjaciółka, zawsze go spławiała. Mówiła Lavender, że zawsze może na nią liczyć, a potem wracała do swojego chłopaka. Nie wiedząc ile złości wywołuje.

                                                                   ***

- Mam dla ciebie super niespodziankę! - Powiedziała podekscytowanym głosem Lavender siadając obok Parvati w pokoju wspólnym, gdzie przebywała obecnie większość Gryfonów. 
- Spokojnie. Co tam masz?
- Otóż, jako że ostatnio spędzałyśmy mało czasu mam coś specjalnego. Tylko dla nas dwóch. Tadaam! - Powiedziała blondynka wyciągając z kieszeni szaty w kawałki pergaminu. - Dwa bilety na Fatalne Jędze! 
- Jej, to super, ale wiesz.. - Parvati wyglądała na nieco zmieszaną. - Mam już bilet. Idziemy tam razem z Seamus'em. Ale hej! Przecież możemy iść w trójkę.
- Tak, jasne. - Lavender kipiała ze złości. Mierzyła Seamus'a wzrokiem, jakby chciała go zabić na miejscu. Na szczęście chłopak tego nie zauważył, bo mógłby się wystraszyć. Właśnie rozmawiał z Hermioną. W jednej chwili w oczach blondynki coś błysnęło. - Wiesz, mogę oddać jeden bilet Hermionie i pójdziemy razem. Seamus na pewno też się ucieszy. Chyba, że masz coś przeciwko.
- Em, nie. - Parvati wyglądał na bardziej skołowaną. - A dlaczego miałabym mieć?
- No wiesz, cała szkoła mówiła o tym co się zdarzyło w bibliotece. Moim zdaniem nadal mają się ku sobie. Zresztą popatrz na nich. 
- Przecież w bibliotece nic nie zaszło. N-nic.
- Tak ci mówili? Och wiedziałam, że tak będzie. Wiesz, ja też tam byłam i wszystko widziałam.
- Ty? W bibliotece? A co tam robiłaś?
- Ja? Yy.. Zadanie z.. e-eliksirów. Zresztą nie zmieniaj tematu. Mówię ci, że wszystko widziałam.
- Czyli co? - Lavender nachyliła się w kierunku przyjaciółki, szepcząc jej do ucha, tak aby nikt inny nie usłyszał.
- No więc.. Widziałam jak się całowali. Potem Hermiona powiedziała, że nikt ich nie może zobaczyć, bo nie chce, żeby rozniosły się plotki. Mówiła, żeby udawali, że nic między nimi nie ma. Albo lepiej, jakby Seamus zaczął z kimś chodzić. Wtedy byli by kryci.- Parvati gwałtownie odsunęła się od blondynki.
- O czym ty bredzisz? To nie prawda! - Powiedziała głośno, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Lavender ponownie przysunęła ją do siebie i popatrzyła na nią śmiertelnie poważnym wzrokiem.
- Ja bredzę? To popatrz. Seamus! Możesz tu podejść na chwilę? - Chłopak niezbyt przekonany wstał i podszedł powoli do dziewczyny.
- O co chodzi?
- Kupiłam dwa bilety na koncert, ale Parv ma już swój, więc pomyślałam czy nie zaprosić by Hermiony. Dasz jej go ode mnie? - Dziewczyna wręczyła chłopakowi bilet uśmiechając się sztywno. Ten lekko zdezorientowany uśmiechnął się lekko i wrócił do Hermiony.
- Masz. To od Lavender. - Dziewczyna wzięła bilet do rąk i zaczęła mu się przyglądać. Potem z lekką podejrzliwością spojrzała na Lavender, która odpowiedziała jej uśmiechem.
- Ale dlaczego? - Spytała cicho chłopaka.
- Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że ona coś kombinuje. Tylko nie bardzo wiem co. Wiem tyle, że mnie nie lubi. Proszę cię. Ona mnie nie cierpi. - Chłopak skrzywił się mówiąc to. 
- Wydaje ci się.- Hermiona próbując go w jakiś sposób pocieszyć uśmiechnęła się, kładąc mu odruchowo rękę na kolanie. Parvati widząc to i wierząc w to co właśnie usłyszała od Lavender, wstała i szybko do nich podeszła. Jej śladem podążyła przyjaciółka.
- Jak mogliście? Oboje mówiliście, że to Erik jest okropny, a sami jesteście jeszcze gorsi. - Krzyknęła Parvati zalewając się łzami. - Jak mogliście? Myślałam, że mogę wam ufać, a tak naprawdę chcieliście mnie zranić. 
- Parvati, uspokój się. - Powiedziała Hermiona. - Nie mam pojęcia o czym ty..
- Tak jasne! To był twój pomysł. Sama to wszystko wymyśliłaś.
- Uspokój się. - Powtórzyła dziewczyna, łapiąc Parvati za rękę. Ta odrzuciła ją jak poparzona.
- Nie dotykaj mnie! Jak możesz tak kłamać? Ty.. w-wstrętna szlamo! - Hermiona zesztywniała. Chciała zacząć krzyczeć, ale po prostu wstała i szybko wyszła z pokoju. Kiedy do Parvati doszło co właśnie powiedziała, chciała zapaść się pod ziemię. Widząc wzrok wszystkich skierowany na siebie, uciekła do sypialni, a za nią jak cień podążyła Lavender. Seamus od razu pobiegł za Hermioną, jednak nie mógł jej znaleźć. 


Hermiona wybiegłszy z pokoju nałożyła na siebie zaklęcie kameleona i wybiegła z zamku. Czuła jak smutek i złość wypełniają ją od środka. Jej oczy zalewały się łzami i chciała teraz uciec jak najdalej. Słowa Parvati bardzo ja zabolały. Nie wiedziała dlaczego dziewczyna zaczęła się tak zachowywać, ale wiedziała, że na razie nie chce tam wracać. Obie muszą ochłonąć. Idąc przez błonia zaczęła dygotać z zimna. Jednak nie bardzo się tym przejmowała. Rozmyślała o tym, co się stało. Nie wiedziała o co chodziło Parvati, ale była pewna, że zaangażowana w cały ten cyrk była Lavender. Zresztą jak zawsze. 


Idąc tak wzdłuż zamarzniętego jeziora, powoli zaczęła się uspokajać. Zdjęła z siebie zaklęcie. Wtedy poczuła straszny chłód. Było po południu i zaczynało się ściemniać, więc postanowiła szybko wrócić do zamku i spróbować wyjaśnić sprawę z Parvati. Kiedy już miała zawrócić, zauważyła stworzonko, stojące na pokrywie lodu na jeziorze. Wyglądało trochę jak wiewiórka, ale było większe. Cóż, wiele magicznych zwierząt żyło w pobliskim lesie. To wyglądało na wystraszone, bało się wrócić na brzeg. Hermiona podeszła do jeziora i stanęła na lodzie. Tupnęła mocno by sprawdzić, czy nie jest zbyt cienki, ale był w porządku. Zresztą wcześniej widziała chłopców ślizgających się tu. Ruszyła w stronę zwierzaka. Szła powoli, przed każdym krokiem sprawdzając wytrzymałość lodu. Kiedy dzielił ją krok, po prostu podeszła do przodu. I wtedy lód się załamał. Dziewczyna wpadła do lodowatej wody. Próbowała utrzymać się na powierzchni. Ale kiepsko radziła sobie w wodzie, poza tym szok termiczny ograniczył ruchy jej mięśni. Rozpaczliwie zaczęła machać rękoma i wołać o pomoc.

Przypadkowo lub nie, przechodził tamtędy profesor Snape. Akurat szukał pod śniegiem zimowych roślin potrzebnych do eliksirów, kiedy zobaczył Hermionę wpadającą do jeziora. Szybko pobiegł w jej stronę wymachując różdżką. Dziewczyna ostatkiem sił nabrała powietrza. Woda zalała jej twarz. Straciła przytomność, gdy  otoczył ją bąbel powietrza wyciągając ją z wody. Profesor stał na brzegu. Ściągnął płaszcz i gdy dziewczyna w magicznej bańce doleciała do niego. Okrył ją nim mocno i szybkim krokiem ruszył w stronę zamku. Na jeziorze wciąż ruszała się jedna mała kra, płynąca powoli do brzegu. Siedziało na niej stworzonko wyglądające jak wiewiórka, ale było większe.
Nauczyciel szedł szybko co chwilę mocniej przyciskając do siebie Hermionę.
- Czy to jest empatia? - Powiedział do siebie na głos, patrząc na zmarzniętą, nieprzytomną 
dziewczynę w swoich ramionach. - Nie. To ta cholerna odpowiedzialność.

sobota, 20 września 2014

Na Jawie. Rozdział XI.

Przemierzał zamkowe korytarze szybkim krokiem. Zależało mu na tym, aby jak najszybciej dostać się do swoich kwater, do lochów. Tam gdzie nikt mu nie przeszkadzał, gdzie mógł odpocząć po całym dniu z tymi półgłówkami. Czy powinien tak nazywać uczniów? Przecież nikt mu nie zabroni. Poza tym jak inaczej nazwać Longbottom'a, który co drugie zajęcia rozsadza kociołek? Albo Potter'a, który przez sześć lat nauki, nie nauczył się chyba niczego na jego zajęciach?

 Zaraz po wejściu, skierował się w stronę barku i otworzył go. Wyciągając pełną butelkę Ognistej Whiskey, zastanowił się przez moment czy potrzebna mu również szklanka. Odrzucił tą myśl, pociągając solidny łyk prosto z butelki. Lekko chwiejnym krokiem podszedł do nowo przybyłej sofy i rozłożył się na niej. Machnięciem różdżki rozpalił w kominku ogień, co rzadko mu się zdarzało. Wpatrując się w wesołe ogniki i co chwila popijając z butelki, zaczął rozmyślać o swoim życiu, co zdarzało mu się jeszcze rzadziej. Czuł monotonię. Codziennie robił to samo. Wstawał, uczył, wracał, z przerwami na jedzenie. Nie działo się nic szczególnie ciekawego. Nawet wybuchy na lekcjach zaczęły go nudzić. Wszystko było takie pospolite. Zwłaszcza ludzie w tym miejscu. Reszta nauczycieli, uczniowie. Wciąż to samo otoczenie. Od lat nie widział się z nikim z rodziny. Nie widział się z matką. Często planował, że odnajdzie ją. Ale nigdy nawet nie próbował. Bał się spojrzeć jej w oczy, po tym jak bez słowa odszedł, zostawiając ją samą z tym potworem. A jeszcze bardziej bał się tego, że może jej już nie odnaleźć. Każdego dnia miał przed oczami jej twarz, gdy widział ją po raz ostatni. Jej zwykle piękne, lecz smutne i zapłakane oczy. Widział ją tak dokładnie. W tym samym przybrudzonym fartuszku, który zawsze nosiła. Mówiła "Idź już spać. Wiesz, że zaraz wróci." I odwracała się, wchodząc do kuchni. Nie mówiła nic więcej. Taką ją zapamiętał. Piękną i smutną. Jak zawsze. Jedyne co jeszcze pamiętał z tej nocy, to krzyki. Jej i tego potwora, otwarte okno i.. wolność. Ta wolność, której zawsze pragnął,a która teraz tak bardzo go przybijała.

Z zamyślenia wyrwało go stukanie do drzwi. Otrząsnął się i spojrzał na zegarek. Dochodziła 23. Wstał i podszedł do drzwi. W połowie drogi stwierdził, że ma mokry policzek. Otarł go szybko rękawem i otworzył drzwi.
- Witaj Severusie. - Powiedział wesoło staruszek z długą brodą, wchodząc śmiało do środka. - Nie przeszkadzam ci?
- Wiesz, Albusie, jestem jakby.. - Widać był u niego stan wskazujący.
- Zajęty piciem? - Popatrzył na niego karcąco, wskazując na pustą butelkę po alkoholu, leżącą obok kanapy.
- Mam jakby wolne. Przynajmniej do rana.
- Eh.. Nigdy nie musiałem cię karcić i mam nadzieję, że teraz..
- Po co przyszedłeś Albusie?
- Racja. Do rzeczy. Dziś wyjeżdżam. Wiesz o co chodzi. Większość spraw przekazałem Minerwie i liczę tu na twoją pomoc.
- Oczywiście. Będę podporą Hogwart'u i ramieniem do wypłakania dla wszystkich uczniów. - Powiedział Snape z wielkim, sztucznym uśmiechem.
- Przestań Sevarusie. Co się z tobą dzieje?
- Nie, nic.
- Nie zachowuj się jak dziecko. Jesteś tutaj nauczycielem, pamiętasz? Uczniowie liczą na ciebie. Wykaż trochę empatii.
-O! Empatia, to chyba taka zupa z Azji.
- Wyjeżdżam na dwa, góra trzy dni. I proszę cię tylko o to, żebyś w razie problemu służył pomocą.
- Jeśli obiecam, że tak będzie, dasz mi już dziś spokój? Chcę się jakby położyć.
- Dobrze. Tylko pamiętaj. Liczę na ciebie. - Powiedział staruszek wychodząc za drzwi.
- Tak, tak. Stary zrzęda. - Drzwi uchyliły się lekko.
- Słyszałem. - Powiedział Dumbledore wychylając zza nich głowę. Snape odwrócił się zmieszany i zirytowany. Dyrektor ponownie wyszedł, a nauczyciel rzucił na drzwi zaklęcie zamykające. Potem podniósł pustą butelkę po Ognistej i odłożył ją na biurko. Następnie wziął szybki, zimny prysznic i położył się do łózka. Już zasypiając przypomniał sobie o czymś. Sięgnął do szuflady w szafce nocnej stojącej tuż przy łóżku. Wyciągnął z niej małą fiolkę z krwistoczerwonym eliksirem. Wypił go i czując przypływ senności opadł ciężko na łóżko.

sobota, 13 września 2014

Na Jawie. Rozdział X.

Mijały dni, a Parvati i Lavender nadal ze sobą nie rozmawiały. Kiedy mijały się na korytarzach posyłały sobie mordercze spojrzenia, na zajęciach siadały jak najdalej od siebie. Lavender nadal była ślepo zakochana w puchonie, a Parvati już oficjalnie była z Seamus'em i spędzała dużo czasu z Hermioną i jej przyjaciółmi. Całkowicie zapomniała o problemach z ex-przyjaciółką.

Pewnego niedzielnego wieczoru, wszyscy razem siedzieli w pokoju wspólnym. Hermiona, popijając gorącą czekoladę, plotkowała z Ginny siedzącą obok. Harry i Ron rozgrywali akurat partię szachów czarodziejów, a Seamus z dziewczyną siedzieli trochę dalej, cicho rozmawiając.
- Och, oni tak słodko wyglądają. Dobra robota. - Powiedziała Ginny. - Dobra, opowiadaj co widziałaś. - Hermiona uśmiechnęła się i otarła przyjaciółce wąsy z bitej śmietany.
- No więc szłam do cieplarni na zielarstwo. Idę przez  korytarz, patrzę, a tu na parapecie nasz kochany Erik i Dafne lecą sobie w ślinkę. - Dziewczyna mówiąc to skrzywiła się.
- Dafne Greengrass? To ta blondynka ze ślizgonów nie?
- Tak. Ten chłopak naprawdę nie potrafi sobie odmówić. Lavender, Romilda, Pansy, Dafne..
- Katie, Megan, Lucy, Emma.. - Zaczęła wyliczać ruda. Hermiona wytrzeszczyła oczy.
- Co? O nich nie wiedziałam.
- Neville mi powiedział. I Dean. I Megan.
- Sama nie wiem czy powinnam jej współczuć czy..
- To jej wina. Gdyby nie była taka.. - W tym momencie drzwi do pokoju głośno się otworzyły i wbiegła przez nie zapłakana Lavender. Dziewczyna stanęła na środku pokoju i otarła oczy rękawem szaty, gdy zauważyła, że wszystkie oczy są skierowane na nią. Odszukała Parvati i wysłała jej smutne, przepraszające spojrzenie. Jej oczy znów zaszły łzami, więc szybko pobiegła do sypialni. Parvati nie wiedziała co zrobić. Czy powinna pójść z nią porozmawiać, bo nawet nie musiała pytać co się stało, czy potraktować ją tak samo jak ona została potraktowana. Wysłała Hermionie pytające spojrzenie. Ta po chwili kiwnęła jej tylko głową. Parvati szepnęła coś Seamus'owi i poszła za Lavender do sypialni. Chłopak zmieszał się i usiadł obok Hermiony i Ginny.
- Myślicie, że teraz się pogodzą? - Rzucił jakby ze smutkiem.
- Pewnie tak. - Odparła Hermiona. - Parv może mówić co chce, ale była widać, że za nią tęskniła.
- Świetnie.
- Nie przepadasz za nią co? - Spytała Ginny z lekkim uśmiechem.
- To nie to. Ja po prostu nie chcę, żeby Parvati czuła się nieswojo. Żeby musiała wybierać ja czy ona.
- Och, przestań. Wymyślasz.
- Nie prawda. Widziałaś jak było wcześniej. One są nierozłączne, myślisz, że będzie miała dla mnie czas? Ginny, powiedz. Nigdy nie miałaś tak, że musiałaś wybierać między Harry'm i Hermioną?
- Nie. - Odpowiedziała pewna siebie. - No może czasem. Ale w końcu jesteśmy paczką i raczej wszystko robimy razem.
- Nie wydaje mi się, żeby Lavender była chętna do przyjaźnienia się ze mną. Ja w sumie też nie.
- Co? Nie chcesz się przyjaźnić z dziewczyną, z którą możesz chodzić do Madame Malkin i na beztłuszczowe Latte. Rozmawiać o ubraniach, kosmetykach, plotkować. - Wszyscy troje wybuchnęli śmiechem. W tym momencie do pokoju weszła Parvati. Powiedziała, że Lavender widziała Erika i Pansy. Zaczęła przepraszać i prosić o przebaczenie. Chciała odzyskać przyjaciółkę.
- Teraz śpi. A ja nie wiem co robić. Współczuję jej. Tyle lat się przyjaźniłyśmy. Ale była dla mnie okropna i nie wiem, czy nadal chcę się z nią przyjaźnić. - Parvati posmutniała.
- Na pewno musisz ją teraz wspierać. Mimo tego wszystkiego, zależy ci na niej, prawda? Ale jeśli nie chcesz się przyjaźnić, to tego nie rób. - Powiedziała Hermiona, obejmując dziewczynę ramieniem.
- Sama nie wiem. Może po prostu będę trzymać dystans. Na razie. Zobaczę, jak się zachowa.
- Świetny pomysł. - Powiedział Seamus, aby przypomnieć o swojej obecności, całując dziewczynę w czoło.

Po godzinie pokój opustoszał. Wszyscy położyli się spać. Mimo, że nikt nie powiedział tego na głos, każdy jednocześnie współczuł Lavender, ale także uważał, że dobrze się stało. Powinna była ufać najlepszej przyjaciółce, a nie chłopakowi, którego tak naprawdę ledwo znała. Miała nadzieje, że Parvati jej przebaczy i ich stosunki się unormują. Chociaż stwierdziła, że Seamus to nie jest jej wymarzone towarzystwo i lepiej byłoby, jeśli chłopak dałby im spokój. Nie chciała mówić tego wprost, ale tak czy inaczej Parvati powinna spędzać czas tylko z nią. Tak byłoby najlepiej.

sobota, 6 września 2014

Na Jawie. Rozdział IX.

- Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałaś! I w to, że potrafiłam się z tobą przyjaźnić. Jesteś największą egoistką na świecie! – Hermiona otworzyła zaspane oczy. Po chwili zrozumiała, że źródłem budzącego ją hałasu jest Parvati. – Chodzisz za nim wpatrzona jak w obrazek, a on cię oszukuje.
- Przestań już. Ja wiem, że on ci się podoba i dlatego tak mówisz. On by mnie nigdy nie zranił. Jest we mnie zakochany na zabój. – Powiedziała prawie spokojnym głosem Lavender, patrząc na byłą przyjaciółkę z politowaniem.
- Wiesz, słów mi do ciebie brakuje. Tylko nie przychodź do mnie jak się okaże, że twój chłopak to kłamca. – Powiedziała mocno rozzłoszczona dziewczyna, po czym wyszła z trzaskiem drzwi.
- Nie martw się o to! – Rzuciła za nią blondynka. Dopiero po chwili zorientowała się, że wszystkiemu przyglądała się Hermiona. Uśmiechnęła się niezręcznie, po czym zaczęła się szykować przy lustrze, jak gdyby nigdy nic. Hermiona jeszcze chwile siedziała na łóżku, próbując przyswoić, co się wydarzyło. Następnie po porannej toalecie ubrała się i zeszła na śniadanie. Po drodze minęła Erik’a, który rozmawiał z Pansy Parkinson. Chociaż wyglądało to bardziej, jak próby flirtu. Hermiona wiedziała, że Parvati mówiła prawdę, a Erik był oszustem. Ale wolała nie zastanawiać się, jak zareaguje na to Lavender, gdy się dowie. Jeżeli w ogóle się dowie. I uwierzy. Hermionie zrobiło się smutno ze względu na Parvati, która próbując ustrzec przyjaciółkę została tak źle potraktowana.
Przed wejściem do Wielkiej Sali zobaczyła Seamus’a idącego w tę samą stronę. Gdy chłopak ją zauważył zatrzymał się, nie wiedząc jak się zachować po wczorajszym incydencie. Dziewczyna widząc jego skołowanie uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Wiesz, że nie musisz się mnie bać, prawda? – Spytała ironicznie Hermiona, wciąż z uśmiechem na ustach.
- Wiem, ja tylko nie chciałem.. Sam nie wiem. – Odpowiedział odwracając wzrok.
- Po prostu zapomnijmy, ok? Tak będzie najlepiej. Nadal się przyjaźnimy i wszystko jest w porządku. – Powiedziała wchodząc do Sali.
- Jasne. Tylko wiesz nie chciałbym.. To znaczy wolałbym, żebyś ty.. Nie mów nikomu, ok?
- Nawet nie przyszłoby mi to do głowy.
- Dzięki. Właśnie, nie wiesz, co się stało Parvati? Chłopaki mówili, że płakała rano, a teraz siedzi tam sama.. no bez Lavender.
- Ehh.. Dość ostro się pokłóciły. – W tym momencie wpadła na genialny pomysł. – Wiesz, chyba ktoś powinien poprawić jej humor. – Spojrzała wymownie na chłopaka. Ten przez chwile nie wiedział, co zrobić.
- Masz rację, może pójdę z nią pogadać.
- Świetny pomysł. – Powiedziała udając zdziwienie. Chłopak kiwnął głową i ruszył w stronę gdzie siedziała Parvati i przysiadł się. Na początku dziewczyna próbowała go przegonić, ale gdy ten nie dawał za wygraną, zaczęła z nim spokojnie rozmawiać. Chwilę później zaczęła się uśmiechać. To samo zrobiła Hermiona mówiąc w  myślach: „Jednak jestem w tym dobra”.
Kilka minut później przyszli Ron, Harry i Ginny. Wszyscy razem zjedli śniadanie, a następnie razem z Seamus’em i Parvati, która była w o wiele lepszym humorze udali się na zajęcia.

***

Pierwsze tego dnia były Eliksiry. Po rozpoczęciu zajęć uczniowie zaczęli oddawać prace domowe. Profesor Snape podejrzliwie przyglądał się Seamus’owi, gdy ten oddawał dwie rolki pergaminu. Chłopak był z siebie naprawdę dumny. Następnie każdy dostał recepturę i zaczęto tworzyć eliksiry. Do końca zajęć obyło się bez nieprzewidzianych okoliczności, wybuchów i innych wypadków. Chwile przed końcem lekcji wszyscy oddali wywary i byli gotowi do wyjścia. Nawet Neville. Gdy nauczyciel dal znak, że mogą wychodzić Hermiona podeszła nieśmiało do jego biurka.

- Profesorze?
- Tak? – Odparł chłodno jak zwykle, ukryty za pergaminem.
- Pani Pomfrey prosiła mnie o dostarczenie jej od pana eliksirów. – Snape opuścił pracę, zamyślił się na chwilę, po czym przewrócił oczyma.
- Eh. Ta kobieta mnie zamęcza. – Powiedział wstając i kierując się w stronę zamkniętych drzwi z boku sali. – Za mną. – Powiedział krótko. Hermiona nie zastanawiając się zbytnio ruszyła za nim. Za drzwiami był mały hol z parą drzwi. Jedne były na wpół otwarte i można było zauważyć, że znajduje się tam gabinet. Snape jednak stanął przed drugimi, otworzył je i wpuścił ją do środka. Kiedy przeszła przez próg przez jej ciało przeszedł dreszcz i doznała może nie szoku, ale wielkiego zdziwienia. Dreszcz spowodowany był panującym w pomieszczeniu zimnem. W dolnych częściach zamku zawsze było zimno, ale tu panowała temperatura sięgająca zera bezwzględnego. A jej zdziwienie było spowodowane tym, że pokój był pusty. Całkowicie pusty. Gołe ceglane ściany, goła kamienna podłoga, żadnego mebla. Jedyne, co zostało to pusta framuga w bocznych drzwiach, nakryta ciemnym materiałem. Całość wyglądała tak.. smutno.
- Tu zawsze jest tak pusto? – Wypaliła.

- To się nazywa remont, Granger. Meble są w renowacji. Zaczekaj tu. – Powiedział mniej lodowatym tonem i zniknął za zasłoną. Po chwili wrócił z małym pudełeczkiem pełnym fiolek. Wręczył je dziewczynie, po czym kazał wyjść.

 Hermiona zaniosła je od razu do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey nie mogła się nadziwić, że udało jej się to załatwić. Przypominała o nich od dwóch tygodni, jednak jak dotąd żadnej reakcji. Po odniesieniu eliksirów Hermiona dołączyła do przyjaciół na kolejnych zajęciach. Przez cały dzień wiele razy mijała Parvati i Seamus’a, którzy od śniadania byli nierozłączni. Pod wieczór chodzili już trzymając się za ręce. Hermiona cieszyła się ze swojego udziału w tej relacji. Nadal jednak pozostawała sprawa nieświadomej Lavender, która widząc szczęśliwą ex-przyjaciółkę po porannej kłótni, wydawała się niezadowolona. Jednak nie odzywała się. Wszystko mogło się zdarzyć, bo chcąc nie chcąc dziewczyny nadal dzieliły wspólną sypialnię. Jednak, gdy Hermiona z Parvati wróciły, Lavender już dawno spała, a rano wyszła za nim obie się obudziły. To prawdopodobnie oznaczało koniec przyjaźni.